Komisja Europejska ma wątpliwości, czy w czasie pandemii można przeprowadzić uczciwe i równe wybory.
Zastrzeżenia zgłosił wczoraj Didier Reynders, komisarz odpowiedzialny za sprawiedliwość. – Chcę podkreślić, że państwa same decydują o przełożeniu lub przeprowadzeniu planowanych wyborów. Jeśli jednak postanawiają je zorganizować, to muszą to zrobić w zgodzie ze zobowiązaniami międzynarodowymi oraz ich własnym prawem konstytucyjnym – mówił wczoraj Belg podczas webinaru zorganizowanego przez brukselski think tank European Policy Centre.
Komisarz ma wątpliwości, czy w obecnych okolicznościach możliwe jest przeprowadzenie uczciwych i równych wyborów. Jak zaznaczył, nie chodzi tylko o organizację samego procesu oddawania głosów, ale również o zapewnienie możliwości prowadzenia uczciwej kampanii przez wszystkich kandydatów. Powstaje jednak pytanie, czy Komisja Europejska może cokolwiek zrobić w sprawie polskich wyborów. Prawnicy, których o to zapytaliśmy, nie są zgodni.
Piotr Bogdanowicz z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że nieuczciwe wybory naruszają demokrację, a ta jest wskazana w art. 2 Traktatu o UE jako jedna z wartości, na których opiera się Unia Europejska. Na ten artykuł powoływał się też wczoraj Reynders, mówiąc o uczciwych i równych wyborach. – To sytuacja zaskakująca dla prawników. Kiedyś art. 2 był uznawany za niewiele znaczący, ale konflikt o praworządność całkowicie zmienił jego postrzeganie. Nawet wtedy nie przypuszczano jednak, że trzeba będzie go przywoływać, jeśli chodzi o demokrację – podkreśla prawnik. W sporze o polskie sądy Komisja Europejska odwoływała się do określonego w art. 2 „państwa prawnego”. Na „demokrację” nie wskazywano jeszcze nigdy, ruch ze strony UE w sprawie polskich wyborów stanowiłby więc precedens.
W ocenie Bogdanowicza Bruksela mogłaby na podstawie art. 2 wydać zalecenie, chociaż na to nie ma za wiele czasu, bo do wyborów pozostał miesiąc. Inna możliwość to procedura przewidziana art. 7, która została już wobec Polski uruchomiona. W grę mogłaby wchodzić osobna ścieżka – uważa prawnik. Z kolei w ocenie Roberta Grzeszczaka, również z UW, Bruksela w sprawie wyborów nie może zrobić nic konkretnego. – Możliwe są jedynie by-passy, bo nie ma żadnej procedury bezpośrednio odnoszącej się do organizowania wyborów. Mogą zalecać, mediować, prosić – mówi Grzeszczak. I przypomina, że w sporze o sądy trochę czasu zajęło, zanim KE znalazła uzasadnienie, by w ogóle go toczyć. – To znowu musiałoby się ukształtować. Unia nie jest na taką sytuację przygotowana – mówi ekspert.
Odpowiedzialna wraz z Reyndersem za kwestie związane z praworządnością wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová w wywiadzie udzielonym niedawno brukselskim korespondentom wyraziła zaniepokojenie zmianą sposobu głosowania na korespondencyjny, ale uznała, że to sprawa Polski. – Miałabym wiele innych pytań, ale to Polacy powinni je zadać. Nam pozostaje przypomnienie polskim władzom o międzynarodowych standardach, takich jak rekomendacja Rady Europy, żeby nie dokonywać fundamentalnych zmian w kodeksie wyborczym w roku poprzedzającym ich termin – mówiła Jourová w odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej”.
Wczoraj Reynders jednak przyznał, że organizacja wyborów jest monitorowana przez Brukselę. KE śledzi też środki nadzwyczajne wprowadzane przez państwa w czasie walki z koronawirusem, takie jak używanie danych do sprawdzania lokalizacji obywateli. KE pracuje także nad nowym mechanizmem kontrolowania praworządności. Mowa o monitorowaniu stanu państwa prawa we wszystkich krajach członkowskich. Bruksela przygląda się w czterem obszarom: niezależności wymiaru sprawiedliwości, walce z korupcją, pluralizmowi mediów oraz rozdziałowi władz (checks and balances). Jak zapowiedział Reynders, pierwszy raport na ten temat zostanie zaprezentowany we wrześniu.
Obecna, urzędująca od grudnia 2019 r. KE ma za to wątpliwości wobec zaproponowanego przez swoją poprzedniczkę mechanizmu „pieniądze za praworządność”, umożliwiającego zawieszanie wypłat z budżetu UE poszczególnym krajom. Belgijski komisarz powiedział wczoraj, że propozycja budzi zastrzeżenia, bo zakręcenie strumienia z eurofunduszami dotknęłoby także organizacje pozarządowe walczące o praworządność i społeczeństwo obywatelskie. Dlatego w jego ocenie to rozwiązanie wymaga jeszcze debaty.