- Konwencja stambulska nie wspomina o jakiejkolwiek wizji rodziny. A już z pewnością nie forsuje jednej kosztem drugiej. Główne założenie jest takie, by wszyscy byli w domu bezpieczni - mówi w rozmowie z DGP Johanna Nelles członkini GREVIO (Group of Experts on Action against Violence against Women and Domestic Violence), ciała monitorującego wdrażanie konwencji stambulskiej w Radzie Europy.
DGP
Sekretarz generalna Rady Europy Marija Pejčinović Burić mówiła niedawno, że nieporozumienia, jakie pojawiły się wokół konwencji stambulskiej, trzeba szybko wyjaśnić za pomocą konstruktywnego dialogu. Czy to właśnie robiła pani w Polsce?
Nasza wizyta koncentruje się na prawnych aspektach implementacji konwencji. Mogę tylko odnieść się do tego, czego do tej pory dowiedziałam się na temat trwającej w Polsce dyskusji. Jej osią wydaje się być obawa, że konwencja zawiera rozwiązania, które mogą stanowić zagrożenie dla tradycyjnego modelu rodziny. Prawdę mówiąc, podobne argumenty słyszę od miesięcy z różnych krajów.
ShutterStock
Czyli nie są to tylko polskie obawy?
Zdecydowanie nie, co tylko pokazuje, jak wielkie jest niezrozumienie dla konwencji stambulskiej. W żadnym artykule, w żadnym zapisie nie wspomina ona o jakiejkolwiek wizji rodziny. A już z pewnością nie forsuje jednej kosztem drugiej. Główne założenie konwencji jest takie, by wszyscy byli przede wszystkim w domu bezpieczni. Bez względu na to, o jakiej rodzinie mówimy: małżeństwie czy związku nieformalnym, rodzinie wielodzietnej czy bezdzietnej. Nie dyskryminujemy nikogo. Nadrzędnym celem jest ochrona jednostek.
Marcin Romanowski, wiceminister w resorcie sprawiedliwości, nazwał konwencję „genderowym bełkotem”. Te słowa są pani zdaniem właśnie efektem nieporozumienia?
Wiem, że dokument zawiera kontrowersyjne dla części polskich polityków określenie „gender”. Ale nie jest przypadkiem, że pada właśnie to słowo, a nie „seks”, które odnosi się do płci rozumianej wyłącznie biologicznie. Żeby zrozumieć różnice, trzeba odnieść się do studiów nad płcią w szerszym kontekście, społecznym i kulturowym. Mowa w nich o stereotypach, rolach przypisywanych kobietom i mężczyznom, oczekiwaniach społecznych związanych z płcią, zachowaniach akceptowanych i nie. To wszystko prowadzi do wniosku, że kobiety doświadczają przemocy właśnie ze względu na fakt, że są kobietami. Płeć jest czynnikiem ryzyka, przyczyną nierównego traktowania.
Jednak przedstawiciele polskiego rządu nazywają „gender” ideologią. A Michał Woś, który w zrekonstruowanym rządzie będzie się zajmował „prawami obywatelskimi i tożsamością europejską”, wezwał do zaprzestania publicznego finansowania studiów gender jako antynaukowego bełkotu.
Nasze spotkania w Polsce – również z przedstawicielami władz – skupiały się na analizie postanowień konwencji artykuł po artykule. Zależy nam, aby nasi partnerzy zrozumieli, że przeciwdziałanie przemocy, ochrona ofiar i ściganie sprawców to nie ideologia. A także – że przemoc domowa nie jest rodzajem zwykłego przestępstwa. Nie można bicia kobiet przyrównać do zwykłej bójki w barze czy innego incydentu na ulicy. To musi być postrzegane w kontekście dyskryminacji i braku równouprawnienia społecznego. O tym mówi szczegółowo preambuła konwencji, która narzuca też rozumienie całego dokumentu. Uznaje m.in., że przemoc wobec kobiet stanowi jeden z podstawowych mechanizmów społecznych, za sprawą którego kobiety są utrzymywane na podrzędnej pozycji wobec mężczyzn. Podkreśla, że kobiety i dziewczęta są często narażone na drastyczne formy przemocy, takie jak przemoc domowa, molestowanie seksualne, gwałt, małżeństwo z przymusu, przestępstwa popełniane w imię „honoru” i okaleczanie narządów płciowych. Stanowią one poważne naruszenia praw człowieka. Nieważne więc, czy mówimy o matce zajmującej się dziećmi, bizneswoman czy nauczycielce muzyki. Jeśli padają one w domu ofiarą przemocy, to właśnie ze względu na swoją płeć oraz to, jak przez wieki ich rola była determinowana przez stereotypy.
Resort sprawiedliwości przekonuje, że po ostatnich zmianach legislacyjnych – w tym wejściu w życie ustawy antyprzemocowej – konwencja stambulska z prawnego punktu widzenia stała się zbędna. A standard ochrony osób pokrzywdzonych przestępstwem w polskich przepisach jest wyższy niż w konwencji.
Konwencja odnosi się nie tylko do kobiet, lecz do wszystkich ofiar. Są nimi – choć w zdecydowanej mniejszości – również mężczyźni. To ważne zastrzeżenie. Chodzi o to, by nie uznano dokumentu za zemstę za lata męskiej dominacji. Nic z tych rzeczy. A wracając do tego, czy konwencja jest zbędna… Ona jest jak konstytucja. Ma przede wszystkim służyć prawidłowej interpretacji prawa, ustalać standard. Stwarza okazję, by wszelkie przepisy brać pod lupę i podwójnie sprawdzać, czy idą w dobrym kierunku. Zadaniem GREVIO, ciała monitorującego wdrażanie konwencji stambulskiej, jest właśnie monitorowanie, czy rzeczywiście się tak dzieje oraz jakie działania prewencyjne i ochronne podejmuje dane państwo. Jako organ ekspercki zdajemy sobie sprawę, że każdy kraj startował z innego poziomu i ma swoją specyfikę. W jednym problem małżeństw z przymusu może niemal w ogóle nie istnieć, za to nierozwiązaną kwestią pozostaje np. ciche przyzwolenie na małżeński gwałt.
Z wizyty GREVIO w Polsce ma powstać raport, który zostanie opublikowany w połowie przyszłego roku. Co się w nim znajdzie?
Szczegółowa analiza związana z zastanym stanem prawnym, finansowaniem konkretnych rozwiązań. Pamiętajmy, że konwencję ratyfikowały 34 państwa członkowskie Rady Europy. Każde zostanie poddane naszej ocenie i dostanie zalecenia. Państwa, w tym Polska, będą miały trzy lata na ich wdrożenie. To da również odpowiedź na pytanie, jak poważnie każde z nich traktuje konwencję.
Co się stanie, jeśli po upływie tych trzech lat nie zajdą żadne zmiany?
Rada Europy nie jest instytucją, która wymierza sankcje. Ważna jest metodologia naszej pracy: chcemy wchodzić w dialog z rządami. Nie punktujemy niedociągnięć dla samej krytyki, bo we wspólnym interesie jest przestrzeganie prawa przez wszystkie kraje strony konwencji.
UE podejmuje teraz wysiłki, by wprowadzić konwencję do unijnego porządku prawnego. Gdyby tak się stało, dla krajów opornie wdrażających jej postanowienia mogłoby się to wiązać z uruchomieniem procedury naruszeniowej. A nawet kierowaniem skarg do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Jako Rada Europy nie możemy komentować tych starań. Na pewno problemem na drodze do zrealizowania takiego planu jest to, że sześć krajów członkowskich UE (Bułgaria, Czechy, Węgry, Litwa, Łotwa, Słowacja) nie ratyfikowało dokumentu.
W Polsce przyszłość konwencji też nie jest jasna, odkąd Zbigniew Ziobro powiedział o konieczności jej wypowiedzenia.
Mam pełną świadomość tych słów. Wiem też, że premier Morawiecki skierował zapytanie w sprawie poszczególnych artykułów konwencji do Trybunału Konstytucyjnego. Czekamy, jaka będzie opinia sędziów.
Wspomniała pani, że inne państwa mają również wątpliwości związane z konwencją. Czy to są te kraje Rady Europy, które dotąd jej nie ratyfikowały?
Tak, mogę powiedzieć, że chodzi w dużej mierze właśnie o te 13 państw (Armenia, Azerbejdżan, Bułgaria, Czechy, Węgry, Łotwa, Liechtenstein, Litwa, Mołdawia, Rosja, Słowacja, Ukraina, Wielka Brytania – red.). Ale nie chcę używać określenia „wątpliwości”. Mam na uwadze raczej toczącą się tam dyskusję publiczną.
Przewodnicząca GREVIO Feride Acar w sprawozdaniu na temat konwencji podkreślała, że rozpowszechnia się na jej temat fałszywe narracje, co wypacza jej cel oraz odsuwa od faktów o przyczynach i charakterze przemocy wobec kobiet.
To jest bardzo dobrze powiedziane. Nie mam nic do dodania, bo nic się nie zmieniło.
Delegacja Rady Europy w Polsce ma związek z ostatnimi kontrowersjami wokół konwencji?
Mamy harmonogram i ta wizyta była w nim przewidziana od dwóch lat.
Podczas gdy polski rząd uważa, że ochrona ofiar działa u nas znakomicie, strona społeczna ma całkiem inne zdanie na ten temat. Rzecznik praw obywatelskich napisał raport alternatywny wobec tego rządowego.
To właśnie czyni naszą pracę jeszcze bardziej interesującą. Naszą misją jest ustalenie faktów. Dla mnie to dziesiąta wizyta, a GREVIO łącznie odwiedziło już 17 krajów. Polska jest 18. Staramy się znaleźć równowagę pomiędzy wszystkimi aktorami, z którymi rozmawiamy. Nie tylko w Polsce słyszymy z różnych stron kompletnie różny przekaz. Naszym zadaniem jest zrozumienie, skąd ta rozbieżność się bierze, czy winne jest wadliwe prawo, czy raczej jego praktyka.
Nie tylko wizyta w Polsce jest wyzwaniem?
Nie powiedziałabym, że Polska to szczególne wyzwanie. Niektóre kraje mają system federalny, który jest o wiele bardziej skomplikowany, jeśli chodzi o monitoring. Na przykład Hiszpania ma 27 regionów, które prowadzą własną politykę związaną z walką z przemocą.
Konwencja może zostać zmieniona? Politycy prawicy chcieliby wprowadzić zastrzeżenie podobne do tego, jakie pewien czas temu zrobiła Chorwacja – dotyczyło ono pojęcia „gender”. Zagrzeb zaproponował, by było ono interpretowane wyłącznie jako płeć biologiczna, rozumiane zgodnie z konstytucyjną definicją małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety.
Artykuł 80 dopuszcza wnoszenie poprawek, ale do tej pory nigdy go nie użyto. Szczerze mówiąc, rzadko się zdarza, by Rada Europy zmieniała teksty prawne. Jeszcze raz powtórzę: musimy zrozumieć genderowe role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie. One kreują zależności i układ sił na korzyść męskiego sprawcy, a nie żeńskiej ofiary. Spójrzmy na aspekt ekonomiczny. Jednym z powodów, dla których wiele kobiet nie opuszcza krzywdzących je mężów, jest to, że nie wiedzą, w jaki sposób utrzymają swoje dzieci i jak znajdą pracę. Są uwięzione w strukturze, a europejskie społeczeństwo nadal nie dostarcza im wystarczających narzędzi, które pozwoliłyby uwolnić się od oprawcy. Bez założenia na nos genderowych okularów poradzimy sobie być może pojedynczymi przypadkami, ale nie znajdziemy odpowiedzi na systemowy problem przemocy wobec kobiet.
A konwencja ma być tym systemowym remedium?
Wcześniej podejmowane były inicjatywy, ale punktowo. Konwencja opiera się na dobrych praktykach z różnych krajów europejskich. Przykładem jest prawo, które nakazuje opuszczenie domu sprawcy, a nie ofierze przestępstwa. Niedawno wprowadzono je w Polsce i wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Ta idea narodziła się 25 lat temu w Austrii. Rada Europy uznała, że jest doskonałym narzędziem, które powinno być częścią umowy międzynarodowej. Właśnie dzięki konwencji widzimy kolejne kraje, które wprowadzają podobne przepisy u siebie. Jednym z nich jest Polska.
Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że to jego własna inicjatywa.
To jest wymóg konwencji stambulskiej. Oczywiście nie oczekujemy od krajów członkowskich, by przyznawały, że robią coś dzięki konwencji.