Po europejskim szczycie Warszawa przygotowuje się do ratyfikowania funduszu odbudowy – dowiaduje się DGP w źródłach rządowych.
Porozumienie na zeszłotygodniowym szczycie odblokowało prace nad budżetem i funduszem odbudowy o łącznej wartości 1,8 bln euro. UE wrzuciła szósty bieg. Przygotowania wznowiono, jeszcze zanim europejscy przywódcy zakończyli w piątek spotkanie w Brukseli i wrócili do swoich stolic.
Tego samego dnia odbyło się posiedzenie ambasadorów krajów członkowskich. To właśnie na tym forum 16 listopada Polska i Węgry zawetowały pakiet budżetowy. Tym razem sprzeciwu nie było. Uruchomiono procedury pisemne, w ramach których w ciągu weekendu w trybie obiegowym ministrowie krajów członkowskich mieli przyjąć budżet i rozporządzenie wiążące fundusze z praworządnością oraz uruchomić proces ratyfikacyjny funduszu odbudowy w parlamentach narodowych. Co więcej, na piątkowym posiedzeniu Komisja Europejska złożyła swoje oświadczenie zgodnie z ustaleniami szczytu. Jeszcze w Brukseli premier Mateusz Morawiecki ostrzegał, że bez tego nie zostanie ratyfikowany fundusz odbudowy w Sejmie.
Z treści piątkowego oświadczenia, do której dotarliśmy, wynika, że Komisja Europejska „odnotowuje” konkluzje szczytu w sprawie rozporządzenia praworządnościowego i potwierdza swoje zobowiązania z nich wynikające „w stopniu, w jaki wchodzą w zakres jej uprawnień, zgodnie z traktatami”. Polski rząd uznaje to za dodatkową gwarancję, która oznacza, że do stosowania rozporządzenia zgodnie z tym, co wynegocjowano na szczycie, zobowiązuje się instytucja, która ma być odpowiedzialna za uruchamianie procedury blokowania pieniędzy. Źródło w rządzie pytane o to, czy piątkowa deklaracja KE odblokowuje proces ratyfikacyjny funduszu odbudowy, odpowiada: „Przygotowujemy ratyfikację decyzji o zasobach własnych”.
Ratyfikacja w parlamentach narodowych jest niezbędna do tego, by fundusz odbudowy w ogóle powstał. Ich zgoda na podniesienie pułapu dochodów UE umożliwi zaciągnięcie przez KE wspólnego europejskiego długu na rynkach o łącznej wartości 750 mld euro. W odróżnieniu od siedmioletniego budżetu, który zacznie obowiązywać 1 stycznia, na fundusz odbudowy trzeba będzie jeszcze poczekać co najmniej kilka miesięcy. Jak sygnalizują źródła w rządzie, w Sejmie do głosowania może dojść nie wcześniej niż w lutym. Ale już na samo porozumienie budżetowe rynki zareagowały entuzjastycznie. Jak zauważył „The Economist”, w piątek euro osiągnęło najwyższą wartość w stosunku do dolara od kwietnia 2018 r.
W konkluzjach zapisano kilka ustępstw dla Polski i Węgier. Po pierwsze, doprecyzowano, że rozporządzenia będzie można używać jedynie w sytuacjach, w których zagrożony jest interes finansowy UE. W wywiadzie dla DGP (s. A5) europoseł PO i sprawozdawca budżetu UE z ramienia europarlamentu Jan Olbrycht mówi jednak, że ten zapis powiela zapisy rozporządzenia i nie wnosi nic nowego. Po drugie, wejście w życie rozporządzenia ma zostać odroczone do czasu wydania wyroku w sprawie jego zgodności z traktatami przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Skargę do TSUE zapowiedzieli premierzy Polski i Węgier. Będą mieli na to dwa miesiące od przyjęcia rozporządzenia, a więc zapewne do połowy lutego (ostatnim krokiem do uchwalenia rozporządzenia i zakończenia procesu legislacyjnego będzie głosowanie w Parlamencie Europejskim, do którego może dojść już w tym tygodniu).
To odroczenie jest postrzegane jako ustępstwo na rzecz węgierskiego premiera Viktora Orbána, który chce przejść suchą stopą przez kampanię wyborczą. Kolejne wybory parlamentarne na Węgrzech są zaplanowane na początek 2022 r. Tymczasem rozpatrzenie skargi w TSUE zazwyczaj zajmuje ok. dwóch lat. Po wydaniu wyroku w Luksemburgu Bruksela będzie musiała jeszcze przygotować wytyczne dotyczące stosowania rozporządzenia, do czego również została zobowiązana w konkluzjach ze szczytu. To dodatkowy bufor czasowy dla węgierskiego premiera. Co więcej, wytyczne mają zostać opracowane „w ścisłym porozumieniu z państwami członkowskimi”, co jeszcze bardziej ma odsunąć moment, w którym KE będzie mogła zastosować rozporządzenie.
Okazuje się jednak, że sprawa może przyspieszyć i rządy w Warszawie i Budapeszcie wcześniej będą musiały zacząć liczyć się z ryzykiem utraty europejskich pieniędzy. Sugerowała to w zeszłym tygodniu Věra Jourová, wiceprzewodnicząca KE odpowiedzialna za sprawiedliwość. W jej ocenie cały proces pójdzie szybko. – Moim zdaniem mówimy raczej o miesiącach niż latach – powiedziała unijna komisarz cytowana przez niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Istnieje możliwość przyspieszenia sprawy, jeśli do trybunału w Luksemburgu wraz ze skargą trafi wniosek o rozpatrzenie jej w trybie przyspieszonym. Zgodnie z regulaminem TSUE taki wniosek może złożyć zarówno strona skarżąca, jak i strona pozwana. W sporze o praworządność w Polsce TSUE już raz zdecydował się na wniosek KE na tryb przyspieszony. Chodziło o sprawę obniżenia wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego w 2018 r.