Sejm na najbliższym posiedzeniu ma się zająć projektem ustawy antylichwiarskiej. Branża pożyczkowa, która najwięcej na niej straci, przekonuje, że politycy powinni zaczekać na zgodę Komisji Europejskiej.
Doświadczenia z prac nad kilkoma innymi projektami ustaw jednak tego nie potwierdzają.
Przypomnijmy: w maju 2019 r. napisaliśmy w DGP, że zdaniem Rady Legislacyjnej przy premierze projekt ustawy antylichwiarskiej trzeba będzie notyfikować w Komisji Europejskiej. Zawiera on bowiem przepisy, które mogą ograniczyć traktatowe swobody. Pojawia się zatem pytanie, czy te ograniczenia są podyktowane istotnym interesem. Innymi słowy, czy zdaniem Komisji do ochrony naszych obywateli potrzebne są takie środki jak proponowane przez rząd. Ministerstwo Sprawiedliwości przyznało rację, że notyfikacja jest konieczna. Rząd chciał zastosować tryb pilny. Na to nie zgodziła się Komisja Europejska. To oznacza, że uzyskanie zgody Komisji zajmie nawet kwartał.
Część branży pożyczkowej się ucieszyła. Firmy przekonują, że projekt, który został przekazany do notyfikacji, nie powinien być jednocześnie procedowany w polskim parlamencie. I jeśli by wyjść z tego założenia, szans na uchwalenie ustawy w obecnej kadencji parlamentu nie byłoby żadnych.
Tyle że kluczowy art. 6 unijnej dyrektywy 2015/1535, ustanawiającej zasady notyfikowania krajowych aktów prawnych, mówi jedynie o tym, że „państwa członkowskie odraczają przyjęcie projektu przepisów technicznych o trzy miesiące”. Nie wolno więc ustawy opublikować w Dzienniku Ustaw, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by była ona procedowana w parlamencie, a nawet przekazana prezydentowi do podpisu. Na taki wariant – z jednej strony prac nad ustawą, a z drugiej oczekiwania na pozytywną decyzję notyfikacyjną – zgadzała się już Komisja Europejska. Choć część ekspertów specjalizujących się w prawie unijnym podkreślała, że unijny prawodawca posłużył się pojęciem „projektu”, a nie „aktu prawnego”, a zatem należy przyjąć, że uchwalenie ustawy przed uzyskaniem pozytywnej decyzji notyfikacyjnej jest niezgodne z procedurą.
Warto jednak spojrzeć na praktykę. Wręcz bliźniaczy przykład do obecnego to prace z 2015 r. nad nowelizacją prawa farmaceutycznego, nazywaną potocznie ustawą antywywozową. Wówczas rządzący byli przekonani, że notyfikacja przepisów nie będzie potrzebna. Zorientowali się po pierwszym czytaniu. Postanowiono więc projekt ustawy przesłać do Komisji i jednocześnie prowadzić nad nim dalsze prace legislacyjne. Zbliżał się koniec kadencji – stąd pośpiech. Przedsiębiorcy farmaceutyczni, którzy krytykowali projekt, przekonywali, że nie wolno z jednej strony czekać na zgodę, a z drugiej pracować dalej.
Doszło do tego, że ustawa była już uchwalona przez Sejm, a zgody Komisji Europejskiej nie było. Nawet projektodawcy przyznawali, że stawiają wszystko na jedną kartę.
– Najwyżej ustawa wyląduje w koszu – przyznała wówczas sprawozdawczyni poseł Janina Okrągły.
Wkrótce jednak zgoda Komisji przyszła. Kilkanaście dni później prezydent podpisał ustawę (Dz.U. z 2015 r. poz. 788).
Podobne wątpliwości dotyczyły kilku nowelizacji ustawy o grach hazardowych. Rząd, przesyłając projekty poszczególnych aktów prawnych, również nie odstępował od dalszych prac krajowych. Nie przeszkadzało to w uzyskaniu pozytywnej decyzji notyfikacyjnej. Przy czym warunkiem jest, by dokument przekazany Komisji Europejskiej nie odbiegał istotnie od aktu prawnego uchwalonego przez krajowy parlament.