Choć asesorzy wrócili do sądów już ponad trzy lata temu, to nadal mają przeciwników. Tymczasem niczego złego w tej instytucji nie dopatrzył się na razie unijny trybunał.
Spór o instytucję asesora sądowego toczy się w Polsce od lat. Jej przeciwnicy mówią o zbyt dużym wpływie władzy wykonawczej na proces nominacji asesorów. Ci, którzy są za, podkreślają, że dzięki temu rozwiązaniu można sprawdzić, czy dana osoba ma predyspozycję do orzekania, zanim otrzyma nominację na urząd sędziego. W zeszłym tygodniu do ogródka tych drugich kamyczek dorzucił Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie zakwestionował bowiem instytucji asesora, choć miał taką szansę, odpowiadając na pytanie prejudycjalne polskiego sądu, w składzie którego zasiadał właśnie asesor.

Wątpliwości konstytucyjne

Instytucja asesora sądowego powróciła do naszego porządku prawnego za sprawą nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych z 2015 r. (Dz.U. poz. 1224). Zgodnie z nią asesorów powoływał minister sprawiedliwości (patrz: grafika) i dla wielu prawników stanowiło to poważny problem. O asesorach mówiło się, że to sędziowie na próbę, gdyż byli powoływani na pięć lat. W tym czasie ich praca miała być poddawana ocenie. A to także budziło spore wątpliwości i rodziło pytania o niezawisłość asesorów. Zdaniem prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, w tym czasie kandydat na sędziego jest uczony konformizmu. Ma bowiem świadomość, że jeżeli nie orzeka tak, jak chcą jego zwierzchnicy, to nie zostanie powołany na sędziego.
– Istnieje więc duże ryzyko, że po tych pięciu latach utraci zdolność krytycznej oceny – ostrzega ekspert.
W tym trybie powołanych zostało ponad 250 asesorów.
Procedura powoływania zmieniła się w czerwcu 2018 r. Od tego momentu mianowaniem asesorów zajmuje się prezydent, nie ma już ono charakteru czasowego. I choć zmiany te zostały uznane za krok w dobrym kierunku, to jednak całkowicie nie uciszyły głosów krytycznych wobec tej instytucji.

Milcząca akceptacja

Tymczasem w zeszłym tygodniu zapadło orzeczenie, które może mieć znaczenie dla sposobu postrzegania instytucji asesora w Polsce. Otóż 11 września br. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odpowiedział na pytanie prejudycjalne zadane przez Sąd Rejonowy Lublin-Wschód w Lublinie z siedzibą w Świdniku (o treści orzeczenia, które dotyczyło kredytów konsumenckich, DGP pisał w zeszły czwartek: „Trybunał po stronie pożyczkobiorców” – DGP nr 177/19). I nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że w jednoosobowym składzie, który zdecydował się zadać TSUE to pytanie, zasiadał Mateusz Półtorak, który sędzią nie jest. W 2017 r. został bowiem mianowany na stanowisko asesora sądowego.
– Jedynym organem, który może skierować pytanie prejudycjalne do TSUE, jest sąd – zaznacza autor pytania. I tłumaczy, że trybunał w swoim orzecznictwie wypracował autonomiczną definicję tego pojęcia, a mianowicie wskazał, iż przy jego wykładni kierować należy się całością okoliczności sprawy, w szczególności podstawą prawną istnienia organu, jego stałym lub tymczasowym charakterem, obligatoryjnym charakterem jego jurysdykcji, kontradyktoryjnością postępowania, stosowaniem przez organ przepisów prawa oraz jego niezależnością.
I choć Mateusz Półtorak przyznaje, że przepisy prawa unijnego nie przewidują odrębnej procedury, której przedmiotem byłoby zbadanie przez trybunał, czy podmiot wnoszący pytanie prejudycjalne posiada cechy sądu, to jednak trybunał czyni to w toku rozpoznania pytania prejudycjalnego.
– Jeżeli kiedykolwiek trybunał miał jakiekolwiek wątpliwości co do braku cech sądu podmiotu wnoszącego odesłanie prejudycjalne, wskazywał to w treści orzeczenia – zauważa asesor. I jako przykład przytacza rozstrzygnięcie z 27 kwietnia 2006 r. w sprawie o sygnaturze C-96/04. Wówczas TSUE nie dokonał wykładni przepisów prawa Unii Europejskiej na wniosek niemieckiego organu, uznając, iż nie posiada on cech sądu.
– W wyroku z 11 września 2019 r. trybunał nie miał żadnych wątpliwości co do posiadania atrybutów sądu – w rozumieniu Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – przez sąd, w którego składzie orzeka asesor sądowy. Tym samym, odpowiadając na pytanie prejudycjalne zadane przez sąd, w którego składzie orzeka asesor sądowy, pośrednio uznał, że tak obsadzony osobowo organ spełnia wszystkie cechy sądu – kwituje Mateusz Półtorak.

To nie koniec

Czy to orzeczenie kończy w Polsce dyskusję na temat instytucji asesora? Eksperci są co do tego sceptyczni.
– Z całą pewnością można postawić tezę, że to orzeczenie TSUE stanowi drobny krok w kierunku stwierdzenia, że asesura w takiej postaci, jak to ma miejsce obecnie, może w Polsce funkcjonować. Tyle że mamy do czynienia jedynie z milczącą akceptacją. Wątpliwości wyrażane wobec instytucji asesora nie zostały więc rozwiane przez TSUE. Niewykluczone, że kiedyś wrócą – zauważa dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Podobnie uważa Sławomir Pałka, sędzia Sądu Rejonowego w Oławie, były członek Krajowej Rady Sądownictwa.
– Z zakończeniem dyskusji mielibyśmy do czynienia, gdyby przed TSUE zostały podniesione wprost zarzuty co do instytucji asesora sądowego. Wówczas trybunał punkt po punkcie oceniłby, czy podnoszone argumenty są na tyle mocne, że asesora nie można uznać za sąd w rozumieniu przepisów unijnych – tłumaczy sędzia. I dodaje, że wrześniowy wyrok TSUE mógłby stać się wówczas argumentem, po jaki mogliby sięgnąć rządzący, broniąc instytucji asesora.
DGP