To niestety powszechna praktyka, zwłaszcza wiele mam samowolnie zaczęło ograniczać kontakty dzieci z ich ojcami - mówi Katarzyna Stankiewicz adwokat.
DGP

Pani mecenas, do Rzecznika Praw Obywatelskich zwróciła się matka, która jest po rozwodzie i sprawuje opiekę nad dzieckiem naprzemiennie z byłym mężem. Ojciec dziecka jest „antycovidowcem”. Matka obawia się, że przez spotkania ucierpi zdrowie dziecka, które cierpi na schorzenia kwalifikujące je do grupy zwiększonego ryzyka. Czy w takiej sytuacji może ona samowolnie ograniczyć kontakty z ojcem, tłumacząc się bezpieczeństwem dziecka?

Z prawnego punktu widzenia - nie może. Niestety w praktyce wielu rodziców jednak właśnie tak postępuje, traktując stan epidemii jako wymówkę, by kontakty ograniczać. Dzieje się tak często także w sytuacji, gdy dziecko nie cierpi na żadne dodatkowe choroby, gdy rodzic nie ma żadnego usprawiedliwienia takiego działania. Generalnie w momencie wystąpienia stanu epidemii kontakty, które zostały wcześniej uregulowane na podstawie wyroków sądowych bądź ugody między rodzicami są nadal wiążące, ale wielu rodziców przestało się do nich stosować. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, prawo do kontaktów z dzieckiem jest niezależne od władzy rodzicielskiej, więc nawet osoba, która została jej pozbawiona, ma prawo do osobistych kontaktów z małoletnim. W sytuacji, gdy jeden z rodziców uważa, że kontakt może stwarzać dla dziecka realne zagrożenie, powinien złożyć do sądu rejonowego wniosek o zmianę dotychczas prawnie uregulowanych kontaktów.

Tylko że sąd na pewno nie rozstrzygnie sprawy natychmiast.

Dlatego powinno się złożyć także wniosek o zabezpieczenie, aby już na etapie toczącego się postępowania można było zmodyfikować aktualne kontakty. Jednak często zdarza się, że rodzice nie składają takiego wniosku lub przed jego rozpoznaniem samowolnie ograniczają kontakt. W tej sytuacji pojawia się problem, że nie ma żadnego skutecznego prawnego instrumentu, aby ten kontakt wówczas wyegzekwować. Kończy się to „przeciąganiem liny”- rodzic przyjeżdża do domu, nie zostaje dopuszczony do dziecka, więc wzywa policję. Policja stwierdza, że nie ma możliwości wyciągnięcia dziecka z domu siłą. I w praktyce kontakty przestają być realizowane, na czym cierpią przede wszystkim dzieci. Bezradny rodzic wzywa policję kilkanaście-kilkadziesiąt razy, a w końcu składa wniosek do sądu o nałożenie kary za utrudnianie kontaktów. Taka procedura jest jednak bardzo czasochłonna.

Ile w praktyce może potrwać sprawa o uregulowanie kontaktów?

Wszystko zależy od tego, do jakiego sądu trafimy. Sądy rejonowe w mniejszych miastach zazwyczaj przeprowadzają postępowanie szybciej. Te w większych miastach są bardziej przeciążone ilością napływających spraw, więc czeka się dłużej. Teoretycznie wniosek o zmianę kontaktów i o zabezpieczenie powinien zostać rozpatrzony niezwłocznie. W praktyce wygląda to różnie, ale przyznaję, że po czerwcowym odmrożeniu rozpraw wszystko toczy się dosyć sprawnie, choć spraw jest naprawdę dużo. Mimo wszystko- postępowanie trwa średnio kilka miesięcy, zaś rozpoznanie wniosku o zabezpieczenie to kwestia kilku tygodni.

Czyli dopiero w momencie, gdy sąd wyda wniosek o zabezpieczenie, kontakty mogą zostać zgodnie z prawem ograniczone?

Tak, ponieważ postanowienie o zabezpieczeniu podlega natychmiastowemu wykonaniu, chociaż jest nieprawomocne. Jeżeli nawet druga strona je zaskarży, nie zmienia to faktu, że do prawomocnego zakończenia postępowania pozostaje on w mocy lub do momentu wydania nowego postanowienia zabezpieczającego.


A gdyby we wspomnianej sytuacji matka dziecka stwierdziła, że zezwala jedynie na kontakt zdalny, a nie osobisty?

Bez zgody sądu takie działanie byłoby bezprawne. Chociaż dopiero ukaranie przez sąd, po złożeniu wniosku przez ojca, realnie spowoduje dla matki prawne konsekwencje.

Jaką karę sąd może nałożyć w takiej sytuacji na matkę dziecka?

Rodzic, który składa wniosek o ukaranie za utrudnianie kontaktu, sam określa kwotę, którą chciałby otrzymać za każdy niezrealizowany kontakt. Kształtuje się to bardzo różnie w zależności od sytuacji finansowej rodziców. Dla niektórych dotkliwą karą będzie 200 zł, dla innych- 2000 zł. Rekordzista, który do mnie trafił, miał łącznie ponad 130 tys. zł zaległej kary za nierealizowanie kontaktów.

Czy w czasie pandemii często zdarzają się sprawy dotyczące modyfikacji albo utrudniania kontaktów?

Tak, jest ich bardzo dużo. I, tak jak mówiłam na początku, pandemia często traktowana jest jako wymówka. Niestety cierpią na tym dzieci, które potrzebują kontaktu zarówno z mamą, jak i tatą. To niestety powszechna praktyka, po wybuchu pandemii zwłaszcza wiele mam samowolnie ograniczało kontakty dzieci z ich ojcami. Dlatego w tej sprawie głos zabrało nawet Ministerstwo Sprawiedliwości, które wyraźnie zaznaczyło, że wcześniejsze ustalenia dotyczące kontaktów nadal obowiązują, a ewentualne ograniczenia dotyczą jedynie sytuacji, gdy rodzic jest na kwarantannie. Także sądy w tego typu sprawach stwierdzały, że epidemia sama w sobie nie jest powodem do samowolnego ograniczania kontaktów. Zwłaszcza że rodzice sami mieli na uwadze przede wszystkim dobro swoich dzieci. Ze swojego doświadczenia mogę przytoczyć sytuację, w której ojciec dziecka był pilotem, dużo podróżował, bo na początku pandemii sprowadzał Polaków z zagranicy do Polski. Z uwagi na zagrożenie, sam przez półtora miesiąca ograniczył kontakt z dziećmi do rozmów wideokonferencyjnych, aby ich nie narażać. Wszystko zależy od sytuacji, ale żaden rodzic raczej nie naraża świadomie dziecka na potencjalne zarażenie, nie ma więc także powodów, by traktować pandemię jako wytłumaczenie każdego ograniczenia kontaktu.