W zgrabnym wierszyku „Wszyscy dla wszystkich” Julian Tuwim pisał o pożytkach z pracy szewców, krawców, murarzy i piekarzy. Rozwijając jego myśl, można powiedzieć, że nauczyciele dbają o edukację naszych dzieci, lekarze troszczą się o nasze zdrowie, policjanci o bezpieczeństwo, a kupcy o zaopatrzenie. A prawnicy? No właśnie. Są wszechobecni. Oczywiście ich królestwem jest wymiar sprawiedliwości, ale roi się od nich także w instytucjach władzy i urzędach, w polityce, w gospodarce, a nawet w kulturze. „Tak dla wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego, wszyscy muszą pracować…” A jak jest naprawdę, zwłaszcza ze wspólnymi korzyściami i wspólnym dobrem?
Nasz subiektywny ranking za każdym razem daje w tej sprawie pewne – spore chyba – wyobrażenie. Od kilku lat angażuje nas wszystkich fundamentalny – bo konstytucyjny, ustrojowy, ale i zyskujący coraz bardziej wymiar praktyczny - spór o polskie sądy, ich organizację i działanie oraz sposób reformowania i deformowania. Ale i bez tego z łatwością ułożylibyśmy „50-tkę” najbardziej wpływowych prawników. Gdzie bowiem spojrzymy, tam zobaczymy owoce ich trudu, także te nadpsute, w postaci ustaw, orzeczeń, decyzji i wniosków albo opinii odmieniających losy wielu spraw i ludzi. Wiedzą coś o tym np. wszyscy mający kredyt w szwajcarskich frankach. Albo podatnicy przytłoczeni liczbą i skalą zmian.
Prawnicy en masse uchodzą za ostrożnych, powściągliwych i konserwatywnych. Z drugiej strony dobrze pamiętam jeszcze z lat szkolnych zdziwienie (i zaniepokojenie), że wśród przywódców Rewolucji Francuskiej byli niemal sami adepci Temidy. Robespierre, Danton, Desmoulins, de Saint-Just, Couthon... Dość powiedzieć, że prawnicy potrafią – jeśli w ich ocenie trzeba lub warto – rozluźnić zawodowy gorset, podjąć największe nawet ryzyko i wykrzesać rewolucyjny, nomen omen, zapał. Ci, których ujęliśmy w rankingu, tacy właśnie są: skorzy do działania, nierzadko spektakularnego – w dobrej i złej sprawie.
Tych, którzy od kilku lat dzierżą najważniejsze stery władzy, tradycyjnie umieszczamy poza konkursową klasyfikacją. Są więc poza nią: prezes partii, który na przedwyborczych konwencjach ogłasza m.in. program 500 plus, podwyżki płacy minimalnej, 13. emeryturę i wiele innych pomysłów realizowanych potem przez rząd, a dla swoich środowisk politycznych pozostaje niezastąpionym arbitrem we wszelkich sprawach; prezydent, który, protokolarnie rzecz ujmując, jest najważniejszą osobą w państwie, reprezentuje je i w granicach swoich kompetencji współdecyduje o tym, jak ono działa; oraz minister sprawiedliwości, prokurator generalny – jego uprawnień ani jego poczynań, zwłaszcza w wymiarze sprawiedliwości, również bliżej charakteryzować chyba nie trzeba. Te osoby są siłą rzeczy (i siłą swego urzędu lub pozycji politycznej) poza „konkurencją”, więc w „50-tce” znajdziemy innych. I tych, którzy walczą o lepszy, bardziej sprawiedliwy świat, a przynajmniej sumiennie wykonują zawód „dla wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego”, i tych, którzy robią wiele, aby tym pierwszym nie brakowało zajęcia.