Kwestia podstawowa: za chaos w wymiarze sprawiedliwości odpowiada obóz Zjednoczonej Prawicy i usłużni mu sędziowie. Od samego początku „reformowania” wymiaru sprawiedliwości było widać, że skończy się to wielkim galimatiasem. To nawet nie węzeł gordyjski, bo ten przecież można przeciąć. Chcę, by to było jasne od początku. Nie bronię tego, co zrobiono, nie bronię KRS, nie bronię Izby Dyscyplinarnej SN. Chcę stanąć w obronie obywateli.
Sąd Najwyższy w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych wydał wyrok w pierwszej z trzech spraw, w których TSUE przedstawiono pytania prejudycjalne dotyczące niezależności ID SN i KRS (sygn. akt III PO 7/18). W rozstrzygnięciu wskazano, że Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem w rozumieniu prawa UE (a więc nie jest również sądem krajowym), a obecna KRS nie jest organem bezstronnym i niezawisłym. Orzeczenie to w świetle wyroku TSUE trudno uznać za kontrowersyjne.
Politycy opozycji oraz niektórzy sędziowie wywnioskowali już z niego, że skoro KRS nie jest bezstronna i niezawisła i w zasadzie nie powinna w obecnym kształcie istnieć, to również decyzje personalne rady leżące u podstaw nominacji sędziów są nieważne. A skoro tak, to trudno mówić o sędziach. To też trudno uznać za teorię kontrowersyjną. Sęk w tym, że skutek ten dotyczy nie tylko sędziów Izby Dyscyplinarnej SN, lecz także niemal 600 sędziów sądów powszechnych. Tym samym mówimy o wielu tysiącach wyroków, a być może – wliczając w to nakazy zapłaty – nawet ponad milionie (choć to wszystko zgadywanki, bo na razie nikt tego nie policzył).
Czy wszystkie te wyroki – dotyczące np. kradzieży słoików z ogórkami z piwnicy, niezapłacenia faktury na 500 zł czy przyznania alimentów na dzieci – można wzruszyć ze względu na niewłaściwą obsadę sądu? Z punktu widzenia litery prawa wydaje się, że tak. Tyle że to wariant beznadziejny. Jakkolwiek bowiem kryzys legislacyjno-sądowniczy w dłuższej perspektywie mógł odbić się na prawach i wolnościach obywateli, to na razie przeciętny Kowalski nie dostrzegał jego skutków. Gdyby trzeba było przeprowadzić najprostsze sprawy raz jeszcze, gdy przyjmiemy, że orzeczenia, które niektórych ludzi ucieszyły, mogą trafić do kosza i wreszcie, jeśli założymy, że z dnia na dzień należy pozbyć się kilkuset sędziów, to byłby to największy atak na zwykłego obywatela. Czy kobieta miałaby do czasu wydania kolejnego rozstrzygnięcia w tej samej sprawie przestać otrzymywać alimenty na dzieci? Czy zbir skazany na karę pozbawienia wolności powinien wyjść na wolność? Czy przedsiębiorcy, wskutek nagłego zmniejszenia liczby sędziów, powinni czekać o wiele dłużej na wydanie wyroku umożliwiającego im prowadzenie egzekucji wobec dłużnika? Chyba nikt ziszczenia się takiego wariantu by nie chciał.
Jestem przekonany, że ci, którzy zwracali uwagę na niewłaściwe postępowanie władzy już w 2015 r., powinni wznieść się ponad chęć triumfu w imię tworzenia zaufania ludzi do wymiaru sprawiedliwości. Wydaje się bowiem, że w walce jednych z drugimi, w politycznej i prawniczej debacie o tym, co jest obroną konstytucji, a co jej łamaniem, uczestnicy tego starcia zapominają, iż w oczach wielu Polaków zlewają się oni w jedną całość. I mieszkańca jakiegoś miasteczka gdzieś w Polsce nie interesuje to, z jakiego powodu ma utrudniony dostęp do sądu i dlaczego raz wydany wyrok trzeba by „anulować”.