Teraz mogłabym napisać „nic” i ciesząc się, że Państwo zaczęli czytać, skupić się na jakimś arcyważnym problemie, którego nie da się okrasić przykuwającym uwagę tytułem. Ale jednak coś mają.
W ostatni majowy weekend wybrałam się z dziećmi na piknik wegański organizowany na terenie warszawskiej Skry. Klucząc po zakamarkach mającego już za sobą czasy świetności stadionu, usłyszałam wrzawę. Odgłosy dobiegały z okolic trawiastego boiska do rugby. Pewnie to tam – pomyślałam, kierując się w stronę miejsca, gdzie ewidentnie coś ciekawego się działo. Po chwili naszym oczom ukazała się grupa kompletnie gołych facetów przepychających się i wykonujących „ślizg” po rozłożonej na ziemi mokrej plandece. To znaczy, ukazała się masa innych rzeczy, ale jakoś trudno było nie zwrócić uwagi właśnie na tych osobników. Okazało się, że byli to kibice (a może zawodnicy?), których na Skrę ściągnął odbywający się całkiem niezależnie od pikniku wegańskiego Warsaw Rugby Festival 2019.
Dlaczego o tym piszę w tym miejscu? Bo jak wskazywały wiszące wokół boiska banery, jednym z partnerów czy sponsorów imprezy – znanej nie tylko ze zmagań sportowych ale i z lejącego się strumieniami piwa, wrzasków i upodobania bawiących się do negliżu – był Dentons, czyli renomowana globalna firma prawnicza i zarazem największa kancelaria w Polsce.
W kwestii promowania usług prawnych mam liberalne poglądy. Uważam, że kodeksy etyczne zakazujące adwokatom i radcom oraz ich kancelariom reklamowania się są archaiczne i nie nadążają za zmieniającym się światem i nowymi technologiami. Ich poluzowanie miałoby i taki dobry skutek, że nawet niemający nic mądrego do powiedzenia prawnicy przestaliby wreszcie pchać się na łamy gazet czy do telewizji tylko po to, by nazwa ich kancelarii zaistniała w przestrzeni publicznej. Kibicuję poszczególnym izbom korporacji prawniczych, które nie ustają w szukaniu nowoczesnych i niekonwencjonalnych – choć nie zawsze udanych – sposobów promocji każdego z zawodów. Doceniam pomysł przedstawicieli palestry, jakim było zorganizowanie akcji „Adwokaci na Woodstocku”. Warto docierać do potencjalnych klientów z różnych środowisk i przy okazji niekoniecznie kojarzących się z prawem wydarzeń. Ale chcąc budować markę, trzeba to robić z głową. Bo w przeciwnym razie ma się logo obok gołej d…
POLEMIKA
Antoni Bohdanowicz, wiceprezes Frogs & Co. Warszawa Organizator Warsaw Rugby Festival

Jako współorganizator Warsaw Rugby Festival chciałbym się ustosunkować do tekstu „Co mają gołe penisy do usług prawnych” panie Ewy Szadkowskiej. Otóż niewiele mają, tak jak i komentarz pani Ewy, ma niewiele wspólnego z oceną imprezy i atakiem na kancelarię Dentons. Na wstępie przyznam, że logotyp Dentonsa pojawił się na naszych materiałach w wyniku „przyzwyczajenia”. Współpracowaliśmy wiele lat, nie dopilnowaliśmy, aby „uszczuplić” materiały promocyjne o ich logo, co jest wynikiem tego, że impreza jest montowana po godzinach, a liczba organizatorów mała. Niestety nie przewidzieliśmy też, że nieproszony gość przyjdzie i narobi smrodu.

Zaczynając od wspomnianego incydentu: jedna drużyna się rozebrała i wpadła na naszą ślizgawkę. Pani Szadkowska jednak przeoczyła, że wspomniani uczestnicy natychmiast zostali upomnieni i zagrożono wyrzuceniem ich z rozgrywek. Nikogo nie zachęcaliśmy do rozbierania się nago, ale wnioski jakie wyciągamy są następujące: od przyszłego roku automatycznie wykluczamy z rozgrywek drużyny osób, które się obnażą.

Dodam, że przykro, że Pani Szadkowska nie poprosiła nas, organizatorów o opinię zanim opublikowała swój komentarz. Nie sprawdziła jak wygląda udział Dentons w imprezie (w tym roku jest nas mniej, zapomnieliśmy ich poprosić o wsparcie imprezy, więc nie byli sponsorem). Zobaczyła Pani natomiast logo i przystąpiła do ataku. Gdyby się Pani Ewa do nas zwróciła, może wyjaśnilibyśmy sytuację, a przy okazji pomogli jej zrozumieć naturę światowego środowiska rugby. Osobiście dodam, że dla mnie to niezrozumiałe, że osoba tak światowa za jaką prezentuje się w tekście Pani Szadkowska nie zdawała sobie sprawy, że taki świat istnieje.

Sam urodziłem się w Anglii i wychowałem się w kulturze anglosaskiej, gdzie sport to nie tylko napinka, złote kalesony i hasło albo jesteś najlepszy albo giniesz. Sport to też dobra zabawa dla tych „którym się nie udało” ale lubią grać. Dlatego gram w rugby. To sport dla każdego. Jednak oprócz samej gry mamy też „zabawę”. Dlatego co roku nasza drużyna Frogs & Co. Warszawa leci zagrać towarzyski mecz na świecie, a przy okazji robimy „imprezkę” pod hasłem bal przebierańców. W Rzymie byliśmy gwiazdami rocka z lat 80tych, po Porto chodziliśmy jako Wikingowie, w Bukareszcie byliśmy Samurajami i Gejszami. Taka jest natura tego sportu, grasz mecz, a po meczu się bawisz. Taki sam cel przyświeca podczas Warsaw Rugby Festival – niech wygrywa i sport i zabawa.

Jesteśmy chyba mistrzami w promowaniu polskiego rugby na świecie. Co roku ściągamy do Polski zespoły z USA, Australii, czy też Emiratów Arabskich. Tu przychodzą drużyny zagrać ostatnie spotkania w sezonie bez napinki, walki o awans czy utrzymanie i dobrze się zabawić z chłopakami. Staramy się panować nad naszymi uczestnikami, ale nie da się upilnować każdego, i czasem przytrafi się, że ktoś przesadzi. Jednak dziwię się, że pani „ofiarą” stała się ślizgawka, na której dzieci się bawiły część weekendu, a na dodatek, która jest ikoną naszej imprezy. Ostatnio Bryan Habana, legenda rugby z RPA kiedy poproszono go o zareklamowanie naszego turnieju zapytał, czy to ten turniej z ślizgawką. Inna gwiazda, Nigel Owens, najbardziej znany sędzia rugby i zadeklarowany gej, docenił fakt, że nasz klub jako jedyna drużyna sportowa w Polsce wzięła udział w kampanii #SportowcyPrzeciwHomofobii” i tylko dlatego nagrał dla nas pozdrowienia. Staramy się budzić pozytywne skojarzenia i czynić dobro!

Warsaw Rugby Festival to impreza w której gościem są rugbiści i przyjaciele tej dyscypliny. Osoby znające jej „szaloną naturę”. Każdy na zachodzie wie, co to jest rugby i kim są rugbiści i to się od dziesiątek lat nie zmienia. Wystarczy wybrać się na Hong Kong 7s czy London 7s by zrozumieć jak inny to jest świat od pozostałych „korporacyjnych” imprez sportowych. Nam się udało dobić do światowego poziomu, który ktoś nie do końca zrozumiał i postanowił zaatakować.

Poinformuję, że dzięki unikalnej atmosferze, gdzie stawiamy na dobrą zabawę zostaliśmy nawet wyróżnieni przez Rugby Expo w Londynie. W końcu incydentów chuligańskich mieliśmy całe „0”. Dodam, ze przy okazji tworzenia tej imprezy, która jest uznawana na świecie jako jedną z najlepszych imprez „Social Rugby”, czyli czysto amatorskiego, czynimy też wiele dobra.

Dzięki naszej inicjatywie jesteśmy w stanie podarować środki na zakup leków dla podopiecznych fundacji Prometeusz dla Seniora. Dajemy pieniądze na stypendium dla podopiecznych Platformy Równych Szans. Nasza polityka „Zero Waste” sprawiła, że niewykorzystane rzeczy od napojów po chipsy czy koszulki dla zawodników trafiły przez fundację „Smile Warsaw” najbardziej potrzebujących. Na dodatek ograniczyliśmy ilość „wygenerowanych śmieci” używając naczyń wielokrotnego użytku. To chyba całkiem fajne rzeczy, które przychodzą kosztem oburzenia pani Szadkowskiej.

Na koniec dodam, że z punktu widzenia organizatora niestety nie mamy wpływu na to jak się zachowają w 100% uczestnicy naszej imprezy. Jednocześnie nie rozumiem, czemu pani Szadkowska nie oburzyła się tym, że prawnicy udali się na Woodstock, który dla pewnych osób kojarzy się z seksem w błocie i narkotykami, czyli czymś z czym prawnicy nie mogą się utożsamiać. Podobnie nikt się nie oburza na roznegliżowane osoby wbiegające raz po raz podczas finałów Ligi Mistrzów na murawę, nikt nie mówi o złym wizerunku wielu marek reklamujących się podczas tego wydarzenia. Zamiast tego dziennikarze od kilku dni szacują „wartość marketingową” rozbierania się.

Przepraszam jeśli Pani Szadkowska czuje się oburzona i w ramach przeprosin zapraszam w imieniu klubu na „pierwszopiątkowe piwa”. Pani Ewa dzięki temu pozna Jaelmira z Cape Verde, Nuno z Portugalii, Marka z USA, czy Iaina z Szkocji. Zobaczy inny obraz, niż ten nakreślony w tekście o golasach. Może to będzie pierwszy krok do złamania stereotypów i zrozumienia kultury rugby?

WYJAŚNIENIE KANCELARII DENTONS

W nawiązaniu do komentarza red. Ewy Szadkowskiej, który ukazał się na łamach tygodnika „Prawnik” w dniu 4 czerwca 2019 r., informujemy, że kancelaria Dentons nie była sponsorem tegorocznej edycji „Warsaw Rugby Festival”. Współpracę z organizatorem tego wydarzenia zakończyliśmy w 2018 r. W tym roku wykorzystano markę naszej kancelarii, jak również umieszczono nasz logotyp na tablicy sponsorskiej bez naszej wiedzy i zgody.

Patrick Radzimierski
Radca prawny, partner w kancelarii Dentons