Jeden z „bohaterów” afery reprywatyzacyjnej, Robert Nowaczyk, nie wróci do czynnego wykonywania zawodu adwokata. W sobotę sąd dyscyplinarny ponownie tymczasowo zawiesił go w czynnościach zawodowych.
– Jeżeli nie zastosujemy w tej sprawie tego środka, to równie dobrze moglibyśmy wnioskować o jego wykreślenie – mówiła przed sądem adw. Weronika Posiadała, zastępca rzecznika dyscyplinarnego stołecznej rady adwokackiej.
Nowaczykowi prokuratura zarzuca oszustwa na kwotę ponad 13,2 mln zł, ale też fałszowanie pełnomocnictw adwokackich.
– Ze względu na wagę postawionych zarzutów i zdecydowanie negatywny odbiór społeczny godzący w dobre imię adwokatury nie wyobrażam sobie sytuacji, w której adwokat oskarżony o tak poważne przestępstwa zakłada togę adwokacką i wykonuje swoje obowiązki przed sądami – dodawała Posiadała.
Postępowanie karne w tej sprawie jest w toku. Sąd powszechny uchylił jednak wobec Nowaczyka środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Adwokat więc wystąpił do sądu dyscyplinarnego o uchylenie zakazu wykonywania zawodu. I 11 września br. wniosek ten został uwzględniony. Od tego czasu Nowaczyk formalnie mógł wykonywać zawód, choć jego obrońca zapewnia, że nie podjął żadnych czynności. Rzecznik dyscyplinarny złożył jednak wniosek o bezterminowe zawieszenie adwokata.
Jak uzasadniał Jerzy Naumann, sędzia dyscyplinarny warszawskiej izby adwokackiej, niezależnie od tego, czy Nowaczyk rzeczywiście dopuścił się fałszowania pełnomocnictw, to już samo postawienie zarzutu fałszowania pełnomocnictw, a więc jednego z najcięższych, jakie można postawić adwokatowi, podważa zaufanie do niego.