Nie wiem, czy notka biograficzna sędziego Łukasza Piebiaka pojawiła się na Wikipedii przed wybuchem afery jego imienia, czy istniała wcześniej. Podejrzewam jednak, że jej bohater spodziewał się raczej znaleźć tam wzmiankę o nadzorowanej przez siebie reformie postępowania cywilnego, która właśnie wchodzi w życie. Tymczasem ma szanse zostać zapamiętany z tego, że koordynował akcję kompromitowania kolegów sędziów. Nie dość, że szambo dzięki dziennikarzom portalu Onet.pl się wylało, to jeszcze były już wiceminister, który zapowiedział wytoczenie im procesu, zapłaci za niego więcej. Bo jak na złość akurat weszły w życie podwyżki kosztów sądowych, które sam wprowadzał. Swoją drogą z tym pozwem to ryzykowna sprawa. A nuż system wylosuje jakiegoś sędziego, którego protegowana wiceministra, internetowa hejterka Emi, też szkalowała.
Być może Państwa irytuje, że zamiast grzmieć o niegodziwościach po prostu sobie pokpiwam z afery z trollami. Że media powinny raczej nawoływać do dymisji ministra Ziobry, mówić o końcu demokracji, przekraczaniu granicy (kolejnej) itp. Owszem, w normalnym kraju taki skandal zmiótłby ze stanowiska nie tylko ministra sprawiedliwości, ale cały rząd. Ale my już nie jesteśmy normalnym krajem. Afera Piebiaka zrobiła większe wrażenie za granicą niż u nas, a to dlatego, że w dojrzałych demokracjach (Włoch do nich nie zaliczam) takie rzeczy nie mieszczą się w głowie. My natomiast jesteśmy już tak przeczołgani, że nie tylko nam – jako społeczeństwu – się to pod kopułą mieści, ale co gorsza, prawie nas nie rusza. Te 5 punktów procentowych spadku poparcia, choć odnotowane w sondażu (badanie Kantar dla TVN) przeprowadzonym już po wybuchu afery, może być równie dobrze reakcją na aferę Kuchciński-travel. A poza tym mówimy o spadku z 44 do 39 proc.!
Bo jeśli prezydent, „wyręczając sąd”, może ułaskawić niewinnego Mariusza Kamińskiego, a potem wręczyć mu tekę ministra; jeśli minister sprawiedliwości na oczach kamer podpisuje listę obecności już po głosowaniu nad budżetem w sali kolumnowej; jeśli straż marszałkowska może nie wpuszczać na nie posłów; jeśli Sejm nie wykonuje wyroku NSA i odmawia ujawnienia list poparcia kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa; jeśli Trybunał Konstytucyjny za chwilę stwierdzi niekonstytucyjność przepisu, na podstawie którego można się tych list domagać… To czy ujawnienie zinstytucjonalizowanego hejtu na szczytach Ministerstwa nomen omen Sprawiedliwości, w dodatku czerpiącego z SB-eckich wzorców, coś zmieni?
Głosująca większość już kupuje narrację, że to wewnętrzna walka kasty. A w MS już zacierają ręce, że nie tylko uda się to wykorzystać jako argument do zaorania sądownictwa, ale jeszcze przy okazji brudy rozsyłane przez internetową hejterkę zyskały lepsze zasięgi. No i ugruntował się obraz Zbigniewa Ziobry, który jak dobry szeryf natychmiast odstrzelił sędziów Piebiaka i Iwańca, zaliczając ich do grona nienawidzonej przez elektorat kasty. Być może polecą kolejne głowy, np. sędziego, który wymyślił akcję wysyłania pocztówek z wulgarnym napisem do I prezes Sądu Najwyższego. Chociaż pewności nie ma, bo Małgorzata Gersdorf przyznała, że dostała trzy pocztówki. Co może być dowodem na to, że poczta jest już nie tylko opieszała, ale i masowo gubi przesyłki, albo że ta „zorganizowana akcja” poniosła spektakularną klapę. Poza tym choć używanie wulgarnego języka nie licuje z godnością sędziego, to przecież słowo „wypier…” , jakie znalazło się pocztówce, jest ostatnio często skandowane na ulicach zaraz po Bóg, Honor i Ojczyzna. Niewykluczone więc, że semantyka tego słowa, zgodnie z najnowszymi trendami językowymi, jest już zupełnie inna.
Poza tym afera z farmą trolli i „szerowaniem hejtu” nie robi odpowiednio dużego wrażenia, także dlatego, że na targu w Mławie farma trolli nic nikomu nie mówi. A w Siemiatyczach mogą co najwyżej poprawić, że mówi się szorować, a nie „szerować”. Nie ma prostego przekazu, że ktoś ukradł lub zabił. Przestępstwo przekroczenia uprawnień? Jest jak Yeti – wiele się o nim mówi, a mało kto widział przepis w użyciu. Przekazywanie danych osobowych? Przecież własne oddajemy za zniżkę na szampon. Zagrożenie dla demokracji? Co tydzień w telewizji demonstrują mniejszości z LGBT.
Można oczywiście próbować przekonywać, że skoro władza sięga po takie metody, by eliminować przeciwników, to nie zawaha się ich użyć przeciwko obywatelom. Ale o tym, jak Polacy traktują zagrożenia hipotetyczne, najlepiej świadczy nasz stosunek do ubezpieczeń dobrowolnych. Zresztą z relacji świadków ubiegłotygodniowej tragedii na Giewoncie wynika, że ludzie szli na górę nawet, gdy było widać, że idą w epicentrum burzy. I będą szli dalej, przynosząc obecnemu rządowi większość konstytucyjną.
Tak więc pozostaje tylko liczyć na to, że społeczny gniew wywoła fakt, że Emi za swój patriotyczny hejt dostała chociaż figurkę husarza. A wielu internautów, kto wie, czy nie z większą gorliwością szkalujących w sieci sędziów, nawet dyplomu z husarzem od MS się nie doczekało.