A przynajmniej tak wszystkim prawnikom z połamanym kręgosłupem moralnym doradza były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński. Na antenie TVN24 „Orzeł” komentował sprawę byłego już wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka.
Rzepliński stwierdził, że „po tym, co się dowiedzieliśmy, co robił [Piebiak – red.], nie jest on w stanie wyjść w todze, z łańcuchem sędziowskim, orłem na piersiach i wydawać wyroki w imieniu Rzeczpospolitej”. I dalej: „Jest prawnikiem, znajdzie sobie robotę. Może zostać adwokatem, radcą prawnym, otworzyć biuro pomocy prawnej, ale nie ma miejsca dla człowieka, który się sam zaangażował i robił tak niewyobrażalne w Europie rzeczy, na sali sądowej. On nie ma i moralnej, i prawnej zdolności do tego, by być sędzią”.
Czyli w skrócie: Piebiak jest na tyle zdegenerowany moralnie, że nie może być sędzią. Ale jako że jest prawnikiem, niech idzie do adwokatury lub uśmiechnie się do radców prawnych, by przywdziać togę z niebieskim żabotem.
Stanowisko prof. Rzeplińskiego rozsierdziło niektórych członków palestry. Część z przekąsem mówi, że skoro Piebiak taki moralnie upośledzony, to niech idzie na uniwersytet i zostanie profesorem. Najlepiej w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego (tam właśnie wykłada prof. Andrzej Rzepliński).
Nie mam wątpliwości, że słowa byłego prezesa TK były nieeleganckie. Lub nieprzemyślane. A zapewne i jedno, i drugie. Ale w gruncie rzeczy poruszył on szalenie istotny temat: jaka przyszłość zawodowa powinna być przed sędziami, którzy utracili moralny autorytet do wydawania wyroków w imieniu Rzeczypospolitej? Oczywiście nie mnie oceniać, czy Łukasz Piebiak powinien wrócić na salę sądową. W tej kwestii jestem zapewne mniej zapalczywy niż większość społeczeństwa, bo bym powiedział, że jeśli był dobrym sędzią gospodarczym – niech wraca. Ale rozumiem argumenty wszystkich tych, którzy twierdzą, że za pewne zachowania niezwiązane z orzekaniem, np. udział w akcji poniżania innych sędziów, można utracić zdolność do zasiadania za sędziowskim stołem. Co więc powinien taki (były) sędzia robić? Z jednej strony – skoro nie ma przymiotów moralnych do bycia sędzią, niby dlaczego mielibyśmy uznać, że może być adwokatem, radcą prawnym czy notariuszem? W tych zawodach – choć niektórzy o tym zapominają – też należy postępować etycznie i mieć kręgosłup na swoim miejscu.
Z drugiej strony – czy za zrobienie głupoty, choćby nawet poważnej i społecznie nagannej, należy człowiekowi w ogóle zabronić pracy w zawodach prawniczych? Byłaby to przecież sankcja znacznie poważniejsza niż nawet kara pozbawienia wolności w zawieszeniu.