Mężczyzna, który nakłonił listonosza, aby ten nie doręczył sądowej korespondencji, najbliższe 2,5 roku spędzi w zamknięciu – zawyrokował Sąd Apelacyjny w Katowicach.
SA zmienił tym samym wyrok Sądu Okręgowego w Bielsku Białej (IIIK 84/17), który w lutym br. orzekł wobec oskarżonego Łukasza W. karę zaledwie dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na lat pięć, uzasadniając to dotychczasową niekaralanością oraz uregulowanym trybem życia. Sąd apelacyjny uznał, że społeczna szkodliwość czynu jest tak duża, że mężczyzna nie zasługuje na warunkowe zawieszenie kary.

Tajemnicze zniknięcie przesyłki

O tej historii piszemy od października 2017 r., kiedy to zapadł wyrok wobec drugiej osoby oskarżonej w sprawie, a mianowicie Marcina M., listonosza: za niedoręczenie przesyłki sądowej osobie, do której była adresowana. Listonosz został skazany przez Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata (sygn. akt IX K 878/17). Za swoje zaniechanie otrzymał korzyść majątkową w wysokości 3 tys. zł. Mężczyzna przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze.
Równolegle toczył się proces biznesmena, który nakłonił go do popełnienia przestępstwa. Sprawa jest o tyle ciekawa, że stanowi dowód, iż historie opowiadane na korytarzach przez adwokatów i ich klientów o „znikających” przesyłkach sądowych nie są tylko legendami miejskimi, ale rzeczywistością i stosowaną – choć nielegalną i nieetyczną – metodą walki z przeciwnikami procesowymi.
Sprawa zaczęła się w 2012 r., kiedy pokrzywdzony biznesmen, Jacek O., wszedł w konflikt ze swoim współpracownikiem Łukaszem W. Ten ostatni zarzucał mu, że nie wywiązał się wobec niego ze zobowiązań finansowych. Jednak sąd, do którego trafiła sprawa, prawomocnie odrzucił jego roszczenie.
Warto rozważyć doręczanie sądowych przesyłek przez pracowników sądu – na wzór krajów anglosaskich
Łukasz W. postanowił wówczas rozwiązać sprawę „sposobem”: dowiedział się, który listonosz doręcza korespondencję do firmy O. i przekonał go do tego, aby wyłudził od odbierających korespondencję pracowników podpis, że przesyłka z sądu została doręczona. Faktycznie zaś oddał ją zleceniodawcy, czyli Łukaszowi W.
Owa przesyłka była nakazem zapłaty wystawionym w trybie upominawczym na kwotę ponad miliona złotych. Sąd wydał go na wniosek Łukasza W. Jacek O. nie odwołał się w ustawowym terminie dwóch tygodni od nakazu (bo nie miał pojęcia o jego istnieniu). W związku z tym sąd nadał mu klauzulę wykonalności. Po czym komornik zajął wszystkie konta biznesmena – na kwotę nieco ponad 899 tys. zł, czyli wszystko co na nich było.

Wyrzuty sumienia doręczyciela

Biznesmen doszedł do wniosku, że ktoś musiał to tak istotne pismo z sądu wykraść. I wynajął detektywa, który dotarł do listonosza. Ten, trapiony wyrzutami sumienia, mimo grożącej mu odpowiedzialności karnej przyznał się do winy i obciążył zeznaniami Łukasza W. Ten początkowo nie przyznawał się do winy, twierdząc, że jedynie chciał za pomocą takiego nielegalnego triku wyegzekwować należne mu środki.
Sądy jednak nie dały mu wiary. Najpierw zapadł wyrok skazujący przed Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej, jednak od wyroku w zawieszeniu, jako niewspółmiernie niskiego w stosunku do wagi przewinienia, odwołał się prokurator. Teraz Sąd Apelacyjny przyznał mu rację, skazując Łukasza W. na karę bezwzględnego więzienia.
Takie oszustwo procesowe jest wyjątkowo dotkliwe, gdyż uderza nie tylko w pokrzywdzonych, którzy ponoszą szkodę majątkową, lecz także w wiarygodność i dobre imię wymiaru sprawiedliwości. To bowiem sąd – wprowadzony w błąd przez nieuczciwą stronę – przyczynia się do tego, że nienależne pieniądze wpłynęły na konto oszusta.
Skazanie nieuczciwego doręczyciela oraz jego zleceniodawcy, nie oznacza jednak końca sprawy. Jacek O. dotąd nie odzyskał swoich pieniędzy – przed Sądem Okręgowym w Legnicy wciąż trwa od kwietnia 2014 r. proces cywilny z jego powództwa.

Przypadek nieodosobniony

To, że w tym przypadku bezpośredni sprawca oszustwa poniósł odpowiedzialność, nie oznacza, że inne osoby poszkodowane na skutek podobnego czynu doczekają się sprawiedliwości. Takie przestępstwa są bowiem bardzo trudne do udowodnienia. Wydaje się, że potrzebne by były zmiany w samej procedurze doręczania pism sądowych. Jak podnosi mec. Leszek Adamczyk z Bielska-Białej, który reprezentował przed sądami pokrzywdzonego biznesmena, trzeba najpierw zadać sobie pytanie, czy to obowiązujące procedury są zdrowe, czy raczej zawodzi człowiek.
– W mojej ocenie, aby aktualny model doręczania pism usprawnić, trzeba do kodeksu karnego wprowadzić osobną penalizację przypadków niedoręczenia pisma sądowego (lub innego) do odbiorcy. Karalność takiego czynu powinna być bardzo czytelna zarówno dla listonosza, jak i dla potencjalnego sprawcy. Ponadto operator publiczny doręczający przesyłki pocztowe powinien obowiązkowo – w ramach prowadzonych szkoleń dla doręczycieli – kłaść szczególny nacisk na przestępstwa związane z doręczaniem przesyłek – mówi mec. Adamczyk.
Innym rozwiązaniem byłoby doręczanie takich przesyłek bezpośrednio przez pracowników sądów lub podmioty świadczące usługi dla sądów na wzór niektórych krajów anglosaskich. Pozwoliłoby to na większą skuteczność, zwłaszcza wobec osób twierdzących, że nie posiadają miejsca zamieszkania ani adresu do doręczeń. Wówczas taką przesyłkę można by im było wręczyć po prostu na ulicy.
Biorąc zaś pod uwagę, jak doniosłe skutki może przynieść doręczenie – bądź nie – sądowego pisma dla losów pojedynczego człowieka czy przedsiębiorcy, dyskusja nad zmianami w systemie doręczeń wydaje się niezbędna.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 18 czerwca 2019 r., sygn. akt II AKa 230/19. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia