Wzrost formalizmów, długie czasy oczekiwania na rozstrzygniecie i rozwodnienie standardów ochrony. Działanie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka coraz częściej frustruje obrońców praw człowieka.
Polacy liczą na Strasburg / DGP
Do 8 marca rząd ma przedstawić trzech kandydatów na polskiego sędziego w Europejskim Trybunale Praw Człowieka (ETPC). Nominat ma zastąpić Krzysztofa Wojtyczka. Czy nowy polski sędzia przyczyni się do skierowania trybunału z powrotem na szerokie wody, czy wzmocni frakcję odpowiedzialną za powolny dryf w kierunku mielizny? Zdaniem obserwatorów od pewnego czasu w orzecznictwie ETPC daje się bowiem dostrzec rozwadnianie standardów.

Kontrowersyjne orzeczenia

– Przykład takiego zjawiska to choćby podejście do prawa dostępu do adwokata już na początkowym etapie postępowania karnego. Jeżeli porównać dość kategoryczny ton orzeczenia Wielkiej Izby w sprawie Salduz przeciwko Turcji z 2008 r., z którego wynikało, że niezapewnienie podejrzanemu możliwości kontaktu z prawnikiem w zasadzie zawsze stanowi naruszenie prawa do sądu, z późniejszym o dziesięć lat wyrokiem (także Wielkiej Izby) w sprawie Beuze v. Belgia, dojść można do wniosku, że ETPC w istocie znacząco osłabił mocną wymowę Salduz, zezwalając państwom na znacznie więcej wyjątków – mówi prof. Jacek Skrzydło z Uniwersystetu Łódzkiego.
Zwraca uwagę, że kilka państw Rady Europy pod wpływem doktryny Salduz zmieniło ustawodawstwo w kierunku wzmocnienia praw podejrzanych na początkowym etapie postępowania karnego. Po Beuze v. Belgia okazuje się, że niekoniecznie było to potrzebne.
– Obawiam się, że zwłaszcza państwa o nieukształtowanej lub rozchwianej w ostatnich latach praworządności, jak Ukraina, Azerbejdżan, Rosja, Polska, Gruzja, Węgry czy Mołdawia, chętnie będą korzystać z furtek otwartych w wyroku Beuze v. Belgia – mówi prof. Skrzydło.
Inny przykład to orzeczenie Wielkiej Izby w sprawie S.V.A. v. Dania. ETPC uznał, że prewencyjne zatrzymanie grupy chuliganów, którzy przyjechali na mecz do Kopenhagi, było zgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka (mimo że jeszcze nie zdążyli narozrabiać).
– Interpretacja art. 5 konwencji była w tej sprawie zdecydowanie przychylniejsza dla sił porządkowych niż dla prawa chronionego tym przepisem – dodaje ekspert.
Nie inaczej sytuacje postrzega prof. Ireneusz C. Kamiński z Polskiej Akademii Nauk, który przypomina, że jeszcze niedawno nie do pomyślenia było, aby ETPC uznał za dopuszczalne stosowanie wobec dziennikarza sankcji w postaci pozbawienia możliwości wykonania zawodu.
– Ten standard mocno określił jednogłośny wyrok Wielkiej Izby z 2004 r. w sprawie Cumpănă i Mazăre przeciwko Rumunii. Tymczasem teraz się od tego standardu odchodzi, co pokazał wyrok w sprawie Atamańczuk przeciwko Rosji – podkreśla prof. Kamiński.
Owszem, sprawa Atamańczuka była kontrowersyjna. Po pierwsze chodzi o dziennikarza, który jednocześnie jest politykiem. Po drugie, środek karny w postaci zakazu wykonywania zawodu przez dwa lata był reakcją na tekst, w którym znalazły się słowa skierowane wobec mniejszości etnicznych. Sprawa z jednej strony dotyczyła więc granic swobody wypowiedzi a z drugiej ochrony mniejszości przed dyskryminacją. Niemniej jednak, jak podkreśla prof. Kamiński, rozstrzygniecie w sprawie Atamańczuka oznacza obniżenie standardu, bo do tej pory dość powszechnie przyjmowano, że Europejska Konwencja Praw Człowieka dopuszcza tylko jego wzmacnianie. Poza tym rozstrzygnięcie niezgodne z dotychczasową linią orzeczniczą potwierdzoną przywołanym wcześniej wyrokiem Wielkiej Izby zapadło w zwykłym siódemkowym składzie izby.
Inny przykład, również z ostatnich dni, to wyrok w sprawie Marilena-Carmen Popa przeciwko Rumunii, w której skarżąca zarzucała naruszenie art. 7 konwencji przez skazanie jej bez podstawy prawnej. Rumuński sąd wymierzył jej karę nieistniejącą w tamtejszym prawodawstwie – sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata, choć maksymalny okres próby mógł wynosić 2,5 roku. Sprawa oczywista, ale ETPC uznał, że skarżąca nie wyczerpała drogi krajowej, bo przed rumuńskim Sądem Najwyższym złożyła skargę o stwierdzenie nieważności orzeczenia, a powinna była raczej domagać się sprostowania orzeczenia z uwagi na oczywisty błąd w zastosowaniu prawa materialnego.
– A jak zrobiłby to ETPC w lepszych czasach? Zauważyłby, że podejście Sądu Najwyższego było nadmiernie formalistycznie i wskazałby na przepis rumuńskiego prawa mówiący o uwzględnieniu tego typu zarzutu przez sądy na wniosek strony lub z urzędu. Tak też zresztą postąpiło trzech sędziów myślących jeszcze po staremu, którzy złożyli zdanie odrębne – mówi prof. Kamiński.
Dodaje, że pierwsze takie niepokojące symptomy zmian w orzecznictwie zauważył już ponad pięć lat temu, lecz teraz to zjawisko się coraz bardziej intensyfikuje.

Zbyt wysokie standardy

Paradoksalnie, jak zauważa prof. Skrzydło, nie zawsze osłabianie standardu ochrony należy ocenić negatywnie.
– Zwłaszcza w sprawach dotyczących nielegalnych migrantów (nie mylić z uchodźcami). Wyrok Wielkiej Izby w sprawie N.D. i N.T. v. Hiszpania sprzed trzech tygodni uważam za szczególnie zasługujący na uwagę. ETPC nie stwierdził naruszenia konwencji z powodu natychmiastowego odesłania do Maroka dwóch nielegalnych migrantów, którzy sforsowali siłą zapory w hiszpańskiej enklawie w Maroku, bez wdrażania wobec nich żadnych procedur przewidzianych prawem hiszpańskim – mówi prof. Skrzydło.
Podkreśla, że wcześniejsze standardy były zbyt wyśrubowane i totalnie nieprzystające do obecnego kryzysu migracyjnego.

Skąd ten kryzys

Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, ale zdaniem ekspertów można wyróżnić trzy zasadnicze.
Pierwsza związana jest z sytuacją w Europie. ETPC nie funkcjonuje w próżni, a w kryzysie, który dotyka Europę, jest mniejsza gotowość do myślenia w kategoriach wspólnych europejskich standardów prawnych.
– Europa ma długotrwałą zadyszkę, do czego już zaczęto się przyzwyczajać. Przestano się tak bardzo przejmować ETPC, ale co gorsza sam trybunał przestaje się przejmować własnym dorobkiem. Przestał wierzyć we własną misję, aktywne kształtowanie standardów ochrony praw człowieka – zauważa prof. Kamiński,
W pewnej mierze wynika to ze zmian w składzie osobowym trybunału. Od 2012 do 2015 r. prezesem ETPC był Dean Spielmann, luxemburski prawnik, już wcześniej znany w ETPC, w którym często występował – zanim został sędzią – jako pełnomocnik skarżących. Jego następcą został Guido Raimondi, który również nie był w Strasburgu postacią anonimową i był znany z zupełnie innej strony – jako wieloletni reprezentant włoskiego rządu w sprawach przed ETPC.
I choć teraz na czele trybunału stoi Grek Linos-Alexandre Sicilianos, który nie ma w swoim dossier pracy na rzecz administracji państwowej, to takich sędziów, którzy byli wcześniej np. pełnomocnikami swoich państw, jest więcej, niż bywało to w latach poprzednich. A to nie jest bez znaczenia, bo w naturalny sposób te osoby miały inną perspektywę.
– Mamy więc inny profil sędziów, jeśli chodzi o spojrzenie na rolę Strasburga i jego aktywizm w wydobywaniu z tekstu konwencji nowych standardów. Kiedyś to był mocny sąd europejski poważnie czytający Konwencję Praw Człowieka, dopatrujący się nowych wątków w kontekście potrzeby ochrony i gwarancji. Ciągle jeszcze są starsi sędziowie, którzy tę nutę aktywizmu starają się kontynuować, ale melodia, jaka z ETPC do nas dochodzi, jest zupełnie inna niż z tego najlepszego czasu – wskazuje prof. Kamiński.
Tłumaczy, że trzecim elementem jest „oddech” protokołu 15 do Konwencji. Z chwilą wejścia w życie dokumentu (co nastąpi niebawem, bo ratyfikowało go już 45 z 47 państw będących stronami Konwencji) do preambuły zostaną dopisane zasada subsydiarności oraz krajowego marginesu swobody ocen.
– Zwiększy się obszar zarezerwowany dla państw, w który trybunałowi będzie trudniej wkraczać. Oczywiście w przypadkach, w których standardy są jednoznaczne, jak zakaz tortur, trudno sobie wyobrazić, by trybunał nagle zaczął mniej stanowczo strzec standardów konwencyjnych. Lecz tam, gdzie sądy krajowe będą ważyły (albo przynajmniej zadeklarują, że taki wysiłek podjęły) racje związane z konwencyjnymi prawami a dozwolonymi ograniczeniami, albo przy konflikcie dwóch praw chronionych przez konwencję, istnieje ryzyko, że ETPC rozstrzygnie daną sprawę na rzecz państwa, właśnie ze względu na zasadę krajowego marginesu swobody ocen – prognozuje prof. Kamiński.
Przypomina, że tradycyjnie w przypadku wielu konwencyjnych praw i wolności jednoznacznie wskazywano, że te prawa i wolności są zasadą, a ich ograniczenie to wyjątek, który państwo musi przekonująco usprawiedliwić.
– To, niestety, może się zmienić – uważa ekspert.

To nie jest czas dla praw człowieka

Zdaniem prof. Skrzydły może to być również swoista reakcja na inflację praw człowieka, której doświadczamy od pewnego czasu.
– Zmienia się ogólne nastawienie opinii publicznej w niektórych państwach Europy, gdzie skutecznie udało się wmówić obywatelom, że prawa i wolności obywatelskie nie są rzeczą najważniejszą i muszą ustąpić na przykład dowolnie definiowanemu „interesowi narodowemu” – wskazuje naukowiec.
Kolejny problem z ETPC jest związany nie z samym orzekaniem, ile z oczekiwaniem na rozstrzygnięcie. Przywołany wcześniej wyrok w sprawie Atamańczuka zapadł po dziewięciu latach. I co gorsza, nie jest to wcale wyjątek.
– W wielu sprawach rozstrzygnięcie wydane po takim czasie może stracić już dla skarżącego znaczenie. Maksymalny czas oczekiwania na wyrok międzynarodowego sądu nie powinien być dłuższy niż pięć lat. Tymczasem mieliśmy w Polsce takie sprawy, gdzie dopiero po ośmiu latach skarga była zakumunikowana rządowi – zwraca uwagę mec. Monika Gąsiorowska, która od wielu lat reprezentuje skarżących przed ETPC.
Na ironię zakrawa fakt, że wiele skarg znad Wisły dotyczy właśnie przewlekłości postępowań cywilnych, karnych czy administracyjnych.
– A przecież żeby złożyć skargę do ETPC, trzeba najpierw wyczerpać całą drogę w Polsce. Okres oczekiwania na rozstrzygnięcie jest więc ogromnym problemem. W ubiegłym roku zapadło przeciwko Polsce 12 wyroków, co jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę skarg, naprawdę nie jest dużo – dodaje mec. Justyna Metelska, również specjalizująca się w prawach człowieka.
Inna sprawa, że ETPC jest dosłownie zalany skargami (np. w ubiegłym roku trafiło do niego ponad 40 tys. skarg). Zaostrzono kryteria formalne, przez co czasem zasadne skargi są odrzucane na wstępnym etapie, zanim sprawa trafi do sędziego, z powodu błahych uchybień (na przykład gdy podpis osoby skarżącej na pełnomocnictwie jest zeskanowany, a nie oryginalny). Oczywiście w sprawach najpoważniejszych – związanych z ochroną życia, zakazem złego traktowania z uwagi na rangę zarzutów – praktyka działania urzędników jest bardziej wyrozumiała. O ile jednak kiedyś ETPC uchodził za sąd bardzo przyjazny, odformalizowany, o tyle dziś jest czasem bardziej rygorystyczny niż sądy krajowe.