Wszystko dobre, co się dobrze kończy – można by powtórzyć za Szekspirem, bo do Sądu Rejonowego w Ostrowcu Świętokrzyskim trafił akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi D.-C., którego oszustwa opisujemy w DGP od 2014 r.
Śledczy postawili mu zarzuty m.in. oszustw, kradzieży, łamania praw pracowniczych, utrudniania kontroli PIP. Wśród pokrzywdzonych, prócz osób prywatnych, jest Bank Pekao. Jako osoba, która deptała po piętach oskarżonemu i prowadząc dziennikarskie śledztwo, gromadziła dowody jego „wyczynów”, powinnam być zadowolona. Jestem. Gratuluję prokuratorowi, że w rok uwinął się ze śledztwem. Chcę jednak podsunąć mu tropy, które uszły jego uwadze, bo Andrzej D.-C. zasługuje na więcej niż marne sześć zarzutów, które dostał. To nie tylko moje zdanie, sprawę konsultowałam z prawnikami kancelarii AKG Legal.
Oskarżony to barwna postać. Były policjant, który postanowił się zająć czymś bardziej lukratywnym. Kiedy trafiliśmy na jego trop w 2014 r., występował w dwóch postaciach – Andrzeja i Joanny. Andrzej miał być adwokatem, natomiast Joanna radcą prawnym. Występowali w imieniu międzynarodowej korporacji prawniczej Kancelaria Prawna Dobrzyniecki & Partners Law Office, która nigdy nie istniała, i proponowali swoje usługi m.in. osobom oszukanym przez Amber Gold. Pomoc sprowadzała się do tego, że Andrzej kasował honorarium i znikał. Albo robiła to Joanna. Nawiasem mówiąc, D.-C. nie ma wykształcenia prawniczego, swoje formalne wykształcenie zakończył na technikum. Jednak twierdzi, że studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Politechnice Wrocławskiej, Uniwersytecie Wrocławskim, Akademii Prawa Europejskiego w Trewirze i Uniwersytecie w Connecticut.
Skąd dwie postaci? W 2006 r. Sąd Okręgowy we Wrocławiu skorygował płeć Andrzeja D. uznając, że jest kobietą, Joanną D. Jednak w 2013 r. warszawski sąd okręgowy ustalił, że Joanna jest mężczyzną, wrócono do poprzedniego imienia, dodając do nazwiska D. drugie: C. Za każdym razem zmieniane były PESEL i dokumenty. Z tym, że starych D.-C. nie zwracał, co ułatwiało działanie w dwóch postaciach. Ile osób oszukał ten „prawnik”, nie wiadomo, pewnie więcej niż sto. Artykuł w DGP „Prawnik widmo, czyli jak były policjant naciągał ofiary Amber Gold” (18.10.2014) miał zostać potraktowany jako zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, tak się jednak nie stało, nie było postępowania ani zarzutów. Organa ścigania nie zadziałały, więc Andrzej mógł kontynuować karierę. Prowadził Instytut Szkoleniowy Wymiaru Sprawiedliwości, był lobbystą, specjalistą od antyterroryzmu, ambasadorem współpracy polsko-ukraińskiej. Postanowił zostać także hotelarzem, co doprowadziło do postawienia mu zarzutów i wystosowania aktu oskarżenia.
W Magazynie DGP z 28 czerwca 2019 r. w tekście „Andrzej, Joanna, znów Andrzej i znów Joanna” opisałam, jak Andrzej D.-C., tym razem jako Joanna Plewczyńska (radca prawny, członek amerykańskiej izby radców), został zarządcą obiektu hotelowego Pałac Tarnowskich w Ostrowcu Świętokrzyskim. Umowa została podpisana z Instytutem Szkoleniowym Wymiaru Sprawiedliwości reprezentowanym – z upoważnienia Andrzeja D.-C. – przez Joannę Plewczyńską.
Andrzej dysponował kilkoma kompletami dokumentów, którymi się legitymował. Świadkowie twierdzą, że miał także dokumenty zagraniczne, pisane cyrylicą – zapewne ukraińskie, gdyż to w tym kraju miał wiele kontaktów. Występował tam nawet w telewizji, oczywiście jako prawnik z Warszawy. Prokuratura stawiając zarzuty – a dotyczą one tylko czasu działalności hotelarskiej D.-C. w Ostrowcu Świętokrzyskim – nie wzięła tego wątku pod uwagę, choć zgodnie z art. 270 k.k. za fałszowanie dokumentów grozi pięć lat pozbawienia wolności.
Idźmy dalej. Będę może drobiazgowa, ale D.-C. w Pałacu Tarnowskich handlował alkoholem bez koncesji, co jest także penalizowane (art. 43 par. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi). Ma też na sumieniu łamanie art. 303 k.k., który mówi o nieprowadzeniu lub prowadzeniu niezgodne z prawdą dokumentacji działalności gospodarczej. Większość „papierów” zresztą potem spalił, żeby zatrzeć dowody.
Efektem jego niespełna rocznej działalności było to, że zadłużył obiekt na poważne kwoty, nie zapłacił pracownikom ani właścicielce, od której pałac dzierżawił. Za to wszystko dostał zarzuty. Jednak najciekawszym wątkiem oskarżenia jest ten dotyczący działania na szkodę Pekao – miał doprowadzić bank do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem na łączną kwotę 394 005 zł oraz próbował – bez powodzenia – zrobić to na kwotę ponad 187 tys. zł. W ten sposób, że bez stosownego upoważnienia dokonywał tzw. preautoryzacji na kontach swoich kontrahentów. W sumie dziewięć przestępstw określonych w art. 286 par. 1 k.k. i art. 13 par. 1 k.k. w zw. z art. 286 par. 1 i art. 287 par. 1 oraz art. 11 par. 2 i art. 91 par. 1. Za to wszystko ustawodawca przewidział górną granicę kary w wysokości ośmiu lat pozbawienia wolności.
Zarzut mógłby być inny, związany z art. 299 par. 5, który mówi o praniu brudnych pieniędzy. Ale po kolei: w Pałacu Tarnowskich były trzy obrazki, kopie prac Bruno Amadio z cyklu „Płaczące dzieci”. I zniknęły, zapewne Andrzej D.-C. je sobie przywłaszczył. Nie były wiele warte – takie reprodukcje można kupić za niewiele ponad 100 zł. Pewne jest za to, że D.-C. udało się je sprzedać – i to sześciokrotnie – obywatelom Ukrainy, Indii i Bangladeszu za kwoty od 42 750 zł do 97 850 zł. To klasyczny numer: sprzedać coś bezwartościowego za dużą kwotę, żeby zalegalizować brudną kasę. Prokurator odrzucił jednak tę możliwość. Choć tożsamość „kupców” jest znana, nie zostali oni nawet przesłuchani.
Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi: prokurator nie wystąpił o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu tymczasowego, według niego nie było takiej potrzeby. To o tyle dziwne, że akurat w tej sprawie byłyby powody: Andrzej D.-C. już podczas postępowania ukrywał się, nie stawiał na wezwania, był poszukiwany. Jest wielce prawdopodobne, że teraz, aby uniknąć kary, ucieknie za granicę, tę wschodnią, gdzie ma przyjaciół i partnerów od lewych interesów. Na szczęście nie wyszło mu „granie wariata”, co próbował robić, a biegły psychiatra stwierdził, że jest poczytalny.