Powody przewlekłości spraw sądowych są rozmaite. Od przeładowanych formalizmami procedur przez obstrukcyjne działania stron czy ich pełnomocników po banalne w postaci braków kadrowych czy niedoboru sal rozpraw. A przecież przynajmniej tę ostatnią kwestię można by łatwo i szybko rozwiązać.
Pamiętam, jak nieżyjący już Czesław Jaworski, jeden z najbardziej zasłużonych adwokatów, nie mógł zrozumieć, dlaczego teraz po godz. 16 praktycznie nie ma rozpraw. W okresie jego młodości, jak mi mówił, na porządku dziennym były rozprawy prowadzone do niemal północy. Oczywiście sędziowie nie tylko orzekają, powinni mieć jeszcze czas na przygotowywanie się do rozpraw czy pisanie uzasadnień, a także – skoro już muszą – na sen czy jedzenie. Ale jeśli brakuje sal dla rozpraw w godzinach 8–16, to nie dlatego, że ich nie ma, lecz po prostu nieroztropnie się nimi zarządza.
Przykładowo powszechnie wiadomo, że najbardziej zawalone sprawami są sądy stołeczne. A w Warszawie sale rozpraw stoją puste. Przynajmniej w gmachu Trybunału Konstytucyjnego przy al. Szucha. Wystarczy rzut oka na wokandę, by się przekonać, że utrudzeni ubiegłorocznym wysiłkiem sędziowie sądu konstytucyjnego nie wyznaczyli na ten rok jeszcze żadnego posiedzenia. W planie na styczeń, luty, marzec i kolejne miesiące nie ma ani jednej sprawy, którą TK zamierzałby rozstrzygnąć.
Terminy rozpraw wyznaczają przewodniczący składów wyznaczonych do danej sprawy, i jak widać, żadna nie dojrzała jeszcze do rozstrzygnięcia. Tak przynajmniej tłumaczą trybunalskie służby prasowe. I ja takie podejście popieram w 100 procentach. Pośpiech jest złym doradcą. Poza tym zaufanie do tej instytucji jest tak nikłe, że nikt poważny już nie kieruje tam wniosków. Jak do TK trafia tyle spraw, co kot napłakał, to trzeba nimi oszczędnie gospodarować. Oczywiście zawsze można liczyć, że raz na kadencję swój wniosek dotyczący aborcji eugenicznej skieruje poseł Wróblewski, co sprawi, że statystyki będą wyglądać nieco lepiej. Ale przecież nie po to on te wnioski składa, żeby je TK rozstrzygnął, tylko po to, żeby wniosek złożyć. A skąd brać inne? Już i tak do rozpoznania przepuszcza się sprawy, które kiedyś były odsiewane podczas kontroli wstępnej ze względu na niedopuszczalność wydania orzeczenie. Przecież gdyby TK działał w tempie tego starego opieszałego trybunału, przy obecnym wpływie obrobił by się ze wszystkimi zadaniami najpóźniej do maja.
Tak więc, jak wspomniałem, nie ma tego złego. Niech się sędziowie TK nie spieszą, obywatele tyle lat już czekają na rozstrzygnięcie np. kwestii dotyczących służebności przesyłu, że mogą przecież poczekać jeszcze trochę. A i Skarb Państwa byłby zachwycony, gdyby te wszystkie roszczenia do spółek energetycznych, gazowych, wodociągowych itp. się kiedyś najzwyczajniej w świecie przedawniły. Niemniej skoro już państwo z tych sal rozpraw i tak nie korzystają, to chociaż moglibyście udostępnić je do orzekania innym sądom. Co się mają marnować.