Ponad połowa skarg nadzwyczajnych, które trafiają do Sądu Najwyższego, jest zwracana sądom w celu uzupełnienia braków.
Na 81 skarg nadzwyczajnych wniesionych do SN przez uprawnione podmioty (m.in. prokuratora generalnego, rzecznika praw obywatelskich, rzecznika finansowego oraz rzecznika małych i średnich przedsiębiorców) jak dotąd merytorycznie załatwiono zaledwie 12. Wszystko wskazuje na to, że spora część winy za tak kiepski wynik spoczywa na sądach powszechnych, za pośrednictwem których skargi są wnoszone.
Skarga nadzwyczajna została wprowadzona do porządku prawnego w 2017 r. prezydencką ustawą o Sądzie Najwyższym (Dz.U. z 2018 r. poz 5). Są one rozpatrywane w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Mogą być wnoszone od prawomocnego orzeczenia sądu, jeżeli jest to konieczne dla zapewnienia praworządności i sprawiedliwości społecznej i:
  • orzeczenie narusza zasady lub wolności i prawa człowieka i obywatela określone w konstytucji,
  • orzeczenie w sposób rażący narusza prawo przez błędną jego wykładnię lub niewłaściwe zastosowanie,
  • zachodzi oczywista sprzeczność istotnych ustaleń sądu z treścią zebranego w sprawie materiału dowodowego.
Przepisy weszły w życie 3 kwietnia 2018 r. Od tamtego momentu do 19 czerwca br. zarejestrowano 161 spraw w repertoriach skarg nadzwyczajnych. Liczba ta nie pokrywa się z liczbą samych skarg (tych jest łącznie 81), gdyż więcej niż połowa z nich (58 proc.) była zwracana sądom w celu uzupełnienia braków, a kiedy ponownie trafiały do SN, były rejestrowane jako nowe sprawy.
ShutterStock
– Są przypadki, że po powrocie akt do SN okazuje się, że nadal są braki i sprawa jest zwracana ponownie. Rekordowa skarga była zwracana bodajże cztery razy – mówi Krzysztof Michałowski z biura prasowego Sądu Najwyższego.
Najgorzej jest w sprawach cywilnych. Tutaj zarejestrowano 134 sprawy dotyczące skarg nadzwyczajnych, z czego załatwiono dotychczas 86, a merytorycznie jedynie 10 (osiem skarg uwzględniono, dwie oddalono).
– Pozostałe załatwienia to przede wszystkim zwroty w celu uzupełnienia braków, nadania prawidłowego biegu skardze nadzwyczajnej przez prawidłowe doręczenie jej odpisów stronom postępowania itp. – tłumaczy Michałowski.
Podobnie jest w pozostałych kategoriach spraw. Dla przykładu – na pięć skarg wniesionych przez prokuratora generalnego z zakresu prawa pracy aż cztery zostały zwrócone sądom w celu uzupełnienia braków.
Choć sama skarga nadzwyczajna stanowi novum w naszym porządku prawnym, procedura, według której toczą się tego typu sprawy, znana jest sądom od lat. Zgodnie bowiem z art. 96 par. 7 ustawy o SN do postępowania o unieważnienie orzeczenia stosuje się przepisy kodeksu postępowania cywilnego o skardze kasacyjnej albo o kasacji.
– Sądy nie powinny mieć zatem problemu z obsługą skarg nadzwyczajnych, zwłaszcza te drugoinstancyjne, które przecież od wielu już lat mają do czynienia z kasacjami i skargami kasacyjnymi – zauważa prof. Maciej Gutowski, adwokat.
Zaznacza jednak, że nie jest tą sytuacją zdziwiony. – Sędziowie są różni, jedni działają lepiej, inni gorzej, jedni są mniej rygorystyczni, inni bardziej. To dotyczy także sędziów SN. Może być i tak, że to właśnie Sąd Najwyższy podchodzi zbyt formalistycznie i zwraca sądom sprawy nawet wówczas, gdy takiej potrzeby tak naprawdę nie ma – zastanawia się.
Zwraca uwagę na to, że od lat nikogo z decydentów nie interesowało uproszczenie procedur rządzących procesami sądowymi, a statystyki dotyczące skarg nadzwyczajnych tylko tę tezę potwierdzają.
– Zajęto się przede wszystkim przejęciem sądów, zmianami personalnymi. A sama skarga nadzwyczajna była tylko polityczną zagrywką mającą uwiarygodnić prezydenckie ustawy – uważa adwokat.
Prawnicy od samego początku podkreślali, że skarga nadzwyczajna nie jest niezbędna, a wprowadzanie jej do naszego porządku prawnego niewiele zmieni.
– Mamy przecież takie instytucje jak skarga o wznowienie postępowania czy o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia, po które można sięgać w nadzwyczajnych sytuacjach. Jeżeli ktoś uznał, że nie były one wystarczające, trzeba było je poprawić, a nie wprowadzać nową instytucję. Od początku nie było dla niej przestrzeni w naszym systemie – kwituje Maciej Gutowski.
DGP