- Ustawodawca często wychodzi z założenia, że jak coś źle działa, to należy pozmieniać nazwy, zmienić kilka instytucji i będzie dobrze. Ale to w prawie nie działa - mówi Radosław Płonka adwokat, ekspert ds. prawnych BCC i członek Konwentu BCC.
Tygodnik. Okładka. TGP. 8.11.2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Reforma postępowania cywilnego przyspieszy rozpatrywanie spraw. Prawda czy fałsz?
Fałsz. Moim zdaniem wchodząca w życie reforma utrudni życie wielu osobom, spowoduje jeszcze większy spadek zaufania obywateli do sądownictwa oraz będzie bardzo kosztowna dla przedsiębiorców. Przepisy sprawiają wrażenie przygotowanych przez ludzi oderwanych od praktyki gospodarczej. Powszechnie wiadomo, że brało w ich przygotowywaniu udział wielu sędziów. Z brzmienia przepisów też przebija sędziowskie podejście. Ale w reformowaniu prawa nie chodzi przecież o to, żeby zrobić dobrze jedynie sędziom kosztem wszystkich innych.
Radosław Płonka adwokat, ekspert ds. prawnych BCC i członek Konwentu BCC Fot. mat. prasowe / DGP
Ale przedsiębiorcom resort też postanowił zrobić dobrze i w efekcie wróciło odrębne postępowanie gospodarcze.
Słusznie pan powiedział: wróciła. Bo było, ale z jakiegoś powodu z niego zrezygnowano. A zrezygnowano dlatego, że nie ułatwiało ono przedstawicielom biznesu życia w sądzie. I teraz też nie ułatwi. Ustawodawca często wychodzi z założenia, że jak coś źle działa, to należy pozmieniać nazwy, zmienić kilka instytucji i będzie dobrze. Ale to w prawie nie działa. Pierwszy kłopot dla wielu osób fizycznych prowadzących biznes zacznie się już na wstępie: będą się zastanawiały, czy dotyczą ich przepisy postępowania gospodarczego, czy ogólne postępowania cywilnego. Drugi kłopot dla tych, którzy będą podlegali pod gospodarcze to jeszcze większy formalizm. Ustawodawca wyszedł z założenia, że przedsiębiorca to ktoś, kto jest profesjonalistą w każdym calu. Tyle że to założenie błędne, bo niewielu radzi sobie dobrze w sądzie. I trzeci kłopot: stworzone rozwiązania nie przyniosą nic dobrego.
Jednak rozwijana prekluzja dowodowa powinna znacząco przyspieszyć rozpoznawanie spraw.
Odnoszę wrażenie, że ustawodawca chce stworzyć z sal sądowych pokoje dla magów, w których w odpowiednim momencie trzeba wypowiedzieć właściwe zaklęcie. Tylko utrafienie w dobry moment z dobrym działaniem spowoduje stworzenie magicznej mikstury. A jakikolwiek błąd oznaczać będzie wybuch. A mówiąc bardziej wprost – oczywiście, że w postępowaniu cywilnym istnieje potrzeba uporządkowania procedur. Sąd musi działać w przewidywalny sposób, a strony muszą to uszanować. Ale nowe przepisy sprowadzają się do tego, że sprawność staje się istotniejsza od sprawiedliwości. Będzie przykładowo tak, że przedsiębiorcy będą należały się pieniądze od pozwanego, nie będzie co do tego wątpliwości, a powód przegra sprawę wskutek niespełnienia wysokich wymagań ustawodawcy co do czasu, w którym może przedłożyć sądowi dowody lub wnieść o przesłuchanie świadka. Taki sposób procedowania nie zbuduje zaufania obywateli do sądów.
Ale da pracę prawnikom. Powinien pan być zadowolony.
Jest we mnie jeszcze trochę z idealisty. Ale warto zwrócić uwagę, że już teraz, tuż po wejściu w życie ustawy, wiele przepisów jest niejasnych. Dwóch świetnych ekspertów może interpretować jeden przepis w sposób zgoła odmienny. Oczywiście zawsze w prawie będą pojawiały się wątpliwości i interpretacje, ale uważam, że w nowelizacji k.p.c. jest ich zbyt wiele. I jest to skutek legislacyjnych ułomności, a nie naturalnego pola do interpretacji.
Faktycznie przedsiębiorcy będą musieli częściej sięgać po pomoc profesjonalnych pełnomocników. Całe odrębne postępowanie gospodarcze jest skrojone pod to, by strony były zastępowane przez adwokatów lub radców prawnych. I – dla jasności – ja bardzo popieram zatrudnianie profesjonalistów, bo regułą było, jest i pozostanie, że fachowiec w sądzie się przydaje, a najbardziej przydaje się temu, kto tego fachowca zatrudnia. Ale jednocześnie nie powinno się tworzyć systemu, który w zasadzie wyrzuca z sądu tych obywateli, którzy chcieliby samodzielnie bronić swych interesów.
Dla przedsiębiorców jest też drożej…
Zdecydowanie. Zatrudnienie pełnomocnika to jedno. Ale drastycznie wzrosły opłaty. Maksymalna opłata sądowa wynosi obecnie 200 tys. zł, podczas gdy do 21 sierpnia było to 100 tys. zł. Zwiększyły się także opłaty w codziennych sprawach z życia spółek, jak choćby przy powództwie o uchylenie uchwały wspólników lub walnego zgromadzenia, o stwierdzenie nieważności uchwały, ustalenie jej istnienie czy też wreszcie o rozwiązanie spółki. Były 2 tys. zł, teraz jest 5 tys. zł. Musimy też pamiętać o absurdalnej zmianie w ustawie o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. W ramach nowelizacji przewidziano, że spółka handlowa powinna wykazać, że wspólnicy albo akcjonariusze nie mają dostatecznych środków na zwiększenie majątku spółki lub udzielenie jej pożyczki, gdy ta ubiega się o zwolnienie od kosztów sądowych. W praktyce to doprowadzi do tego, że skończy się zwalnianie spółek z kosztów. Nie sposób bowiem w wielu przypadkach wykazać, że żaden z akcjonariuszy lub wspólników nie ma środków. A nawet gdyby zebranie oświadczeń od wszystkich było możliwe, to przecież naturą spółki kapitałowej jest oderwanie jej majątku od prywatnego majątku udziałowców. Chodzi jedynie o to, by przedsiębiorcy więcej płacili.
W ramach odrębnego postępowania gospodarczego nie będzie można wnosić pozwów wzajemnych. Słusznie?
Kolejny raz muszę stwierdzić, że niesłusznie. Zgadzam się z tym, że gdy mamy do czynienia z powództwem wzajemnym, czas rozpoznania sprawy się wydłuża. Ale przecież wprowadzenie ograniczenia nie spowoduje, że tych powództw w ogóle nie będzie, lecz jedynie to, że będzie więcej spraw w sądach. Po prostu zamiast jednej sprawy będą dwie. I tu pojawia się kolejne ryzyko: może być tak, że rozstrzygnięcia w tych sprawach będą ze sobą sprzeczne. I jak wtedy wytłumaczyć przedsiębiorcy, że co prawda w jednej sprawie wygrał, ale w drugiej przegrał, podczas gdy obie dotyczą tak naprawdę dokładnie tego samego?
Wprowadza się też zakaz dokonywania przekształceń zgłoszonego powództwa. I to też przedsiębiorcom się nie podoba?
Przy realiach, które mamy, czyli prowadzeniu spraw przez lata, to kolejny niewłaściwy pomysł. Wyobraźmy sobie prostą umowę najmu. Sprawa potrafi trwać dwa, trzy lata. Dlaczego powód ma nie móc rozszerzyć powództwa? Przecież nie zrezygnuje on z należnych mu pieniędzy. Jedyny praktyczny skutek zakazu będzie taki, że do sądu trafi kolejny pozew dotyczący okresów po złożeniu pierwszego pozwu.
Dużo krytyki, ale brakuje mi odpowiedzi na pytanie co zrobić, żeby było lepiej?
Przede wszystkim herbata nie staje się słodsza od samego mieszania. Trzeba wzmocnić sądy kadrowo: i w etaty sędziowskie, i w etaty asystenckie oraz administracyjne. Z wszelkich dostępnych statystyk wynika, że sędziowie w Polsce, szczególnie ci w sądach rejonowych, rozpatrują bardzo, bardzo dużo spraw. Nie jest tak, że się lenią. Aby było szybciej, musi być więcej osób w sądach. Ale musi też być mniej spraw, bo tych jest horrendalna liczba. Uważam – przy całej świadomości, że konieczna byłaby zmiana konstytucji – że należy wreszcie pomyśleć o daleko idących usprawnieniach w systemie wymiaru sprawiedliwości. Przykładowo proste sprawy powinny być rozpatrywane przez sędziów niezawodowych. W wielu sprawach można by wprowadzić postępowanie jednoinstancyjne. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, że jeden sędzia w jednej sali o godz. 10 ma sprawę o gigantycznym ciężarze gatunkowym, zaś o godz. 11 zajmuje się sporem o słoik ogórków z piwnicy. I jakkolwiek rozumiem, że dla kogoś te ogórki mogą być szalenie istotne, to jednak można by się nimi zająć np. w specjalnie utworzonym do tego celu kolegium bądź przekazać sprawę do rozstrzygnięcia prawnikowi niebędącemu sędzią.