Polska nie ma problemów z praworządnością. Naprawdę. To, że od czasu do czasu nie wydrukuje się wyroku Trybunału Konstytucyjnego, jeszcze o niczym nie świadczy. Zwłaszcza jeśli porównamy liczbę tych wydrukowanych z orzeczeniami, które się w publikatorze nie znalazły, widać, że chodzi tylko o incydenty.
To samo z ustawami ‒ muszą się państwo zdecydować. Najpierw narzekanie, że w Dzienniku Ustaw publikuje się tyle nowych aktów prawnych (w ubiegłym roku prawie 22 tys. stron), że na ich przeczytanie trzeba by poświęcać prawie trzy godziny dziennie, a teraz, jak Rządowe Centrum Legislacji jednej uchwalonej ustawy nie publikuje, to wielki raban. Przecież wszystkie inne są publikowane. Zresztą zaraz będzie nowa ustawa, prawie taka sama jak ta „zaginiona”, więc nie kłóćmy się o drobiazgi.
Polska nie ma problemów z praworządnością. Przecież przeprowadziła wielką reformę wymiaru sprawiedliwości. Może sądy nie działają szybciej i bardziej sprawiedliwie, za to w imię walki z bezprawiem sędziowskiej kasty minister Zbigniew Ziobro wymienił większość prezesów sądów. I nawet jeśli od początku nie powinien mieć takich uprawnień, to nie zapominajmy, że zgodnie z przepisami przysługiwały mu one tylko przez pół roku ‒ chodziło o to, by następny minister sprawiedliwości nie miał pokusy ręcznego sterowania.
Polska nie ma problemów z praworządnością. Przecież nawet jeśli prezydent nie powoła trzech sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, to szybko uzupełni wakat innymi. Liczba się zgadza. Co prawda spraw kierowanych do TK jakby mniej – no, może nawet znacznie mniej ‒ ale na Boga, nie chodzi o ilość, tylko o jakość. Poza tym może to dobrze, bo jak czasem się ten trybunał czymś zajmie, to potem przez miesiąc nie można protestów ulicznych opanować.
Polska nie ma problemów z praworządnością. Krajowa Rada Sądownictwa wcale nie została upolityczniona, tylko wybrana jeszcze raz zgodnie z orzeczeniem TK. Nazywanie tego ciała jakimś neo-KRS jest niesprawiedliwe. Przecież rada nie tylko stara się sumiennie powielać grzechy „starej” KRS, ale wręcz je twórczo rozwija – dziś awansuje swoich obecnych członków, a także urzędujących wiceministrów (jak zastępczynię Ziobry sędzię Dalkowską).
Niedługo ze stanowiska zostanie usunięty rzecznik praw obywatelskich, ale to wcale nie dlatego, że obecna ustawa wymusza na parlamencie wybranie kogoś ponad podziałami partyjnymi. Po prostu funkcjonujący od 30 lat przepis pozwalający na pełnienie funkcji RPO do czasu wyboru jego następcy okaże się niezgodny z konstytucją. Przez trzy dekady nie mieliśmy trybunału, który by to stwierdził, a teraz wreszcie mamy. To w żadnym razie nie świadczy o tym, że Polska ma problemy z praworządnością.
Bo nie ma. Co prawda stworzono w Sądzie Najwyższym nową Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której powierzono kompetencje decydowania o ważności wyborów, a także Izbę Dyscyplinarną, obsadzoną nominatami nowej władzy, ale co w tym złego? Wybory u nas nie są tak ustawione jak np. na Białorusi. A jeśli czasem się pociągnie do odpowiedzialności karnej lub dyscyplinarnej jakiegoś sędziego, to są to pojedyncze przypadki. Można oczywiście ‒ wykazując złą wolę ‒ wymienić przykłady sędzi Beaty Morawiec, Pawła Juszczyszyna czy Igora Tulei albo niebawem Krystiana Markiewicza, ale pozostałe blisko 10 tys. sędziów może nadal spać spokojnie. Zwłaszcza jak nie wtykają nosa w nieswoje sprawy. Czy ktoś kazał sędziemu Igorowi Tulei rozpoznawać merytorycznie sprawę głosowania w sali kolumnowej z grudnia 2016 r.? Przecież to, że ją wylosował, było wygraną na loterii. Miał szansę odkupić swoje grzechy za sprawę lekarza Mirosława G., którego skazał za łapówkarstwo, ale przy okazji musiał wytknąć CBA stosowanie metod przesłuchań jak za czasów stalinizmu. Zbigniew Ziobro pamięta mu tu przecież do dziś.
Nie trzeba być mózgowcem, by wiedzieć, że nie po to prokuratura umarza sprawę głosowania w sali kolumnowej, by sąd niepotrzebnie uwzględniał zażalenie. Po co drążyć sprawę, o której nikt już nie pamięta? Co to, mało jest aktualnych skandali, żeby wracać do tych sprzed lat? A to przewalone 70 baniek na wybory kopertowe, a to limuzyny kupowane z funduszu na imigrantów, a to ustawa o bezkarności urzędników? Po co więc sięgać do przebrzmiałych spraw? Może jeszcze sąd będzie pytał, dlaczego Zbigniew Ziobro ‒ bądź co bądź minister sprawiedliwości ‒ podpisywał listę obecności już po głosowaniu w sprawie ustawy budżetowej? A może jeszcze okazałoby się, że głosy nie były dobrze policzone, zaś działania marszałka Sejmu i straży marszałkowskiej były niezgodne z prawem?
Polska nie ma problemów z praworządnością. Co najwyżej niektórzy sędziowie najwyraźniej nie zrozumieli, że jak już muszą być niezawiśli, to nie ostentacyjnie. Najlepiej tak jak Lucuś z opowiadania Mrożka „Ostatni husarz”, który stosując wszelkie zasady konspiracji, bohatersko pisał w publicznym szalecie ołówkiem na ścianie „Precz z Bolszewizmem”. A potem wieczorem patrzył w lustrze, czy mu nie wyrosły aby orle skrzydła. Ale nie – musiał Tuleya pozwolić mediom na nagrywanie rozprawy, na której ogłaszał orzeczenie. Co to, to nie. Jawne, jak się okazuje, to może być postępowanie dyscyplinarne przeciwko sędziemu Tulei. Bo jak wiadomo, ważny interes społeczny jest wtedy, gdy władza bierze się za sędziów, a nie wtedy, jak sąd patrzy władzy na ręce. Ale Polska nie problemów z praworzą…