Czy sprostowanie może podpisać należycie umocowany pełnomocnik osoby uprawnionej do jego żądania, czy też jedynie sam bezpośrednio zainteresowany? Z tym zagadnieniem zmierzy się siódemkowy skład Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Wniosek o rozstrzygnięcie rozbieżności w wykładni prawa złożyła I prezes SN.
Sprawa dotyczy art. 31a ust. 4 ustawy ‒ Prawo prasowe (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1914). Stanowi on, że sprostowanie powinno zawierać podpis wnioskodawcy, jego imię i nazwisko lub nazwę oraz adres korespondencyjny. Wiele osób bowiem nie wie, że to bynajmniej nie gazety i portale prostują umieszczone wcześniej informacje, lecz prostują sami zainteresowani.
Szkopuł w tym, że w orzecznictwie powstały rozbieżności.
Jeden pogląd zakłada, że sprostowania nie można skutecznie zrealizować przez pełnomocnika. Tak stwierdził Sąd Najwyższy m.in. w wyroku z 16 lutego 2017 r. (sygn. I CSK 106/16). Sąd, nawiązując do podziału na oświadczenia woli i oświadczenia wiedzy, rozróżnił na gruncie art. 31a prawa prasowego wniosek o sprostowanie od sprostowania sensu stricto. I do wniosku jako oświadczenia woli zastosowanie znajdują przepisy prawa cywilnego. To oznacza, że można go złożyć przez pełnomocnika. Samo sprostowanie jest już jednak wypowiedzią konkretnego podmiotu co do faktu opublikowanego na łamach prasy ‒ jest więc oświadczeniem wiedzy. I tego już nie można skutecznie zrealizować przez pełnomocnika. Podobny pogląd SN wyrażał kilkukrotnie. Bez trudu można znaleźć w orzecznictwie wskazania, że sprostowanie pod rygorem nieskuteczności musi zawierać podpis własnoręczny (tak np. SN w wyroku z 6 grudnia 2017 r., sygn. I CSK 119/17).
Istnieje jednak także stanowisko odmienne, które najlepiej ‒ zdaniem I prezes SN ‒ zostało wyjaśnione w wyroku SN z 14 lutego 2019 r. (sygn. IV CSK 8/18). Sąd w tej sprawie uznał, że wymaganie osobistego, własnoręcznego podpisania takiego oświadczenia wiedzy przez osobę zainteresowaną nie służy ochronie żadnych wartości, a jedynie stwarza niepotrzebne bariery przy korzystaniu z instytucji sprostowania. Bo istotą jest, by odbiorca mógł w łatwy sposób ocenić, od kogo pochodzi samo sprostowanie. I fakt podpisania go przez pełnomocnika bezpośrednio zainteresowanego bynajmniej tego nie utrudnia.
Ponadto ‒ zgodnie z drugą koncepcją ‒ trzeba pamiętać, iż przepisy o oświadczeniach woli stosuje się odpowiednio do innych oświadczeń, w tym wiedzy. Rozróżnienie dokonywane przez składy orzekające przychylne koncepcji pierwszej jest więc, zdaniem niektórych, niewłaściwe.
„Odmiennie odczytuje się cel regulacji art. 31a ust. 4 Prawa prasowego. Wymóg podpisania sprostowania przez osobę zainteresowaną interpretuje się – z jednej strony – jako rozwiązanie pozwalające na identyfikację wnioskodawcy, ocenę sprostowania jako pochodzącego od określonego podmiotu oraz potwierdzenie przez wnioskodawcę treści sprostowania, a z drugiej strony jako niepotrzebną barierę w korzystaniu z instytucji sprostowania, która nie realizuje żadnych prawnie chronionych wartości” ‒ zauważa w swym wniosku prof. Małgorzata Manowska.
To też spór o to, który rodzaj wykładni jest w tym wypadku istotniejszy: czy wykładnia językowa, czy celowościowa.
ShutterStock