Wypada wierzyć w racjonalność ustawodawcy i mieć nadzieję, że odejście od modelu sędziowskiego PKW będzie zmianą na lepsze - mówi na zakończenie kadencji Państwowej Komisji Wyborczej jej szef Wiesław Kozielewicz. Za sukces uznaje on podźwignięcie się Komisji z "upadku" po wyborach w 2014 r.

Przewodniczący PKW w rozmowie z PAP ocenia też, że powinno się wprowadzić odpowiedzialność majątkową polityków za błędne decyzje ustawodawcze. Przyznał jednak, że gdyby taki mechanizm funkcjonował, nie nałożyłby na posłów kar finansowych za ostatnie nowelizacje Kodeksu wyborczego.

PAP: Niedługo zakończy się kadencja Państwowej Komisji Wyborczej w obecnym kształcie. Czy pana zdaniem odejście od modelu sędziowskiego PKW to zmiana na lepsze?

Wiesław Kozielewicz: W świetle aktualnie obowiązującego stanu prawnego PKW jest stałym najwyższym organem wyborczym w Polsce. Na przestrzeni stu lat formuła tego organu ulegała zmianom. Współcześnie jej ustrój to efekt podjętych w 1990 r. prac Sejmu kontraktowego nad nową ordynacją wyborczą. Powstał wtedy problem, czy organy wyborcze mają być ukształtowane tak, jak w okresie PRL, kiedy członków PKW powoływała Rada Państwa spośród działaczy wysuwanych przez partie polityczne i organizacje społeczne, czy też wprowadzić zasadnicze zmiany w zakresie jej składu i trybu powołania.

Zwyciężyła koncepcja, zawarta projekcie ustawy złożonym w lutym 1991 r. przez prezydenta Lecha Wałęsę, zgodnie z którą PKW ma być organem wyborczym działającym permanentnie i ma się składać jedynie z 9 sędziów powołanych przez prezydenta: po trzech z Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Sejm zaakceptował ten pomysł. Tak ukształtowaną PKW prezydent Lech Wałęsa powołał 5 lipca 1991 r., a nominacje w jego imieniu dla pierwszej dziewiątki sędziów wręczał szef Kancelarii Prezydenta - Jarosław Kaczyński. Od tego dnia w Polsce funkcjonuje formuła sędziowska PKW. W ciągu tych blisko 30 lat w skład PKW weszło łącznie 28 sędziów: 11 sędziów TK, 10 sędziów NSA oraz 7 sędziów SN.

Trzeba podkreślić, że wyłącznie sędziowski skład najwyższego organu wyborczego to ewenement. W żadnym kraju w Europie naczelny organ wyborczy nie został ukształtowany tak jak w Polsce. Przez lata nasz system tworzenia PKW był bardzo wysoko oceniany przez obserwatorów zagranicznych, wręcz stawiany za wzór.

PAP: System stawiany za wzór po blisko 30 latach postanowiono zmienić. Dlaczego?

W.K.: Ustawodawca uznał, że pewien etap się skończył. Motywów decyzji parlamentu trzeba szukać w uzasadnieniu projektu ustawy z 2017r. nowelizującej kodeks wyborczy oraz w wypowiedziach ówczesnych posłów. Wypada wierzyć w racjonalność ustawodawcy i mieć nadzieję, że to ma być zmiana na lepsze. Wprowadzono u nas przepisy odnośnie składu i trybu powołania członków centralnego organu wyborczego na wzór rozwiązań, które są w innych krajach, gdzie najczęściej to partie polityczne czy kluby parlamentarne desygnują swoich przedstawicieli na członków tego organu. Powstrzymam się od komentarza, jaka jest moja ocena tej zmiany.

PAP: Politycy opozycji podnoszą zarzuty, że jest to krok do upolitycznienia PKW.

W.K.: To suwerenna decyzja Sejmu, nie będę jej oceniał. Parlament tak zdecydował, miał do tego pełne prawo. Koniec, kropka.

PAP: Opozycja alarmowała także wcześniej, kiedy zmieniono tryb powoływania szefa Krajowego Biura Wyborczego. Nowa szefowa KBW urzęduje od marca 2018 r. Z perspektywy czasu, pana zdaniem, obawy polityków opozycji były podnoszone słusznie?

W.K.: Wysoko oceniam współpracę z Krajowym Biurem Wyborczym. To bardzo kompetentny, apolityczny organ. W skład jego wchodzą wybitni specjaliści z zakresu prawa wyborczego. Zarówno tu, w centrali w Warszawie, jak i w 49 delegaturach KBW. Bardzo wysoko oceniam dotychczasową pracę szefa KBW minister Magdalenę Pietrzak, jej zaangażowanie w realizację zadań związanych z przygotowaniem i przeprowadzeniem wyborów.

Zawsze uważałem, że można dokonać rzetelnie oceny określonej decyzji ustawodawczej dopiero z perspektywy upływu czasu. Słabością polskich polityków doby współczesnej, jest straszne zacietrzewienie w bieżącej działalności politycznej, co niejednokrotnie skutkuje biciem na alarm, kiedy jeszcze realia nie uprawniają do "śpiewu" takiego wysokiego C. Później okazuje się, w wielu przypadkach, że taki alarm był kontrproduktywny, świat się nie zawalił, reformowana instytucja nadal funkcjonuje.

Pamiętam ten wielki kryzys organów wyborczych jesienią 2014 r., co było związane z opóźnionym ogłoszeniem wyników I tury wyborów samorządowych oraz dużą liczbą głosów nieważnych. Był problem ustalenia, z jakiego powodu głosy w wyborach samorządowych były nieważne. Ale to nie była wina organów wyborczych, tylko wina ustawodawcy, czyli parlamentu, który wykreślił z Kodeksu wyborczego przepisy, które zobowiązywały obwodowe komisje wyborcze do zamieszczania w protokołach informacji, z jakiego powodu głos został uznany za nieważny. Żaden dziennikarz nie pytał ówczesnych posłów, dlaczego te przepisy zostały świadomą przecież decyzją parlamentarzystów wykreślone z Kodeksu wyborczego. To powoduje, że nasi politycy stają się nieodpowiedzialni za swoje decyzje. Oni głosują, często nawet nie wiedzą za czym zagłosują, przecież niejednokrotnie tak się tłumaczą, i za to nie odpowiadają. Uważam, że powinno się wprowadzić odpowiedzialność majątkową polityków za błędne decyzje ustawodawcze.

PAP: Weryfikacja po latach?

W.K.: Tak. Jeśli poseł zagłosował za ustawą, której przepisy, spowodowały znaczne szkody w państwie, czy przepis okazał się niekonstytucyjny, musiałby zapłacić na przykład trzykrotność swojej diety. To zmusiłoby parlamentarzystów do większego zastanowienia się przy tworzeniu prawa. Nic tak ludzi nie uczula, jak uderzenie po kieszeni.

PAP: Gdyby taki mechanizm funkcjonował, to nałożyłby pan kary na parlamentarzystów za ostatnie nowelizacje Kodeksu wyborczego?

W.K.: Nie, mamy prawo wyborcze na wysokim poziomie, uważam, że jedno z lepszych w Europie, jeśli chodzi o kontrolę wyborów, o strukturę organów wyborczych. Nie mamy się czego wstydzić. Nadto zmiany prawa wyborczego w Polsce - poza wyjątkami, jakim były ostatnie nowelizacje Kodeksu wyborczego – z reguły przyjmowane są prawie jednogłośnie, był konsensus głównych sił politycznych. Posłowie tworząc przepisy prawa wyborczego najczęściej nie są też głusi na sugestie, apolitycznych przecież, organów wyborczych.

PAP: Jakie zadania stoją przed PKW w nowym składzie?

W.K.: Uważam, że PKW powinna zintensyfikować działania zmierzające do utworzenia w Polsce elektronicznego Centralnego Rejestru Wyborców. To jest moje marzenie. Aktualnie tych rejestrów wyborców jest tyle, ile jest gmin, bo są one prowadzone w urzędach gmin. W oparciu o dane z tych rejestrów tworzone są spisy wyborców, które widzimy podczas wyborów w lokalach wyborczych, podpisujemy w nim otrzymanie karty do głosowania. Gdyby taki rejestr był jednolity dla całego kraju, byłoby mniej pomyłek przy tworzeniu spisów wyborców.

PKW powinna też kontynuować działalność informacyjną i edukacyjną w zakresie prawa wyborczego, a także być nadal szeroko otwartą dla mediów, by o prawie wyborczym mówiono nie tylko w okresie tuż przed wyborami. Ta działalność powinna być stale w polu zainteresowania administracji wyborczej. Można tu wykorzystywać różne formy przekazu, aby dotrzeć z podstawowymi informacjami o prawie wyborczym do jak największej grupy obywateli.

PAP: W jakich obszarach dostrzega pan potrzeby zmiany prawa wyborczego?

W.K.: Od kilku lat dyskutujemy o sensowności utrzymania ciszy wyborczej. Uważam, że należałoby utrzymać ciszę sondażową, a nawet zaostrzyć kary za publikację sondaży w czasie zakazanym, a zrezygnować z ciszy wyborczej. Politycy na razie do tego pomysłu nie odnoszą się pozytywnie.

PAP: A prekampania?

W.K.: Tego chyba nie uda się prawnie uregulować. W wyborach uczestniczą też osoby, które pełnią funkcje publiczne, więc tworząc przepisy, które ograniczyłyby im aktywność, uniemożliwilibyśmy im rządzenie.

PAP: Spośród obecnych członków PKW jest pan osobą, która zasiada w Komisji najdłużej. Co było w tym okresie największym sukcesem?

W.K.: Rzeczywiście członkiem PKW zostałem 21 listopada 2014 r., czyli po pierwszej turze wspomnianych wyborów samorządowych. Największym sukcesem PKW było podźwignięcie się z upadku, w jakim znalazły się organy wyborcze w listopadzie 2014 r. Wtedy dobrze organy wyborcze oceniało 22 proc. Polaków, natomiast źle 63 proc. Teraz, zaufanie do PKW wynosi 73 proc., tylu bowiem Polaków, według badania CBOS z listopada 2019 r., dobrze ocenia działalność PKW. To są notowania znacznie wyższe niż parlamentu (działalność Sejmu dobrze ocenia 45 proc. Polaków , a Senatu 39 proc.). Źle ocenia PKW jedynie 6 proc. Tak rekordowo wysokich pozytywnych notowań PKW jeszcze nie miała w historii.

Doszła do tego jeszcze taka wisienka na torcie, czyli najszybciej ogłoszone wyniki wyborów parlamentarnych w ostatnim trzydziestoleciu. Wybory zakończyły się w niedzielę o godzinie 21, a oficjalne wyniki PKW ogłosiła o godzinie 20 w poniedziałek. Co najciekawsze, były to wybory gdzie odnotowano najwyższą frekwencją wyborczą w okresie po 1989 r.

Życzę PKW w nowym składzie, by akcje wyborcze udało się zawsze przeprowadzić tak sprawnie. Dobrze bowiem świadczy o państwie, jeżeli przed upływem 24 godzin od zamknięcia lokali wyborczych, obywatele znają oficjalne wyniki wyborów. Tak było właśnie w październiku 2019 r., ku zaskoczeniu wszystkich. Zdziwieni byli zarówno politycy, jak i dziennikarze.

Wysoką ocenę działalności PKW komisji potwierdzają wyniki postępowań sądowych, gdy nasze decyzje są zaskarżone do SN lub NSA. Niezmiernie rzadko się zdarza, by SN czy NSA uchylał którąś z nich. Przykładowo podczas ostatnich wyborów parlamentarnych złożono 9 skarg do SN na nasze uchwały w przedmiocie nie uwzględnienia odwołania od odmowy rejestracji list kandydatów. Żadna z tych skarg komitetów wyborczych nie została uwzględniona przez SN.

PAP: Choć do Sądu Najwyższego wpłynęło 279 protestów wyborczych po wyborach parlamentarnych 2019 roku...

W.K.: Z czego SN podzielił zarzuty jedynie w 10 przypadkach, z tego 5 to kwesta wadliwości karty w wyborach do Senatu w okręgu legnickim, ale w żadnym z tych przypadków nie uznano, że miało to wpływ na wyniki wyborów. Z punktu widzenia oceny sądu, organu niezawisłego, wybory zostały przeprowadzone prawie perfekcyjnie.

Najwięcej było tzw. protestów "telewizyjnych". Jeden z adwokatów warszawskich przygotował projekt takiego protestu. Wyborcy posługiwali się tym wzorem. Zarzucono w nim, że media publiczne wspierały jeden z komitetów wyborczych. SN słusznie uznawał te protesty za niezasadne, wskazując, że nie można tego traktować jako przymusu wywieranego na wyborców.

PAP: Podobne konkluzje mieli obserwatorzy z OBWE, którzy ocenili, że wybory do Sejmu i Senatu były dobrze przygotowane, ale zdolność dokonania wyboru w oparciu o dostępne informacje była pomniejszona poprzez stronniczość mediów, przede wszystkim nadawcy publicznego.

W.K.: Adresatem takich skarg powinna być Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a także inne organy nadzorujące działanie mediów. PKW nie posiada instrumentów pozwalających jej na wpływ na funkcjonowanie świata mediów.