Nie jest łatwo kompletnie zmienić normy społeczne, ale można przyspieszyć zmianę, na którą społeczeństwo nabrało już gotowości.
Opublikowana kilka miesięcy temu książka wybitnego amerykańskiego teoretyka prawa Cassa Sun steina pt. „How Change Happens” (Jak dokonuje się zmiana) wydaje mi się lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy chcą za pomocą zmian w prawie stymulować czy nawet wymuszać modyfikację norm społecznych. Sunstein, uznany badacz, ale też jeden z ważniejszych doradców Baracka Obamy w czasie jego prezydentury, sugeruje, że radykalna zmiana społeczna może się wydarzyć nagle i w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Co więcej, może się zadziać pomimo, wydawałoby się, sprzeciwu czy sceptycyzmu deklarowanego przez większość społeczeństwa.
Potrzeba jedynie impulsu, który spowoduje, że ukrywane przez milczącą większość realne poglądy na daną sprawę zaczną wychodzić na światło dzienne. Nagle okaże się, że zmianę popiera zdecydowana większość społeczeństwa, która do tej pory zachowywała milczenie albo wręcz się tej zmianie deklaratywnie sprzeciwiała, bo tak odczytywała obowiązującą społeczną normę. Narzędziem wprowadzenia zmiany może być oczywiście prawo. Sztuka polega na tym, żeby pojawiło się dokładnie w momencie, kiedy większość społeczeństwa jest na zmianę gotowa, ale jeszcze tego nie wyraża lub to ukrywa. Tu Sunstein spotyka się z polskim klasykiem filozofii i socjologii prawa Leonem Petrażyckim, który wiele lat temu pisał, że „prawo może oddziaływać i oddziaływa na rozwój etyki zbiorowej w ten sposób, że rozumna polityka prawa wytwarza lub przyspiesza postęp moralny” („Wstęp do nauki polityki prawa”, Warszawa: PWN, 1968).
Brzmi to wszystko dość zawile, ale łatwo sprowadzić to do konkretnych przykładów, którymi zresztą książka Sunsteina jest naszpikowana. W Europie najbardziej spektakularne mogą być dwa przykłady z ostatnich dekad. Pierwszy to wprowadzenie (obecnie już w większości państw Unii Europejskiej) zakazu palenia tytoniu w lokalach gastronomicznych czy miejscach publicznych. W Polsce niedługo minie 10 lat stosowania tego zakazu w restauracjach czy barach. Kiedy go wprowadzano, na twórców tej regulacji sypały się gromy w postaci najcięższych zarzutów naruszania wolności osobistej czy zapowiadanej katastrofy rynku gastronomicznego. Inni twierdzili z kolei, że zakaz się po prostu nie przyjmie, będzie w praktyce ignorowany. Nic takiego się nie stało, dyskusja na temat sensowności zakazu szybko wygasła. Nie słychać też o poważnych problemach z jego przestrzeganiem. Wydaje się, że był to przykład interwencji ustawodawczej, która trafiła dokładnie na moment, w którym stabilna większość społeczeństwa nabrała gotowości do zmiany.
W ten sam sposób można opisać historię regulacji w wielu państwach europejskich małżeństw jednopłciowych. Najbardziej spektakularnym przykładem okazała się Hiszpania, gdzie rząd socjalistycznego premiera Zapatero przeforsował w 2005 r. ustawę umożliwiającą ich zawieranie pomimo głośnych protestów prawicowej opozycji czy zawsze silnego w Hiszpanii Kościoła katolickiego. Ustawę przyjęto przy deklarowanym poparciu tylko nieznacznej większości społeczeństwa. Okazało się jednak, że trafiła ona w idealny moment, kiedy społeczeństwo było gotowe na zmianę, a prawo tylko ją wsparło. Potwierdzają to późniejsze wydarzenia. Prawicowy rząd, który objął władzę, nie zdecydował się na wycofanie się z tego rozwiązania, a dziś poparcie społeczne dla małżeństw jednopłciowych w Hiszpanii sięga 90 proc.
Są też oczywiście przykłady, kiedy intuicja ustawodawcy zawiodła. Takie są losy np. wprowadzonych w 2015 r. obostrzeń dotyczących produktów, które mogą być sprzedawane w szkolnych sklepikach. Wprowadzono wówczas zakaz sprzedaży drożdżówek, kawy, chipsów, słodyczy i słodkich napojów, a także zakaz dosalania potraw serwowanych w szkolnych stołówkach. Regulacja przyniosła na tyle radykalną i słabo zaakceptowaną zmianę, że nowemu rządowi łatwo było od niej odejść.
Pytanie, czy z podobnym problemem nie mamy do czynienia w przypadku zakazu handlu w niedzielę? Można odnieść wrażenie, że wprowadzona na początku 2018 r. regulacja zaczyna się rozłazić. O ile wielkie centra handlowe się do niej dostosowały, o tyle inni eksploatują zawarte w ustawie furtki, które pozwalają na ominięcie zakazu. Chodzi zwłaszcza o najsłynniejszy kazus „placówek pocztowych”, który umożliwia funkcjonowanie w niedzielę sklepom jednej z największych sieci małego handlu detalicznego. Taka gra w chowanego z zakazem handlu jest możliwa i opłacalna, ponieważ norma prawna nie ma wystarczającego oparcia społecznego. Badania opinii pokazują, że rozwiązanie to nie cieszy się poparciem stabilnej większości społeczeństwa.
To oczywiście nie oznacza, że regulacja powinna się pojawiać dopiero wówczas, gdy społeczne wsparcie dla niej jest jednoznaczne. Nie chodzi o to, by prawo abdykowało ze wspierania czy stymulowania zmiany społecznej. Idzie natomiast o to, żeby zmianie prawa towarzyszyło umiejętne rozpoznanie, na co społeczeństwo jest gotowe. Rzecz jednak nie w prostym zbadaniu, czy większość popiera zmianę. Cała wartość dodana teorii Sunsteina opiera się bowiem na dostrzeżeniu, że czasami społeczeństwo ma większy apetyt na odejście od dotychczasowych norm, niż to oficjalnie deklaruje. Szkopuł w tym, żeby rozpoznać ten moment.