Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego podtrzymała wczoraj wyrok uznający byłego asesora prokuratorskiego z Pucka za winnego zaniedbań, które doprowadziły do śmierci dziecka.
Sprawa rozpoczęła się w 2012 r., gdy w jednej z rodzin zastępczych w Pucku umarł trzylatek. Dwa miesiące później zmarło w tej rodzinie kolejne dziecko, tym razem pięcioletnie. Wtedy też wyszło na jaw, że oba zgony były skutkiem pobicia, a nie, jak twierdzili rodzice zastępczy – nieszczęśliwych wypadków. Nadzorującemu śledztwo asesorowi oraz jego przełożonemu, zastępcy szefa prokuratury rejonowej w Pucku (sam kierownik był wówczas na urlopie), postawiono zarzuty dyscyplinarne. Ich zaniedbanie miało polegać na zwlekaniu z przesłuchaniem najstarszej dziewczynki z tej rodziny zastępczej oraz z oględzinami dzieci (czynności tych dokonano dopiero po drugim zgonie i jednoznacznie wskazały one na stosowanie przemocy). Gdyby dokonano ich wcześniej, być może udałoby się uratować pięciolatka.
Zastępca szefa prokuratury rejonowej został prawomocnie uniewinniony, podobnie jak asesor w pierwszej instancji. Jednak po odwołaniu prowadzącego sprawę zastępcy rzecznika dyscyplinarnego Sąd Najwyższy w listopadzie 2019 r. uznał asesora za winnego, wymierzając mu karę upomnienia. Zdaniem składu orzekającego o zaniedbaniu miało świadczyć m.in. to, że z wystawionej przez biegłego opinii wynikało, iż obrażenia trzylatka mogły powstać zarówno w wyniku upadku ze schodów, jak i pobicia. Śledczy powinien więc podjąć działania w celu rozwiania tych wątpliwości. Wnioskowała o nie także policja.
W takiej sytuacji obwinionemu przysługiwało odwołanie poziome, do innego składu izby dyscyplinarnej SN. Asesor i jego obrońcy zarzucali SN m.in. naruszenie zasady swobodnej oceny dowodów (bo nie wzięto pod uwagę korzystnych dla niego zeznań innych prokuratorów), kwestionowano też umocowanie zastępcy rzecznika do prowadzenia sprawy, jak również legitymację sędziów do orzekania w niej. Obecny wczoraj na rozprawie obrońca wskazywał ponadto, że z asesora zrobiono kozła ofiarnego, gdyż wszystkie inne osoby w praktyce uniknęły odpowiedzialności.
Skład orzekający nie przychylił się jednak do tych argumentów, podtrzymując wyrok w mocy (sygn. akt II DSI 18/20). Uznano legitymację zarówno wydających go sędziów, jak i zastępcy rzecznika dyscyplinarnego, który wniósł sprawę do SN. Wskazano też, że uniewinnienie innych zaangażowanych w sprawę osób nie ma znaczenia dla asesora, który miał już trzy lata doświadczenia i powinien ponieść odpowiedzialność za swoje błędy. Inne jego czynności były zatwierdzane przez przełożonych, istniała więc duża szansa, że także wniosek o przesłuchanie małoletniej zostałby zatwierdzony. Asesor zwlekał jednak z decyzją czekając aż zbierze więcej dowodów.
Choć formalnie obwiniony (obecnie były już asesor) otrzymał najniższą możliwą karę, samo wszczęcie i prowadzenie sprawy dyscyplinarnej przełożyło się na to, że nie został prokuratorem, nie ma też większych szans na karierę w innych zawodach prawniczych.