Jeśli TK odpowie na pytania zgodnie z przewidywaniami, to okaże się, że sędzia Zaradkiewicz sędzią nie jest. Skutki będą jednak o wiele większe.
Los sędziów Kamila Zaradkiewicza i Jędrzeja Kondka splótł się nierozerwalnie 1 lipca 2019 r., czego obaj zdają się sobie nie uświadamiać. W tym dniu bowiem Sąd Najwyższy w składzie jednoosobowym z udziałem sędziego Kamila Zaradkiewicza, postanowieniem wydanym w sprawie I CSK 176/19, zadał cztery pytania prawne Trybunałowi Konstytucyjnemu, a ten 17 lipca przyjął je do rozpatrzenia.

Jeśli stara rada była niekonstytucyjna…

Punktem wyjścia zgłoszonych przez sędziego Zaradkiewicza wątpliwości konstytucyjnych jest treść wyroku sądu konstytucyjnego z 20 czerwca 2017 r. (K 5/17). W wyroku tym TK stwierdził sprzeczność z odpowiednimi przepisami konstytucji regulacji ustawy z 12 maja 2011 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa dotyczących sposobu wyboru przez sędziowskich elektorów na zebraniach przedstawicieli okręgów oraz apelacji sędziów członków KRS (przepisy art. 11 ust. 3 i 4 w zw. z art. 13 ust. 1 i 2 ustawy o KRS). Uznano, że ten sposób wyboru sędziowskiej części Rady narusza art. 187 ust. 1 pkt. 2 i ust. 4 w zw. z art. 32 ust. 1 konstytucji. Za sprzeczny z ustawą zasadniczą uznano również art. 13 ust. 3 ustawy o KRS w zakresie, w jakim rozumiany jest w ten sposób, iż kadencja członków Rady ma być określona indywidualnie, a nie grupowo.
Wyrok TK z 20 czerwca 2017 r. był przygotowaniem gruntu pod nową regulację prawną, która w ogóle wyeliminowała sposób wyboru sędziowskiej części KRS przez sędziów, oddając go politykom. Należy zauważyć, że w składzie rozpoznającym sprawę zasiadali dwaj sędziowie, którzy zgodnie z wyrokiem tego samego TK z 3 grudnia 2015 r. (K 34/15) zostali wybrani na miejsca już zajęte. Chodzi o sprawozdawcę Mariusza Muszyńskiego oraz Lecha Morawskiego. To, że od tamtych wypadków minęło już niemal cztery lata, nie zwalnia z nieustannego przypominania, że wyrok TK z 3 grudnia 2015 r. unicestwił prawnie wybór trzech sędziów (Mariusza Muszyńskiego, Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha). Co więcej, został opublikowany, a zatem jego obecność w systemie prawnym jest niepodważalna. Należy pamiętać o pryncypiach.
Formułując pytania prawne, sędzia Kamil Zaradkiewicz źródłem swych rozterek konstytucyjnych uczynił konsekwencje wynikające z wyroku TK z 20 czerwca 2017 r. Skoro trybunał uznał sposób wyboru do Rady w latach 2011–2017 oraz „indywidualne” rozumienie kadencyjności jej członków (obecne już od 2001 r.) za sprzeczne z ustawą zasadniczą, rodzi się pytanie, czy sędziowie przez tę KRS rekomendowani, którym prezydent wręczył akty nominacji, są w ogóle sędziami. Dalej sędzia Zaradkiewicz pyta, jaki charakter mają orzeczenia wydane z ich udziałem przez lata – czy są prawnie wiążące. W końcu autor pytań dociera do zagadnienia skuteczności czynności wykonywanych przez piastunów organów sądowych, a więc prezesów, np. tych związanych z wyznaczaniem składów orzekających.
Trzeba w tym miejscu dla porządku dodać, że pytania prawne formułowane są na kanwie konkretnej sprawy zawisłej przed Sądem Najwyższym. A zatem dotyczą one expressis verbis sędziów Sądu Najwyższego oraz prezesów, którzy swe urzędy objęli w latach 2011– –2017. Oczywiste jest jednak, że konkluzja, do jakiej dojdzie TK, odpowiadając na zadane pytania, będzie swymi skutkami obejmowała wszystkich powołanych w latach 2011–2017 sędziów każdego szczebla sądownictwa. Udział KRS w procesie nominacyjnym jest bowiem taki sam dla wszystkich kandydatów na sędziów niezależnie od tego, do jakiego sądu aspirują.

…to nowa też nie jest legalna

I właśnie w tym momencie na scenę wkracza postać sędziego Jędrzeja Kondka. Jednego z członków Krajowej Rady Sądownictwa, która w nowej formule wyboru sędziowskiej części jej składu objawiła się wiosną 2018 r. Jak już wyżej zaznaczono, wyrok TK z 20 czerwca 2017 r. posłużył jako przysłowiowy gwoźdź do trumny starej Rady, której kadencję przerwano, powołując się na rozstrzygnięcie TK. Sędzia Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy Jędrzej Kondek został zgłoszony jako kandydat do KRS 25 stycznia 2018 r. Niespełna dwa lata od objęcia pierwszego urzędu sędziowskiego, co odbiło się szerokim echem, zważywszy na rangę decyzji podejmowanych przez Radę w sprawach indywidualnych dotyczących rekomendacji na urzędy sędziowskie, w tym te najwyższe – w SN lub NSA.
Postanowienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej powołujące Jędrzeja Kondka do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego nosi datę 3 lutego 2016 r. Kandydata rekomendowała zatem KRS w składzie, który wyrokiem z 20 czerwca 2017 r. został uznany za sprzeczny z konstytucją.
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że na pytania zadane przez sędziego Zaradkiewicza TK odpowie w ten sposób, że zakwestionowane zostaną wszystkie nominacje sędziowskie z lat 2011–2017. Będzie to dotyczyło również Jędrzeja Kondka – jedynego sędziego zasiadającego w Radzie, który swą nominację na pierwszy urząd sędziowski odebrał w roku 2016. Tym samym daleko idące skutki niekonstytucyjności KRS, zbierającej się przez lata w niewłaściwym składzie, będą dotyczyły wszystkich decyzji również nowej Rady, czyli tej, w składzie której zasiada sędzia Jędrzej Kondek rekomendowany na urząd sędziego przez niekonstytucyjny KRS.
Skoro Jędrzej Kondek sędzią nie jest, nie może być również członkiem sędziowskiej części Rady. Zatem żadna decyzja KRS zbierającej się w nowym składzie od kwietnia 2018 r. nie ma mocy prawnej. Rzecz jasna również ta z 28 sierpnia 2018 r. udzielająca rekomendacji na stanowisko sędziego SN Kamilowi Zaradkiewiczowi (co nie obyło się bez problemów, bowiem pan Zaradkiewicz w pierwszej turze głosowania przepadł i dopiero interwencja ministra sprawiedliwości połączona ze swoistą laudacją na cześć kandydata wywarła oczekiwany skutek na członkach Rady).
Jeżeli TK odpowie w kierunku wyżej podanym, to skutki swym polem rażenia obejmą nie tylko lata 2011–2017, lecz również następne – aż do dziś. Mogą zatem unicestwić również obie nowe izby SN, w obronie których sędzia Zaradkiewicz najprawdopodobniej występuje.
Koincydencja pomiędzy sformułowaniem pytania przez SN w jednoosobowym składzie, z udziałem sędziego, którego status jest podważany, a realną perspektywą udzielenia przez TSUE odpowiedzi na połączone pytania prejudycjalne w sprawie zgodności z prawem traktatowym ustawy o KRS, nie jest przypadkowa. Do postawienia tej tezy skłania mnie pkt II postanowienia SN z 1 lipca 2019 r. Zawiera on wniosek o udzielenie zabezpieczenia w oparciu o art. 7301 par. 1, art. 732 i art. 755 k.p.c, poprzez wstrzymanie postępowań w sprawach podlegających rozpoznaniu przez SN, dotyczących skuteczności czynności sędziów SN oraz statusu sędziego SN innego niż powołany na podstawie wniosku KRS, w tym w sprawach o sygn. akt III KO 154/18, III CZP 25/19, II PO 3/19, a więc tych, w których sformułowano pytania prejudycjalne. Autor pytań w pkt. 2 żąda również wstrzymania skuteczności postanowień i zarządzeń wydanych w tychże sprawach do czasu udzielenia odpowiedzi przez TK. I być może taki właśnie jest cel stawianych TK pytań. W tej swoistej szarży sędziego występującego niejako w swojej sprawie chodzić może bardziej o uzyskanie zabezpieczenia w postaci wstrzymania postępowań związanych z pytaniami prejudycjalnymi niż o rozstrzygnięcie meritum sformułowanych pytań prawnych. Jakby tego było mało, jakby w obawie, że TSUE uprzedzi TK w udzieleniu odpowiedzi na pytania prawne, SN w jednoosobowym składzie z udziałem, a jakże, Kamila Zaradkiewicza, działając z urzędu, dokonał 9 lipca zabezpieczenia wykonania postanowienia z 1 lipca na czas trwania postępowania przed TK poprzez wstrzymanie czynności kierowniczych, w tym porządkowych i organizacyjnych prezesa SN kierującego Izbą Cywilną. Jednocześnie zobowiązał prezesa Izby Dyscyplinarnej do niezwłocznego przekazania pytań prawnych wraz z aktami sprawy do TK. I w tym momencie zamiar uprzedzenia TSUE stał się widoczny jak na dłoni. Dotychczasowa praktyka wskazuje, że przekazywanie akt spraw wraz z pytaniami przez SN do TK trwa około trzech miesięcy. Istniała więc realna obawa, że trybunał w Luksemburgu wypowie się pierwszy.
Sędzia Zaradkiewicz tak bardzo spieszył się z przekazaniem akt TK, że nie czekając na odnotowanie wydanych postanowień w odpowiednich repertoriach, osobiście zaniósł je do sekretariatu Izby Dyscyplinarnej. To naruszenie regulaminu SN spotkało się z reakcją I prezes SN, która 16 lipca wystąpiła do rzecznika dyscyplinarnego przy SN o wszczęcie postępowania wyjaśniającego wobec sędziego Kamila Zaradkiewicza. Oprócz naruszenia regulaminu przy przekazaniu akt sprawy ID SN prof. Gersdorf zarzuca sędziemu naruszenie prawa w związku z wydaniem postanowień z 1 i 9 lipca. Chodzi o zajęcie się sprawą, na kanwie której sformułowano pytania z naruszeniem zasady zachowania kolejności wpływu przy rozpoznawaniu spraw, przeprowadzenie 1 lipca posiedzenia niejawnego bez wydania stosownego zarządzenia o jego wyznaczeniu oraz o nieznajdujące oparcia w przepisach udzielenie zabezpieczenia z urzędu w postanowieniu z 9 lipca. Interesująco zapowiada się również zarzut „ekscesu orzeczniczego”, którego miał się dopuścić Kamil Zaradkiewicz, polegającego na pozbawieniu prezesa SN kierującego Izbą Cywilną Dariusza Zawistowskiego części uprawnień kierowniczych i przekazanie ich prezesowi Izby Dyscyplinarnej. Jednocześnie prezes Izby Cywilnej wezwał TK do zwrotu akt sprawy. Z sądu konstytucyjnego napłynęła odpowiedź, o tym, że TK przyjął pytania prawne do rozpoznania. Rzecznik dyscyplinarny przy SN będzie miał 30 dni na podjęcie decyzji o wszczęciu bądź odmowie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec Kamila Zaradkiewicza.
Pomińmy kwestię dopuszczalności zadania pytań prawnych przez sąd w składzie, w którym sędzia sam podważa swój status sędziowski, a więc również i prawo do formułowania pytań prawnych. Zapomnijmy również na chwilę o kuriozalnym w treści zabezpieczeniu wykonania postanowienia, w którym owe pytania zadano, polegającym na zawieszeniu w czynnościach przełożonego służbowego przez podwładnego. Podjęte wysiłki i tak są płonne wobec faktu, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzeka w oparciu o prawo traktatowe i w żaden sposób nie jest związany orzeczeniami sądów krajowych uniemożliwiającymi mu procedowanie nad zawisłymi już przed nim sprawami, nawet gdy są to sądy konstytucyjne. Wiara w to, że TSUE ulegnie temu szantażowi, co najmniej dziwi. W działaniu sędziego Zaradkiewicza aż nazbyt dostrzegalny jest zamiar uzyskania potwierdzenia statusu sędziego SN, przy zaangażowaniu w tym celu TK, który ma orzec, iż prezydencki akt nominacji usuwa wszystkie wątpliwości związane z procedurą konkursową.