Banksy jest bez wątpienia najbardziej znanym zulicznych artystów. Artysta obsesyjnie wręcz chroni swą prywatność. Mimo „śledztw” prowadzonych także przez dziennikarzy nikt nie odkrył, kim naprawdę jest. Niektórzy uważają, że pod pseudonimem ukrywa się fotograf Stephen Lazarides, który zarejestrował stronę internetowego Banksy’ego. Ten jednak twierdzi, że jest jedynie menedżerem artysty.
Anonimowość ma swoje zalety, ale też i wady. Jedną z nich są trudności z ochroną praw autorskich. Pomijając fakt, że często nie wiadomo do końca, które prace są rzeczywiście autorstwa Banksy’ego, a które nie, to również trudno mu walczyć z kopiowaniem jego szablonów. Przez długi czas twórca nie przejmował się swoimi prawami. Do tego stopnia, że stworzył nawet szablon z napisem „prawa autorskie są dla przegranych”. Kilka lat temu chyba jednak zmienił zdanie. Postanowił jednak obejść system z drugiej strony. Skoro ma problemy z ochroną praw autorskich, to postanowił zarejestrować jeden ze swych szablonów jako unijny znak towarowy. Chodzi konkretnie o charakterystyczny rysunek „Miotacz kwiatów”, który przedstawia młodego mężczyznę z twarzą zasłoniętą chustą, w domniemaniu uczestnika ulicznych protestów, który zamiast koktajlem Mołotowa rzuca bukietem kwiatów. Namalowano go w 2005 r. w Betlejem.
W 2014 r. firma reprezentująca Banksy’ego złożyła w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) wniosek o rejestrację tego rysunku jako graficznego znaku towarowego. Sprzeciwiła się mu firma Full Color Black, która sprzedaje kartki pocztowe, w tym również wykorzystujące grafiki Banksy’ego. Główny argument – próba rejestracji w złej wierze, gdyż znak towarowy powinien służyć do komercjalizacji towarów czy usług.
Banksy nie złożył broni. Z jednej strony postanowił udowodnić, że prowadzi działalność handlową, do której wykorzystuje wspomniany znak, z drugiej jednak zrobił to w taki sposób, by nikt nie miał wątpliwości, że naśmiewa się z systemu. W specjalnie założonym sklepie internetowym na sprzedaż wystawił choćby torebkę z cegły, dla klientów, którzy „nie mają zbyt wiele, ale mogą chcieć walnąć kogoś w twarz”. Zresztą w jednej z wypowiedzi artysta wprost stwierdził, że otworzył sklep wyłącznie z powodu sporu prawnego, co jest prawdopodobnie najmniej poetyckim powodem, aby tworzyć sztukę”.
Banksy przegrał spór o znak towarowy. EUIPO uznała, że próbował go zarejestrować w złej wierze. A sklep został założony nie w celu rzeczywistego korzystania z tego znaku, tylko po to, by obejść prawo. Dodatkowy argument – nie da się bezsprzecznie potwierdzić, że posiada on prawa autorskie do spornego oznaczenia.
Z jednej strony każdy twórca powinien mieć prawo do anonimowości, co nie powinno utrudniać ochrony jego praw. Z drugiej jednak trudno też oczekiwać, że urząd mający chronić te prawa zaakceptuje, że ktoś próbuje grać mu na nosie i nawet tego nie ukrywa. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Skoro Banksy uznał, że zależy mu na komercyjnym korzystaniu ze swej twórczości, to nie może jednocześnie kwestionować reguł, na których opiera się sama idea tego komercyjnego korzystania.