Nie wiadomo, co ustawodawca chciał osiągnąć, przygotowując tekst ustawy implementującej dyrektywę. Wiadomo, że generalnie nie liczy się ona z ochroną rodzimej kultury.
Wiele się dzieje w dziedzinie prawa autorskiego, a ja przez dłuższy czas w „Prawniku” nie pisałem. Wyjaśniam przyczyny mojego milczenia. Było ono spowodowane przekonaniem, że uporczywie pisząc o wadach bieżąco wprowadzanych w życie przepisów zmieniających prawo autorskie, proponując kierunki niezbędnych zmian, wykonuję pracę nikomu niepotrzebną. Smutnym przykładem była dokonana w ubiegłym roku implementacja dyrektywy o zbiorowym zarządzaniu prawami autorskimi i pokrewnymi.

O twórcach bez twórców

Implementacja ta przegotowana została przez ministra kultury z dużym opóźnieniem i w sposób budzący zdumienie. Jej treść ma ogromne znaczenie dla profesjonalnego wykorzystywania twórczości w Polsce, szczególnie z punktu widzenia polskich twórców i artystów. Wydawało się zatem, że autorzy implementacji dyrektywy do polskiego prawa zainteresują się oczekiwaniami twórców i artystów i dostrzeganymi przez nich zagrożeniami, że podejmą w tych sprawach dialog także z dosyć licznym środowiskiem naukowców specjalizujących się w prawie autorskim. Sens takiego dialogu wynika z tego, że z jednej strony dyrektywa stwarza szansę unowocześnienia naszego prawa, a z drugiej Polska jest głównie importerem twórczości, a rodzima twórczość w nikłym stopniu korzysta z drogiej reklamy, która kształtuje zapotrzebowanie na rynku autorskim.
Istotnym czynnikiem jest także niepokojące, postępujące od dłuższego czasu wywłaszczanie twórców i artystów z ich praw: w zawieranych z nim umowach, w wyniku wykorzystywania przewagi przez producentów i dystrybutorów, z reguły pozbawia się twórców i artystów ich praw, także do przyszłego wynagrodzenia za rozpowszechnianie utworów. Nie towarzyszy temu z reguły zobowiązanie do określonego promowania i rozpowszechnienia utworów lub wykonań. Często nabywca nie tylko nie zamierza podejmować rozpowszechniania w zakresie pakietu nabywanych praw, lecz także nie ma w tym zakresie realnych możliwości. Tendencja ta jest dyktowana chęcią blokowania konkurencji dostępu do utworu lub artystycznego wykonania. Praktyki takie są także często udziałem jednostek państwowych, w tym tzw. wielkich użytkowników statutowo powołanych do promowania i rozpowszechniania twórczości, zwłaszcza rodzimej.
Wskazuje to na pilną potrzebę odpowiedzi na pytanie, w jakim zakresie uporządkowanie obrotu prawami autorskimi i pokrewnymi może i powinno nastąpić w drodze ustawowej? Problem jest trudny, jako że w naszym prawie obowiązuje – z wyraźnie i wąsko zakreślonymi wyjątkami – zasada swobody umów będąca gwarantem wolności i równości stron. W rynkowych realiach jest to jednak wolność i równość w umowach mrówki ze słoniem. Kwestia wymaga szczegółowego rozpoznania i dopiero w jego wyniku podjęcia decyzji. Jej rozwiązanie nie jest możliwe bez uprzedniego dialogu administracji państwowej z reprezentatywnymi przedstawicielami obu grup interesów: autorów i artystów oraz producentów i dystrybutorów. Ustawa z 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych w wielu kwestiach zadania te podjęła i to w sposób pionierski. Wystarczy przywołać np. prawo do wynagrodzenia w określonych w ustawie przypadkach ujętego jako niezbywalne i niepodlegające zrzeczeniu się. Głównym obszarem, do którego odnoszą się te kwestie, jest sfera zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i prawami pokrewnymi, a więc domena, w której implementowana dyrektywa będzie mieć podstawowe znaczenie na przyszłość. Naturalne byłoby zatem dokonanie bilansu tego, co jest na gruncie obowiązującym dorobkiem wymagającym kontynuacji, co zaś jawi się jako społeczna potrzeba zmian i jaki powinien być ich kierunek oraz harmonogram realizacji. Innymi słowy, jest to pytanie o politykę kulturalną państwa, która obejmuje przecież również sferę legislacji.
Nie znamy zamierzeń ministra kultury i dziedzictwa narodowego w tym względzie. Ustawodawcy nie interesowały także postulaty środowisk twórczych odnoszące się do sposobu wdrożenia dyrektywy. Resort poprzestał na formalnym przesłaniu projektu ustawy o zbiorowym zarządzaniu kilkudziesięciu organizacjom i instytucjom, z krótkim terminem na zgłoszenie uwag. Napłynęło wiele opinii, w tym kilka ze strony organizacji zbiorowo zarządzających prawami autorskimi lub pokrewnymi, i obszerne, prywatnie przygotowane w gronie moich współpracowników. Liczyliśmy, że zostanie zorganizowana dyskusja, że dojdzie do swoistej konfrontacji pozyskanych przez MKiDN krytycznych uwag i propozycji zmian, zgłaszanych przecież w imię różnych interesów reprezentowanych przez ich autorów. Pozwoliłoby to na ukazanie różnych racji i – docelowo – wybór optymalnego rozwiązania. Projektodawcy nie uznali jednak za potrzebne rozmawiać z kimkolwiek. Poprzestano na wskazaniu w uzasadnieniu ministerialnego projektu, czyje uwagi i w jakim zakresie uwzględniono, które zaś pominięto. Zamiast dyskusji w sprawach niezwykle skomplikowanych, wymagających znacznej precyzji i co najważniejsze, decyzji co do zamierzonej przez krajowego ustawodawcę polityki, w zaciszu gabinetów podjęto decyzję o treści implementacji dyrektywy i rozstrzygnięciach wielu fundamentalnych zagadnień. Do dziś nie wiadomo, kto był autorem projektu, czym się kierował, czemu przyjęte rozwiązania mają służyć. Nadal obowiązuje zasada: to wyłącznie sprawa projektodawcy i nikomu nic do tego. Jako autor uwag do projektu pozostaję zatem z pytaniem, na które nie mam odpowiedzi: co ustawodawca chciał osiągnąć, przygotowując tekst ustawy implementującej dyrektywę? Obecnie wiadomo tylko, że uchwalona ustawa jest aktem wadliwym: zawierającym dotkliwe i liczne luki, niejasne sformułowania i że generalnie nie liczy się z ochroną rodzimej kultury. W wielu sprawach będzie wymagała nowelizacji, tyle że do ich wejścia w życie będzie powodowała różnorakie szkody dotykające w pierwszej kolejności interesów polskich środowisk autorskich i wykonawczych. Na omawianą implementację należy więc przede wszystkim patrzeć jako na czas stracony oraz kreujący stan niepewności.

Szeroki margines uznania

Implementowana dyrektywa to dokument o szczególnej strukturze. Nie obowiązuje bezpośrednio. Stanowi swoistą ramę, obligację dla ustawodawstw krajowych mających obowiązek uwzględnić cele, które stawia sobie ustawodawca europejski, wyrażone w postaci sformułowań kierunkowych albo kategorycznie sformułowanych zasad, które powinny się stać elementem prawa wewnętrznego. Podstawową rolą dyrektywy jest wytyczenie kierunków ewolucji krajowych ustawodawstw w określonym w niej zakresie. Z tego punktu widzenia jej rola jest trudna do przecenienia. Z założenia dyrektywa uwzględnia różnice pomiędzy ustawodawstwami poszczególnych państw Unii Europejskiej, pozostawiając pewne obszary do rozstrzygnięcia przez każdego ustawodawcę krajowego, zgodnie z jego tradycją i polityką kulturalną danego państwa unijnego, oczywiście w zgodzie z podstawowymi założeniami dyrektywy. Kwestii takich w omawianej dyrektywie jest wiele, a zakres pozwalający na indywidualne rozwiązania jest znaczny i zróżnicowany, w zależności od uwarunkowań poszczególnych zagadnień.
Jednym z fundamentalnych założeń dyrektywy jest określenie podstawowych reguł licencjonowania w warunkach rynku globalnego, opartego na cyfryzacji licencjonowania i rozliczeń obrotu prawami autorskimi pomiędzy organizacjami zbiorowego zarządzania (OZZ) reprezentującymi poszczególnych uprawnionych do utworów i przedmiotów praw pokrewnych z podmiotami gospodarczymi rozpowszechniającymi utwory i artystyczne wykonania. Celem szczegółowym jest stworzenie jednakowych warunków łatwego dostępu do licencjonowanej twórczości – zarówno w relacjach krajowych, jak i transgranicznych. Jest to oczywista potrzeba wynikająca ze współczesnych społecznych zapotrzebowań i możliwości wynikających ze stanu techniki. W tym kontekście zasadnicze znaczenie ma pytanie, jak w przyszłości ma być ukształtowane zbiorowe zarządzanie w Polsce? Jaki charakter będą miały w nowych relacjach polskie organizacje zbiorowo zarządzające prawami autorskimi lub pokrewnymi? Jaka będzie pozycja w tych OZZ wobec autorów i artystów wykonawców? Jakie zasady będą rządzić realizowaniem zbiorowego zarządzania. W sumie:
  • na ile implementowana dyrektywa będzie całkowicie nowym otwarciem w relacjach pomiędzy autorami i artystami wykonawcami a podmiotami gospodarczymi trudniącymi się rozpowszechnianiem ich dóbr,
  • w jakim zakresie zostanie zachowana lub powinna być pogłębiona ochrona twórców i artystów objętych – jako oczywiście słabszej strony – zakresem zbiorowego zarządzania,
  • w jakim zakresie może być zapewniona ochrona repertuaru lokalnego państw, takich jak Polska, które nie kształtują zapotrzebowania na twórczość zależnego od wielkich nakładów na reklamę; na co w tej sytuacji mogą liczyć polscy twórcy i artyści w zakresie wynagrodzeń,
  • w jakim zakresie nasi twórcy i artyści będą mogli mieć wpływ na tworzenie zasad ochrony ich twórczej działalności, w szczególności jaka będzie ich pozycja w nowym modelu zbiorowego zarządzania, a zwłaszcza jaka będzie ich pozycja członkowska w organizacjach zbiorowego zarządzania działających na podstawie ubiegłorocznej ustawy?

Dlaczego stowarzyszenie?

Są to fundamentalne pytania, których zakres i znaczenie można spiąć w całość konstatacją, że dyrektywa, regulując zasady profesjonalnego lawinowego obrotu twórczością w relacjach globalnych, pozwoliła na zachowanie modelu tradycyjnie, od kilkudziesięciu lat, przyjętego w Polsce, według którego OZZ działają jako stowarzyszenia na zasadach określonych w ustawie – Prawa o stowarzyszeniach, przy jednoczesnym zachowaniu zasad wyraźnie przesądzonych w dyrektywie.
Ten szczególny ukłon w kierunku Polski wymaga zachowania w procesie implementacji dyrektywy ogromnej ostrożności i świadomości tego, co się chce i można zachować w nowym modelu zbiorowego zarządzania w Polsce, do którego – w konsekwencji – działające i ewentualne nowe OZZ będą musiały dostosować w krótkim czasie swoje statuty i zasady działania.
Jedno wydaje się niewątpliwe. Wejście w życie ustawy o zbiorowym zarządzaniu prawami autorskimi lub pokrewnymi oznacza bardzo głęboką zmianę. Polska była dotychczas enklawą, w której zbiorowe zarządzanie było realizowane na zasadzie równego traktowania na rzecz wszystkich uprawnionych przez organizacje twórców i artystów, zorganizowane w formie stowarzyszeń – dobrowolnych, niezarobkowych, demokratycznych struktur członkowskich twórców i artystów, nie zaś na zasadach organizacji handlowych.
To uległo istotnej zmianie. W ujęciu ubiegłorocznej ustawy OZZ ma być organizacją uprawnionych z tytułu praw autorskich lub pokrewnych, a więc każdego, kto z jakiego bądź tytułu uzyskał prawa autorskie lub pokrewne. Nasuwa to pytanie o konsekwencje tego ujęcia.
Nasz rodzimy charakter prawny OZZ pochodzi z lat 50. XX w. Był reakcją środowisk autorskich, wówczas skupionych w ZAiKS (po 1994 r. tą sama drogą co ZAiKS poszły inne powstałe wówczas OZZ), na dokonane ustawą o prawie autorskim z 1952 r. wywłaszczenie wydawców (w praktyce jedynie krajowych, bo mocą prawa wewnętrznego nie można było pozbawić zagranicznych wydawców ich praw z tytułu umów wydawniczych i prawa do udziału w tantiemach) i usunięcie ich w konsekwencji z tej organizacji oraz na wszechogarniającą tendencję do zapewniania dominacji państwa. Miarą znaczenia tego ujęcia było to, że ZAiKS od tego czasu stanowił enklawę samorządności autorskiej bez odpowiednika w żadnym z państw socjalistycznych, jako że we wszystkich tych państwach OZZ miały charakter państwowych biur wykonujących funkcje zarządcze.
Obecnie możliwość zachowania struktury stowarzyszeniowej została w znacznym stopniu ograniczona i ujęta w sposób niejasny. Jest jednak istotne, że dyrektywa stworzyła możliwość kontynuowania tradycji. Było to przedmiotem postulatów i zabiegów polskich OZZ. Ogólnie jednak należy uznać za znamienne, że nowa ustawa nie używa terminu „autor” lub „artysta wykonawca”, lecz „uprawniony” i w nim, a nie w twórcy lub artyście, upatruje adresata obowiązującej regulacji zbiorowego zarządzania. Prowadzi to do pytania, czy prawo autorskie nadal jest dziedziną chroniącą twórczość jako zjawisko szczególnie doniosłe dla społeczeństwa i czy ustawodawca nadal dostrzega potrzebę szczególnej ochrony twórców jako strony ekonomicznie słabszej wobec przewagi ze strony podmiotów gospodarczych rozpowszechniających twórczość? Na pewno nie wyczerpuje potrzeb społecznych w tym zakresie poprzestanie na uczynieniu bardziej efektywnym systemu licencjonowania, będącego głównym przedmiotem zainteresowania w dyrektywie.
Implementacja dyrektywy powinna się stać okazją do weryfikacji całej struktury zbiorowego zarządzania, ocenianej z pozycji państwa będącego głównie importerem twórczości, które powinno być zainteresowane ochronną swojego dziedzictwa i zapewnieniem rozwijania twórczej działalności i możliwie największą obecnością na rynku rodzimej twórczości. W nowej ustawie zbiorowe zarządzanie postrzegane jest natomiast z punktu widzenia tych, którym prawa do utworów i artystycznych wykonań aktualnie służą, nie zaś tych, którzy je stworzyli i z którymi utwory i artystyczne wykonania są często związane jedynie ze względu na autorskie dobra osobiste, zresztą w ostatnim czasie coraz bardziej w praktyce marginalizowane.
Implementacja powinna też być okazją do wzmocnienia ochrony twórców i artystów, a nie jest. Szkoda, że termin „prawo autorskie” w coraz mniejszym stopniu ma wartość podmiotową, a wskazuje jedynie na przedmiot, do którego ochrona się odnosi, w rzeczywistości służąc przede wszystkim ochronie monopolistycznej pozycji rynkowej aktualnie uprawnionych, czyli wielkich organizacji gospodarczych działających w sferze rozpowszechniania twórczości. Można oczywiście powiedzieć, że obecny stan odpowiada współczesnym trendom, zwłaszcza tym pochodzącym z USA. Należy jednak żałować, że nasz ustawodawca nie dostrzegł potrzeby zastanowienia się nad tym, czy w ramach zasad wprowadzonych przez dyrektywę nie należałoby dokonać generalnej oceny prawa autorskiego pod kątem tego, czy w obecnych warunkach rynkowych zapewnia ono obecność polskiej twórczości na rynku, a także warunki rozwijania rodzimej twórczości i niezbędnych do pełnienia jej misji społecznej godziwych warunków wynagrodzeń autorów i artystów. Uważam, że zadaniem rudymentarnym powinno być dokonanie oceny obowiązującego stanu prawnego i rozwijanie go w interesie polskiej kultury wszędzie tam, gdzie nie jest to sprzeczne z dyrektywą. Wymagałoby to jednak innego podejścia do procesu implementacji. A już na pewno nie jest możliwe bez dialogu z twórcami i artystami oraz reprezentującymi ich organizacjami.
Jest oczywiste, że do ustawy o zbiorowym zarządzaniu muszą być dostosowane statuty zarówno już działających, jak i ewentualnie nowo powstających OZZ, treści zezwoleń na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi i pokrewnymi oraz wzorce umów oferowanych przez OZZ uprawnionym do utworów lub artystycznych wykonań, na rzecz których te organizacje mają działać, a także użytkownikom utworów i artystycznych wykonań. Tu również oczekiwania ministra jako organu nadzorującego OZZ nie są znane. Ujawnione zostaną zapewne dopiero w stadium zatwierdzania statutów OZZ, udzielenia nowych zezwoleń lub w praktyce nadzoru nad OZZ. Dlaczego zainteresowani nie mogą poznać programu w tym zakresie, nie wiem.

Cały nadzór w jednym ręku

Znamienną cechą nowych uregulowań zawartych w ustawie o zbiorowym zarządzaniu jest pełna koncentracja wszystkich istotnych decyzji dotyczących zbiorowego zarządzania w ręku ministra kultury i dziedzictwa narodowego. I tak zachowany został system udzielania zezwoleń na podejmowanie przez OZZ zbiorowego zarządzania przez ministra. Ma on nadal charakter koncesyjny, a więc jest oparty o jego uznanie. Rozbudowany został system nadzoru ministra nad OZZ i zakres obligatoryjnych (wynikających z ustawy o zbiorowym zarządzaniu) wymogów statutowych. Nadzór ministra pozwala w szczególności na cofnięcie zezwolenia w przypadku uznania, że dochodzi do wadliwego wykonania zaleceń (w razie nieuwzględnienia wcześniejszego wezwania do usunięcia stanu sprzecznego, zdaniem ministra, z udzielonym zezwoleniem).
Najważniejsza zmiana dotyczy jednak sprawy najbardziej istotnej w zbiorowym zarządzaniu, a mianowicie zatwierdzania tabel wynagrodzeń autorskich i wykonawczych. Jak wiadomo, w 2010 r. wprowadzono, niepomiernie bardziej skomplikowaną niż obowiązująca poprzednio, i budzącą szereg zastrzeżeń procedurę zatwierdzania tabel wynagrodzeń, w pierwszym etapie przez Komisję Prawa Autorskiego, w drugim zaś, przy braku orzeczenia wydanego w półrocznym terminie i zgody wszystkich uczestników postępowania na jego przedłużenie lub gdy doszło do wydania orzeczenia i niezadowolenia choćby jednego z uczestników postępowania, i żądania rozpoznania sprawy, zatwierdzenia tabel przez sąd (w praktyce wyznaczony do tego Sąd Okręgowy w Poznaniu). Wielokrotnie, także w stadium przygotowywania tych zmian, pisałem, że model ten jest wadliwy i nie rokuje nadziei na zbudowanie racjonalnego systemu wynagrodzeń pobieranych przez OZZ. Nie da się mianowicie oprzeć go na porozumieniu stron w stadium postępowania przed KPA, ze względu na sprzeczności interesów i przewagę użytkowników. W czasie przygotowywania tych zmian starałem się wykazywać, że wprowadzany system nie tylko będzie nieefektywny, lecz także będzie służył konserwowaniu bezprawia. Nikt z decydentów uwag tych nie chciał słuchać. Konsekwencją tych zmian stało się wieloletnie spowolnienie zatwierdzania tabel, wobec czego obowiązują one jedynie w bardzo ograniczonym zakresie.
Postulowałem rezygnację z kosztownego, skomplikowanego i nierokującego szans na efektywność systemu zatwierdzenia tabel przez Komisję Prawa Autorskiego i zastąpienie go po prostu wskazaniem jednego sądu okręgowego właściwego w sprawach zbiorowego zarządzania. Zamysł polegał na tym, aby te sprawy, niezwykle skomplikowane w sensie organizacyjnym i dowodowym oraz prawnym, rozstrzygał jeden, wskazany przez ministra sprawiedliwości sąd, który – dzięki ich koncentracji – w krótkim czasie wykształciłby praktykę w zakresie słusznego wynagradzania w relacjach OZZ – użytkownik w odniesieniu do poszczególnych rodzajów dóbr i pól eksploatacji. Tak kształtowana praktyka sądowa znakomicie i w krótkim czasie ukształtowałaby system wynagrodzeń, zważywszy, że OZZ mają obowiązek jednakowego traktowania licencjobiorców. Wystarczyłaby taka specjalizacja trzech, czterech składów orzekających, zważywszy, że spraw z zakresu zbiorowego zarządzania nie jest dużo, natomiast wymagają znajomości skomplikowanych mechanizmów i uwarunkowań zbiorowego zarządzania oraz z reguły wartość przedmiotu sporu jest bardzo duża.
Zamysł ten zrealizowany został w kształcie karykaturalnym, mianowicie wyznaczono jeden sąd właściwy, ale jedynie do rozpatrywania spraw o zatwierdzenie tabel wynagrodzeń, gdy o rozstrzygnięcie wnosi choćby jeden z uczestników postępowania zatwierdzeniowego przed KPA (ich krąg zakreślono w ustawie nadmiernie szeroko). Rzecz w tym, że tak wskazany sąd działa w bardzo wąskim zakresie, a ponadto w oparciu o regulację ujętą niejasno, pełną luk, zawłaszcza w kwestiach proceduralnych. Gwoli prawdy trzeba dodać, że po ośmiu latach działania tego systemu doszło ostatnio do ukształtowania przez Sądy: Apelacyjny i Okręgowy w Poznaniu spójnej i racjonalnej wykładni w sprawach zatwierdzania tabel. Tyle że w jego miejsce ustawa o zbiorowym zarzadzaniu wprowadziła nowe zasady.
Dotychczas piętą achillesową tych spraw była wysokość stawek. Wnioskodawcy z reguły koncentrowali się na wykazywaniu, ile w danym zakresie uzyskują od użytkowników dobrowolnie, nie zaś na tym, ile i dlaczego powinno – według zasad słuszności i gospodarczej racjonalności – wynosić wynagrodzenie kształtowane w poszczególnych stawkach objętych tabelą. Dotychczasowa praktyka wynikała z niejasnej pozycji Komisji Prawa Autorskiego jako organu w istocie koncyliacyjnego. Podstawą ustaleń powinny być tymczasem informacje dotyczące gospodarczych skutków rozpowszechniania utworów lub artystycznych wykonań na danym polu i związanych z tym korzyściami użytkowników. Informacje o tych korzyściach znajdują się jednak u użytkowników. Ich pozyskanie i ocena prawna są niezwykle trudne. Użytkownicy na ogół ograniczają się do kwestionowania żądań OZZ, twierdząc, że dowód wysokości należnej stawki obciąża OZZ wnoszącej o zatwierdzenie tabeli. Tym bardziej odnosi się to do uzasadnienia wysokości słusznego wynagrodzenia należnego na poszczególnych polach eksploatacji. OZZ powinna zatem, korzystając ze służącego jej roszczenia informacyjnego, kierowanego do poszczególnych użytkowników na potrzeby wysuwanych roszczeń o wynagrodzenie oraz analizy dokonywanych repartycji, zgromadzić dane nie tylko pozwalające na określenie wynagrodzenia należnego przeciętnie w typowych sytuacjach eksploatacyjnych, lecz także na dokonanie stosownych uogólnień składających się na tabelę przedkładaną z uzasadnieniem do zatwierdzenia przez KPA. Z zasady obowiązku równego traktowania licencjobiorców przez OZZ wynika zresztą, że zawierając z nimi umowy w konkretnych sytuacjach, powinna się kierować przyjętymi przez siebie tabelami wynagrodzeń niezależnie od tego, czy zostały one zatwierdzone.
Dotychczas kwestię wynagrodzeń regulował w sposób wysoce ogólnikowy i niejasny art. 11013 ust. 5 ustawy o prawie autorskim. Niestety ustawa o zbiorowym zarządzaniu nie usunęła jego licznych wad. Przy zatwierdzaniu tabel nadal należy się kierować enigmatycznie ujętymi kryteriami: wysokości wpływów osiąganych z korzystania z utworów i przedmiotów praw pokrewnych, charakterem i zakresem korzystania z tych dóbr, kwoty ogólnego obciążenia podmiotów korzystających z utworów lub przedmiotów praw pokrewnych na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania z tytułu korzystania z praw autorskich i praw pokrewnych na danym polu eksploatacji oraz uzasadnionym interesem społecznym. Łatwo więc zauważyć, że decydującą rolę w tych kryteriach odgrywa uznaniowość.
W ustawie o zbiorowym zarządzaniu wprowadzono niezwykle daleko idące zmiany w procedurze zatwierdzania tabel. Obecnie następuje ono w pierwszej instancji przez zmienioną co do struktury i charakteru prawnego Komisję Prawa Autorskiego. Od jej decyzji służy odwołanie do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Najważniejsze jednak jest to, że w nowym systemie KPA może nie tylko przedłożoną tabelę zatwierdzić lub odmówić jej zatwierdzenia w całości lub w części. Może ją także dowolnie zmienić, a w postępowaniu odwoławczym, toczącym się obecnie według zasad postępowania administracyjnego, zaskarżoną decyzję minister może także odesłać do ponownego rozpoznania z wytycznymi dla KPA. Oznacza to, że na gruncie obowiązującego prawa tabele są (będą?) w całości przedmiotem polityki kulturalnej ministra. Zatwierdzona tabela uzyskuje ponadto charakter imperatywny, a nie semiimperatwny, jak było dotychczas.
W znaczącej części zbiorowego zarządzania brak w tej chwili zatwierdzonych tabel wynagrodzeń. Nie dziwi więc, że w roku 2019 toczą się lub są wytaczane przez OZZ postępowania sądowe przeciwko użytkownikom od wielu lat korzystającym z utworów lub artystycznych wykonań bez zwarcica umowy lub płacącym dowolnie przez siebie określone wynagrodzenia. Znamienne jest przy tym, że nie dotyczy to tylko małych użytkowników, lecz odnosi się także do wielkich organizacji.
Towarzyszą temu inicjatywy ograniczenia ustawowej ochrony twórców i artystów, w szczególności usunięcia art. 70 ust. 21 ustawy o prawie autorskim, który mówi o obligatoryjnych tantiemach audiowizualnych, oraz zlikwidowania możności domagania się przewidzianego w tej ustawie podwójnego wynagrodzenia w wypadku bezprawnego korzystania z utworów lub artystycznych wykonań i ograniczenia tego roszczenia do hipotetycznego jednorazowego wynagrodzenia, którego mógłby się domagać uprawniony, gdyby zawarto z nim umowę. Zrealizowanie tego postulatu pozbawiłoby obowiązujący system odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich i pokrewnych egzekutywy i byłoby jasnym sygnałem, że zawieranie umowy z uprawnionym nie ma gospodarczego sensu. Opłacałoby się bowiem czekać, aż uprawniony podejmie stosowne działania procesowe, udowodni wysokość należnego mu wynagrodzenia, wykazując, co mógłby uzyskać na podstawie hipotetycznej umowy, a więc bez potrzeby przyjmowania innych wynikających z umowy obowiązków, takich jak sprawozdawczość umożliwiająca kontrolę i podział wynagrodzeń pomiędzy uprawnionych, terminy wypłat itd. Przede wszystkim jednak taka zmiana pozbawiłaby twórców decydowania o korzystaniu ze stworzonych przez nich dóbr. Ich prawo zostałoby zredukowane do hipotetycznego wynagrodzenia. Oznaczałoby to cofnięcie ewolucji prawa autorskiego do jego początków. Przyjęcie tego postulatu oznaczałoby wycofanie się przez ustawodawcę z pełnienia funkcji ochronnych w stosunku do twórców i artystów. Czy rzeczywiście jest to realna groźba?
Postulat usunięcia roszczenia o podwójne wynagrodzenie ma szczególnie znaczenie w relacjach OZZ z wielkimi użytkownikami twórczości. Niepłacone przez nich latami wynagrodzenia stanowią swoistą rezerwę inwestycyjną, którą mogą wykorzystywać do rozwijania własnej działalności gospodarczej. Teoretycznie ceną niepłacenia wynagrodzenia w każdym razie powinny być ustawowe odsetki. W rzeczywistości często wymuszane jest przez użytkowników odstępowanie od ich dochodzenia w całości lub w istotnej części. Argumentem jest ryzyko dochodzenia rzeczywistej wysokości należności w wiele lat trwających postępowaniach sądowych. W praktyce utarło się tu mówienie, że jest to praktyka brania OZZ głodem, zważywszy, że przez czas trwającego postępowania sądowego, w sposób z reguły niezwykle przewlekły, twórcy są pozbawieni należnych im wynagrodzeń.
Dyrektywa i w związku z tym nasza rodzima ustawa postrzega zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi w skali globalnej. Jest to zrozumiałe, tyle że nasze rodzime OZZ są w tym systemie, opartym na systemie licencji wieloterytorialnych (transgranicznych), jedynie małym trybikiem. W tym kontekście ogromne znaczenie ma ochrona pozycji niszowego repertuaru lokalnego, nie wspominając już o lokalnych twórcach i wykonawcach tego repertuaru. Dyrektywa, a w ślad za nią ustawa, chronią jednak głównie zasady równego traktowania, proporcjonalności i przejrzystości. Rola wiodąca tych zasad nie budzi wątpliwości, wymagają one jednak zabezpieczenia interesów repertuaru lokalnego. Jest to obszar oczekiwanej aktywności ustawodawców krajowych. W tej sprawie nasze czynniki oficjalne zawiodły, zarówno w stadium debat nad dyrektywą, jak i jej implementacji.