Dziś Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpatrzy precedensową sprawę dotyczącą odpowiedzialności administratora strony za treści publikowane tam przez innych internautów.
Korzenie sprawy sięgają 2010 r., kiedy to przed wyborami samorządowymi na lokalnym blogu dotyczącym miasta i gminy Ryglic, a prowadzonym przez radnego, ukazał się nieprzychylny komentarz o burmistrzu. Anonimowy internauta zarzucał jemu i jego krewnym popełnienie przestępstw i określił całą rodzinę jako „bandycką”, choć żaden z jej członków nie był nigdy karany.
Jeszcze tego samego dnia syn radnego zauważył wpis i skasował go. Musiał to robić wielokrotnie, gdyż komentarz o tej samej treści był publikowany jeszcze kilka razy.
Mimo starań blogera i jego syna burmistrz wystąpił z roszczeniem o ochronę dóbr osobistych w trybie wyborczym. Sądy obu instancji orzekły, że jako administrator strony radny odpowiada za zamieszczone na niej wpisy internautów, a co za tym idzie, za dokonane w nich naruszenie dóbr osobistych burmistrza. Dlatego zobowiązał pozwanego do publikacji przeprosin na blogu i wpłaty 5 tys. zł na cel społeczny.
Takie rozstrzygnięcie jest zaskakujące, gdyż zgodnie z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 344) administrator strony nie odpowiada za zamieszczone na niej przez innych użytkowników treści, jeśli nie wie o ich bezprawnym charakterze, a w razie pozyskania o tym wiarygodnej wiadomości lub urzędowego zawiadomienia, niezwłocznie zablokuje do nich dostęp (co w praktyce oznacza ich usunięcie).
Dlatego bloger zdecydował się złożyć skargę do ETPC (Jezior przeciwko Polsce, skarga nr 31955/11), zarzucając w niej naruszenie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, gwarantującego wolność wypowiedzi. Sprawa może mieć wymiar precedensowy, nie tylko dla Polski.
– Do tej pory ETPC wypowiedział się co do odpowiedzialności pośredników za komentarze w sytuacji, gdy prowadzili oni w internecie działalność zarobkową (Delfi p. Estonii) lub gdy byli organizacją non profit (MTE p. Węgrom). – Tu chodzi o osobę, która nie zarabiała na treściach publikowanych w internecie, ale wykorzystywała je w swojej działalności politycznej – mówi Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, reprezentująca blogera.