Sejm głosami PiS zapewne przyjmie ustawę dyscyplinującą, którą odrzucił opozycyjny Senat.
Od godz. 9 sejmowa komisja ma zająć się opinią do uchwały izby wyższej, która odrzuciła ustawę dyscyplinującą sędziów. – Rekomenduję zgodnie z stanowiskiem klubu odrzucenie stanowiska Senatu i tym samym przyjęcie ustawy – zapowiada szef komisji Marek Ast (PiS). I o ile nie zdarzy się jakiś wypadek, to identyczne będzie stanowisko Sejmu, w którym PiS ma większość.
Dla partii rządzącej w ustawie kluczowe są dwa rozwiązania. Pierwsze to zestaw przepisów precyzujący i zmniejszający wymaganą większość w Zgromadzeniu Ogólnym Sądu Najwyższego potrzebną do wskazania kandydatów na I prezesa SN czy dający możliwość prezydentowi wyznaczenia osoby pełniącej obowiązki prezesa, jeśli są kłopoty ze wskazaniem kandydatów. Drugie – to definicja sędziego jako osoby, której prezydent wręczył nominację. To zarówno w przypadku SN, jak i innych sądów, do których trafili sędziowie wskazani przez nową KRS, ma zapewnić, że ich pozycja nie będzie podważana. Politycy PiS obawiają się, że bez tego rozwiązania poszczególni sędziowie, których przedstawiła prezydentowi KRS w nowym składzie, będą eliminowani z orzekania przez resztę sędziów.
Możliwe, że tą sprawą zajmie się także jutro Sąd Najwyższy. Jego uchwała ma dotyczyć tego, jaki wpływ na orzeczenia może mieć udział w składzie sędziego wskazanego przez nową KRS. PiS bagatelizuje znaczenie tej uchwały. – Nie wiem, jakiej treści będzie uchwała SN. Natomiast ustawa jest obowiązującym prawem i tylko Trybunał Konstytucyjny może wstrzymać działanie jakiegoś przepisu uchwalonego przez Sejm – podkreśla Marek Ast.
Ale spór o status sędziów jest powodem, dla którego tak głośna stała się sprawa sędziego Pawła Juszczyszyna. Chciał on sprawdzić listy poparcia dla osób, które weszły w skład nowej KRS. Sędziemu Sądu Okręgowemu w Olsztynie nie udało się jednak wczoraj zapoznać z dokumentami. Choć stawił się w Kancelarii Sejmu, wrócił do Olsztyna z niczym. Powód? Cofnięcie mu delegacji przez prezesa jego macierzystego sądu Macieja Nawackiego, który jest jednocześnie członkiem obecnej KRS. Co istotne, sędzia Nawacki jest w sprawę osobiście zaangażowany, gdyż do dziś są wątpliwości, czy startując w procedurze konkursowej do KRS, uzyskał odpowiednią liczbę głosów poparcia.
Prezes olsztyńskiego sądu nie zgodził się na wyjazd Juszczyszyna już w zeszłym tygodniu. Stwierdził, że nie wystawi mu delegacji, gdyż wyjazd do Warszawy nie stanowi czynności orzeczniczej. Juszczyszynowi listy poparcia członków KRS były potrzebne, aby stwierdzić, czy lidzbarski sędzia, który orzekał w I instancji w sprawie, która ostatecznie trafiła do Juszczyszyna, został powołany prawidłowo. Jednak zdaniem prezesa sądu w Olsztynie sędzia nie zajmuje się sprawą powołania sędziego sądu w Lidzbarku.
W poniedziałek Nawacki poszedł na urlop, z czego skorzystał zastępujący go wiceprezes i delegację do Warszawy Juszczyszynowi wystawił. A skoro tak, ten udał się do Kancelarii Sejmu, gdzie jednak został poinformowany o tym, że prezes cofnął mu delegację. W efekcie nie dostał wglądu do żadnych dokumentów.
Maciej Nawacki zresztą od samego początku stara się robić wszystko, aby uniemożliwić sędziemu Juszczyszynowi zapoznanie się z listami poparcia. Niemal natychmiast, gdy pojawiła się informacja, że wezwał on Kancelarię Sejmu do okazania tych dokumentów, prezes SR w Olsztynie zarządził przerwę w czynnościach służbowych sędziego Juszczyszyna. Decyzja ta została jednak uchylona przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. To wszystko spowodowało, że sędziowie olsztyńskiego sądu rejonowego zwrócili się do ministra sprawiedliwości o odwołanie Nawackiego z funkcji prezesa sądu. Ten jednak się na to nie zgodził.
Jak wynika z pisma, do którego dotarł DGP, wiceminister sprawiedliwości Anna Dalkowska nie znalazła bowiem podstaw do podjęcia tego typu decyzji. Przy okazji udzieliła instrukcji olsztyńskim sędziom na temat tego, co im wolno, a czego nie. Z pisma jasno wynika, że sędziowie mają się zająć tylko i wyłącznie rozstrzyganiem sporów przed nimi zawisłych. Nie mają prawa wnikać, czy jakiś sędzia został prawidłowo powołany czy też wadliwie. „(…) przyznana sędziemu władza sprawowania wymiaru sprawiedliwości rozumianego jako «orzekanie prawa» nie uprawnia sędziego do ingerowania w decyzje Prezydenta Rzeczpospolitej o powołaniu do pełnienia urzędu na stanowiskach sędziego ani do dokonywania ocen takich decyzji, które by je podważały” – pisze wiceminister Dalkowska. I ostrzega, że wszelkie próby kontestacji takich decyzji prezydenta „podważają autorytet Rzeczpospolitej Polskiej, w imieniu której sędziowie sprawują wymiar sprawiedliwości (…)”.