Żądanie przez firmę gwarancji zapłaty od zamawiającego w sytuacji, gdy nie ma żadnych obaw co do jego wypłacalności, może zostać uznane za nadużycie prawa. To zaś oznacza, że wykonawca nie może odstąpić od umowy, jeśli gwarancja taka nie zostanie ustanowiona.
Firmy budowlane na każdym etapie realizacji umowy mogą zażądać od inwestora udzielenia gwarancji zapłaty (art. 6491 kodeksu cywilnego i następne). Uprawnienia tego nie można wyłączyć w drodze umowy nawet przy zamówieniach publicznych. Chociaż administracja publiczna jest uznawana za najrzetelniejszego płatnika, to także ją wykonawca może poprosić o gwarancję.
– Branżową tajemnicą poliszynela jest, że żądanie gwarancji jest w zamówieniach publicznych wykorzystywane jako narzędzie odstąpienia od umowy. To, że w przypadku inwestorów publicznych nie zachodzi ryzyko braku środków na zapłatę, jest przez nich regularnie podnoszone w sporach wywołanych takim odstąpieniem. I równie regularnie sądy wskazują, że nie ma to większego znaczenia – zauważa Łukasz Mróz, radca prawny specjalizujący się w doradzaniu firmom budowlanym.
– Liczba inwestycji, w których wykonawca decyduje się na sięgnięcie po żądanie gwarancji, rośnie zazwyczaj w czasach turbulencji w branży budowlanej, np. takich jak te wywołane nierentownymi kontraktami zawieranymi w latach 2016–2017 – dodaje.
Gwarancji zapłaty zażądała również firma budująca dla jednej z małopolskich gmin budynek o przeznaczeniu społeczno-kulturalnym. Już pod koniec inwestycji, gdy większość prac była ukończona, doszło do sporu między wykonawcą a inwestorem o dodatkową zapłatę za prace związane ze ścianami fundamentowymi. Firma uważała, że są to roboty dodatkowe, których nie uwzględniono w specyfikacji i dlatego za ich wykonanie należą się dodatkowe pieniądze.
W tych okolicznościach wykonawca zażądał gwarancji zapłaty, a gdy zamawiający jej nie ustanowił, to odstąpił od umowy i zażądał zapłaty na podstawie kosztorysu powykonawczego oraz naliczył też kary umowne. Spór trafił do sądu, który w obydwu instancjach uznał jednak, że wykonawca nadużył swego prawa.
W obydwu wyrokach podkreślono, że cała sytuacja miała miejsce, gdy inwestycja była już praktycznie ukończona, a na dodatek w większości opłacona (wynagrodzenie było płacone na podstawie faktur częściowych). W tej sytuacji, zdaniem składów orzekających, nie było żadnego ryzyka, że inwestor będzie zalegał z zapłatą.
„Skierowane do pozwanej pisemne wezwanie do zabezpieczenia poprzez ustanowienie bankowej gwarancji (…) nastąpiło w sytuacji obiektywnego braku obaw co do wywiązania się przez pozwaną gminę z zawartej umowy, która w 70 proc. była już sfinansowana. (…) Żądanie gwarancji stanowiło celowe działanie nakierowane na uzyskanie skutku odstąpienia od umowy, zmierzające do zmiany rozliczenia ryczałtowego umowy na rozliczenie w oparciu o kosztorys powykonawczy. Zdaniem sądu okręgowego brak było powodów, by podawać w wątpliwość wypłacalność pozwanej, będącej podmiotem publicznym, mającym zagwarantowane środki na przedmiotową inwestycję. Była to więc czynność prawna nieważna na podstawie art. 58 k.c. Dodatkowo sąd uznał, że czynność ta byłaby sprzeczna z zasadami współżycia społecznego” – napisano w uzasadnieniu wyroku w pierwszej instancji.
Sądy podkreśliły, że pieniądze na zapłatę wynagrodzenia były przewidziane w budżecie gminy, co gwarantowało zapłatę. W tej sytuacji żądanie ustanowienia dodatkowej gwarancji bankowej było nadużyciem prawa. Mimo więc tego, że przepis pozwala na takie żądanie, to firma zastosowała go wbrew jego przeznaczeniu.
– Osobiście nie jestem wielkim fanem kierunku, w którym poszła praktyka stosowania instytucji gwarancji zapłaty wynagrodzenia. Niemniej wyroki, w których sądy powołują się w jej kontekście na nadużycie prawa, stanowią raczej wyjątek od zasady. W orzecznictwie dominuje pogląd, że wykonawca ma pełną dowolność w żądaniu gwarancji. Prowadzi to do sytuacji, w których sądy uznają skuteczność odstąpienia od umowy – komentuje Łukasz Mróz.

ORZECZNICTWO

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 8 października 2019 r., sygn. akt I AGa 533/18.