Hodowcy zwierząt futerkowych godzą się na wygaszenie działalności, ale w zamian za odszkodowania. Liczą, że przekonają do tego rząd.
– Chcemy się dogadać. Dlatego zwrócimy się do premiera i Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o wyznaczenie terminu spotkania. Liczymy, że dialog przyczyni się do wypracowania rozwiązań korzystnych dla wszystkich stron. Inaczej skończy się strajkami. Hodowcy, ale też inni przedsiębiorcy, w których uderzą nowe przepisy, mają dużo do stracenia, często dorobek życia – mówi Daniel Chmielewski, prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych (PZHZF).
Chodzi o poselski projekt o ochronie zwierząt zakazujący m.in. trzymania psów na łańcuchach, uboju rytualnego i hodowli zwierząt na futra.
– Jesteśmy gotowi przystać na wygaszenie działalności, ale nie na proponowanych warunkach. Daje się nam na to rok, nie proponując w zamian żadnej rekompensaty – tłumaczy Daniel Chmielewski.
Hodowcy tłumaczą, że na wygaszenie produkcji potrzebują przynajmniej 1,5 roku. Dotyczy to hodowli szynszyli, a w przypadku innych ten czas to nawet 12 lat. Do tego żądają odszkodowań, bo bez nich nie będą mieli z czego spłacić kredytów i pożyczek. – Zatrudniamy też pracowników. Likwidacja biznesu oznacza konieczność zapłacenia odpraw. Pytanie z czego – mówi Jan Dembek, właściciel hodowli szynszyli w Zakręcie.
Jak wylicza PZHZF warta 7 mld zł branża ma 3 mld zł długu. Wywiadownia gospodarcza Bisnode Polska potwierdza, że kondycja sektora nie jest dobra.
– Spośród 835 firm działających w branży produkcji futer i hodowli zwierząt futerkowych w bardzo dobrej i dobrej kondycji jest 208 podmiotów, w słabej 583 firmy, a 44 w bardzo złej. Jednym słowem ok. 75 proc. firm ma kłopoty finansowe – mówi Tomasz Starzyk, analityk Bisnode Polska.
To efekt m.in. rozwoju konkurencji na rynku. Tylko w ostatnich pięciu latach liczba firm działających w branży produkcji futer i hodowli zwierząt futerkowych wzrosła o prawie 440. Największy wzrost, o prawie 6,2 proc. zanotowano między 2015 i 2016 r. Nie wszystkie jednak działają aktywnie. – Część z tych podmiotów nie prowadzi działalności, są podmiotami uśpionymi. Wedle szacunków na rynku aktywnie działa od 800 do 850 firm – dodaje Tomasz Starzyk.
Hodowcy podkreślają, że powodów ich kłopotów jest więcej. W ostatnich miesiącach najbardziej przyczyniła się do nich pandemia. W niektórych przypadkach przychody spadły nawet o połowę.
– Od września 2019 r. nie odbywały się praktycznie żadne aukcje międzynarodowe, na których sprzedajemy najwięcej surowca. Ruszyło się dopiero w ostatnich tygodniach. Dwie aukcje mamy już za sobą. Dodam, że pokazały, iż popyt się odbudowuje, czyli zapotrzebowanie na nasz towar ciągle jest – tłumaczy Daniel Chmielewski, dementując informacje o spadku zainteresowania futrami.
– Osoby, które chcą działać w tej branży, zawsze znajdą odbiorców. Surowiec cieszy się zainteresowaniem w Europie i na świecie – dodaje Jan Dembek.
Jak wynika z danych GUS w 2019 r. wyeksportowano z kraju skóry, futra i produkty z nich za 4,5 mld zł. Oznacza to wzrost o 4,7 proc. względem 2018 r.
Hodowcy przyznają jednak, że biznes prowadzi się coraz trudniej, na co wpływ miały m.in. osoby i organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt. Dlatego wielu z nich nie wyklucza wycofania się z działalności. Przyznają, że są gotowi zgodzić się na 250 euro odszkodowania za samicę, czyli na poziom rekompensaty obowiązujący w innych krajach Europy m.in. w Holandii.
Resort rolnictwa jest gotowy do dialogu, podobnie jak powołany przez niego pełnomocnik ds. zwierząt Albert Krukowski.
– Sprawa odszkodowań wykracza jednak poza moje kompetencje – przyznaje jednak Krukowski, dodając przy tym, że sytuacja zwierząt na fermach nie jest tak dramatyczna, jak się mówi.
Innego zdania są organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, które liczą na jak najszybsze wejście w życie nowych przepisów.
– Sytuacja w hodowlach jest zła, ale to nie tylko specyfika Polski, lecz także innych krajów. Dlatego dochodzi do wygaszania produkcji, za czym my też optujemy. Uważamy jednak, że powinno mieć to miejsce na pewnych zasadach – mówi Marta Korzeniak, specjalistka ds. komunikacji w Stowarzyszeniu Otwarte Klatki, mając na myśli wypłacane za granicą odszkodowania.
Na wygaszenie produkcji hodowcy potrzebują co najmniej 1,5 roku