Kolejne prawa i obowiązki – dla związków partnerskich, również tych jednopłciowych.
PiS, choć nieformalnych związków nie zamierza legalizować, przygotowuje jednak przepisy ich dotyczące. Nowe ułatwienia, ale i obowiązki, obejmą pary zarówno hetero-, jak i homoseksualne. W przyjętej przez Sejm ustawie o jawności majątkowej polityków poszerzono katalog osób, które muszą ujawniać zarobki, o te „pozostające we wspólnym pożyciu” z politykiem. Zgodnie z wykładnią Sądu Najwyższego chodzi o relację, „w której istnieją jednocześnie więzi duchowe (emocjonalne), fizyczne oraz gospodarcze (wspólne gospodarstwo domowe)”. ‒ Odmienność płci osób pozostających w takiej relacji nie jest warunkiem uznania ich za pozostające we wspólnym pożyciu ‒ ocenił SN w oparciu o przepisy kodeksu karnego. Krzysztof Śmiszek z Wiosny, partner jej lidera Roberta Biedronia, komentując dla DGP nowe regulacje jawnościowe, mówi o dyskryminacji.Ale równocześnie pojawiają się też ułatwienia: od września lekarz pozostający w niesformalizowanym związku może swojemu partnerowi legalnie wypisać lek w ramach recepty pro familiae.
PiS uznaje, że związki nieformalne, również te jedno płciowe, istnieją i nakłada na nie poważne obowiązki ‒ nie tylko małżonkowie, ale też partnerzy osób pełniących funkcje publiczne będą musieli ujawniać swój majątek. Ustawą zajmuje się Senat. Jednocześnie też są pewne przywileje: od września lekarz może wypisać receptę dla towarzysza życia. W obu przypadkach niezależnie od jego płci. To oznacza, że PiS ‒ nawet jeśli mimochodem i nieświadomie ‒ przyznaje kolejne prawa i obowiązki także parom homoseksualnym.
‒ Nie możemy zaprzeczać rzeczywistości – mówi jeden z polityków PiS. Poseł Włodzimierz Bernacki (PiS), przewodniczący komisji regulaminowej, która pracowała nad ustawą o majątkach, podkreśla, że jeżeli ktoś pozostaje we wspólnym pożyciu hetero- czy homoseksualnym, nie powinien się wstydzić osoby, którą kocha. A jeżeli razem prowadzą życie, to taka osoba powinna złożyć publicznie oświadczenie majątkowe.
Wszystko się rozbija o wykładnię sformułowania „osoby pozostające we wspólnym pożyciu”. Zgodnie z uchwałami Sądu Najwyższego z 2012 r., a potem z 2016, osoby pozostające we wspólnym pożyciu to także dwie osoby tej samej płci. Zdaniem siedmioosobowego składu sędziowskiego chodzi o osobę, która „pozostaje z inną osobą w takiej relacji faktycznej, w której pomiędzy nimi istnieją jednocześnie więzi duchowe (emocjonalne), fizyczne oraz gospodarcze (wspólne gospodarstwo domowe)”.
– Odmienność płci osób pozostających w takiej relacji nie jest warunkiem uznania ich za pozostające we wspólnym pożyciu w rozumieniu art. 115 par. 11 k.k. – ocenił SN w uchwale z 2016 r.
– Przed tymi uchwałami SN, pomimo że w przepisach pojawiało się pojęcie osób pozostających we wspólnym pożyciu – na przykład w ustawie o prawach pacjenta, która umożliwia takiej osobie dostęp do informacji o stanie zdrowia nieprzytomnego pacjenta – w praktyce nie uznawano, że może to też dotyczyć związków jednopłciowych – mówi Anna Mazurczak, adwokatka specjalizująca się w ochronie praw osób LGBT. Jak dodaje, zapis o „osobach pozostających we wspólnym pożyciu” pojawia się też w ustawie antyterrorystycznej przyjętej w 2018 r. – Takich przykładów jest wiele, co pokazuje, że jest potrzeba uznania takiej formy współżycia – dodaje prawniczka.
Krzysztof Śmiszek lub jego partner Robert Biedroń (obaj z partii Wiosna), gdyby dostali się do Sejmu, musieliby w oświadczeniu majątkowym uwzględnić zeznania partnera. Jego zdaniem to akurat wyraz dyskryminacji, bo wprowadzane jest coraz więcej obowiązków, ale brakuje przywilejów. ‒ Istnienie takich związków jest uznawane w wygodnych dla władzy sytuacjach. Na przykład zgodnie z ordynacją podatkową długi mogą przejść na partnera, też niezależnie od płci, ale już w przypadku dziedziczenia nie dostrzega się, że ktoś żył z partnerem ‒ mówi Śmiszek.
Ułatwieniem jest zmiana w przepisach dotyczących recept. Tutaj dodano, że jeżeli lekarz wypisuje receptę pro familiae (czyli potocznie dla rodziny) – to może wystawić nie tylko dla swojego małżonka, krewnych czy powinowatych w linii prostej, ale także „osoby pozostającej we wspólnym pożyciu”. Do tej pory nawet Naczelna Izba Lekarska definiowała receptę pro familiae jako wystawioną dla „małżonka, wstępnego, zstępnego lub rodzeństwa osoby wystawiającej”.
W uzasadnieniu do tej zmiany jest tłumaczenie – „pojęcie wspólnego pożycia, ma charakter nieostry, nie posiada definicji legalnej w żadnej gałęzi prawa. Zgodnie jednak z dominującym stanowiskiem orzecznictwa sądowego wystarczające jest podjęcie pożycia na dowolnej płaszczyźnie, w szczególności fizycznej czy gospodarczej”. „(…) zawarty w art. 115 par. 11 k.k. zwrot «osoba pozostająca we wspólnym pożyciu» określa osobę, która pozostaje z inną osobą w takiej relacji faktycznej, w której między nimi istnieją jednocześnie więzi duchowe (emocjonalne), fizyczne oraz gospodarcze (wspólne gospodarstwo domowe). Ustalenie istnienia takiej relacji, tj. «pozostawania we wspólnym pożyciu», jest możliwe także wtedy, gdy brak określonego rodzaju więzi jest obiektywnie usprawiedliwiony” – tłumaczą autorzy znowelizowanej ustawy. I dodają, że „ten stopień dużej zażyłości między ww. osobami powinien zatem znaleźć odzwierciedlenie również w innych sferach życia, takich jak możliwość wystawienia recepty «pro familiae»”.
Zdaniem ekspertów sformułowanie „pozostająca we wspólnym pożyciu” pojawia się w kolejnych ustawach obozu rządzącego. A to wyraźnie sugeruje, że PiS ‒ choć niechętny środowiskom LGBT ‒ nie zamierza udawać, że nieformalne związki partnerskie osób nie istnieją, i zaczyna uwzględniać taką formę relacji w legislacji.
Jednak zapisy budzą kontrowersje wśród samych posłów PiS. ‒ Myślę, że autorzy przepisów mimo to mieli na myśli związki nieformalne, ale tylko kobiet i mężczyzn. Nie sądzę, by to robiono z myślą o parach homoseksualnych ‒ ocenia Jan Mosiński, poseł PiS. ‒ Artykuł 115 k.k. ściśle wiążę z ustawą zasadniczą, która mówi o małżeństwie jako związku mężczyzny i kobiety oraz o rodzinie. Pytanie, czy uchwała siedmiu sędziów SN z 2016 r. jest zbieżna z konstytucją oraz na ile wiąże ona legislatorów ‒ zastanawia się poseł.
W samym PiS opinie w tej sprawie są różne. Z jednej strony działacze zgodnie podkreślają, że są przeciwko małżeństwom homoseksualnym i adopcji przez nie dzieci. Z drugiej strony w mniej konserwatywnym skrzydle partii rządzącej związki partnerskie nie są już traktowane tak zero-jedynkowo.
W ocenie PiS te kwestie można regulować na zasadzie wprowadzania udogodnień formalno-prawnych, ale bez formalnej rejestracji związków partnerskich jako takich (bo to mogłoby stanowić pierwszy krok w kierunku małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci). I to już się dzieje.
‒ Nie sądzę, by PiS chciał uregulować związki, bardziej to życie upomina się o odpowiednie przepisy ‒ komentuje Jan Grabiec z PO.