Naczelny Sąd Administracyjny oddalił w czwartek skargę kasacyjną Fundacji Panoptykon ws. odmowy udostępnienia informacji publicznej przez szefa ABW. Chodziło o ujawnienie liczby porozumień zawartych przez Agencję z dostawcami internetu o dostęp do treści drogą on-line.

Tym samym NSA utrzymał w mocy orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. W uzasadnieniu wyroku NSA podkreślił, że nie były zasadne zarzuty fundacji i Rzecznika Praw Obywatelskich co do niekompletności uzasadnienia orzeczenia WSA podtrzymującego decyzję szefa ABW odmawiającą udzielenia żądanych informacji.

Jak wskazała sędzia Małgorzata Pocztarek, NSA mógł rozpoznać tylko sprawę w ramach zarzutów ze złożonej skargi odnoszących się do motywów rozstrzygnięcia przez pierwszą instancję, a "motywy te jasno wynikają z uzasadnienia". Sędzia dodała, że w związku z tym polemizowanie z innymi "absolutnie rozsądnymi argumentami", które podnosiły fundacja i RPO, było niemożliwe, bo "wyjęto nam broń z ręki".

Sprawa została zainicjowana, gdy Fundacja Panoptykon wystąpiła do szefa ABW o udostępnienie danych statystycznych: liczby porozumień zawieranych między ABW a podmiotami świadczącymi usługi telekomunikacyjne, pocztowe lub internetowe o przekazywaniu Agencji danych on-line. Chodzi głównie o dane internetowe użytkowników sieci, np. adresy odwiedzanych stron, wpisy w wyszukiwarce, adresy email.

Prawo do zawierania takich porozumień ABW uzyskała na mocy nowelizacji ustaw regulujących zasady inwigilacji prowadzonej przez służby, uchwalonej przez Sejm 15 stycznia 2016 r. Przed nowelizacją służby występowały po nie do odpowiednich podmiotów na potrzeby prowadzonych postępowań pisemnie i taką też drogą je dostawały. Nowela wprowadziła zaś dostęp do tych danych on-line - przez bezpieczne połączenie internetowe. Ponadto służby mogą po nie sięgać już nie tylko na potrzeby postępowań, ale także w celu "zapobiegania lub wykrywania przestępstw", "ratowania życia lub zdrowia ludzkiego bądź wsparcia działań poszukiwawczych" czy "realizacji zadań ustawowych". Na pozyskanie treści np. maila czy czatu nadal potrzebna jest uprzednia zgoda sądu.

Szef ABW odmówił udostępnienia żądanych informacji, powołując się na nadanie im klauzuli tajności "zastrzeżone" w trybie ustawy o ochronie informacji niejawnych. Fundacja zaskarżyła odmowę do sądu administracyjnego.

W maju 2017 r. WSA oddalił skargę, wskazując, że porozumienia są zawierane w celu realizacji ustawowych zadań ABW, do których należy rozpoznawanie, zapobieganie i zwalczanie zagrożeń. WSA podkreślał przy tym, że skoro przedmiot sprawy dotyczy zagadnień związanych z bezpieczeństwem, to szef ABW miał rację, twierdząc, iż ujawnienie żądanej informacji może powodować zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.

W związku z tamtym rozstrzygnięciem fundacja złożyła skargę kasacyjną do NSA. Twierdziła, że odmowa udostępnienia tych danych w połączeniu ze znikomą zazwyczaj następczą kontrolą sądową nad działalnością służb powoduje, iż rośnie ryzyko nadużyć i naruszania praw - zwłaszcza do prywatności - osób objętych kontrolą służb. Do sprawy przyłączył się RPO, według którego odmowa szefa ABW ogranicza prawo dostępu do informacji publicznej, co uniemożliwia społeczną kontrolę działań służb specjalnych.

W czwartek NSA oddalił skargę, wskazując, że powołano się w niej m.in. na przepis Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi, który mówi o tym, że "uzasadnienie wyroku powinno zawierać zwięzłe przedstawienie stanu sprawy, zarzutów podniesionych w skardze, stanowisk pozostałych stron, podstawę prawną rozstrzygnięcia oraz jej wyjaśnienie". "Wbrew temu, o czym mowa w skardze kasacyjnej, taka podstawa rozstrzygnięcia została wyjaśniona. Jest inną rzeczą, że fundacja się z nią nie zgadza, ale ona jest wyjaśniona" - powiedziała sędzia Pocztarek. Jak podkreśliła, motywy sądu pierwszej instancji "jasno wynikają z tego uzasadnienia".

Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon powiedział PAP, że patrzy na czwartkowe orzeczenie NSA "jak na utraconą szansę na to, by obywatele dowiedzieli się czegoś, co z jednej strony (...) nie generuje żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa, bo pytamy o dane o charakterze statystycznym, a z drugiej strony może odpowiedzieć na obawy związane z tzw. ustawą inwigilacyjną". Jak ocenił, pozwoliłoby to "dowiedzieć się obywatelom, czy nowe uprawnienia związane z dostępem do danych są często czy rzadko wykorzystywane".