W polityce, żeby być okrutnym, trzeba wyrachowania i zimnej krwi. Skuteczna egzekucja przeciwnika wymaga inteligencji i chwili namysłu. Terminator, który potyka się o własne sznurowadła, jest obrazem trochę śmiesznym, trochę też smutnym, ale z pewnością daleko mu do wizerunku triumfatora.
Zjednoczona Prawica miała przed tygodniem doskonały pomysł, by wskoczyć na falę oburzenia, wywołanego filmem braci Sekielskich o skrywanej przez lata pedofilii w polskim Kościele. I płynąć na niej przez te kluczowe kilka dni do wyborczego rozstrzygnięcia w najbliższą niedzielę. Właściwie to był elementarz: nowelizacja zaostrzająca przepisy kodeksu karnego była już gotowa, wystarczyło dołożyć kilka przepisów wycelowanych wprost w przestępców seksualnych i wrzucić proces legislacyjny na bieg z turbodoładowaniem. Zbigniew Ziobro znów był szeryfem. Emocjonalne wystąpienie przed posłami, kiedy prezentował im projekt zmian prawa karnego, kilkukrotnie okrasił hasłem, że „PO robiła pedofilom prezenty”. Ta zbitka przebiła się na nagłówki „zaangażowanych” mediów. Zjednoczona Prawica wzorowo wykonywała manewr przekuwania porażki (wrażenie zblatowania z hierarchami umoczonymi w sprawy pedofilskie) w sukces (walka z pedofilami nigdy nie była tak bezwzględna, jak dziś).
Ale – powtórzmy – kiedy na tydzień przed wyborami oskarża się przeciwnika politycznego o robienie prezentów zwyrodnialcom, trzeba mieć to w stu procentach przemyślane i samemu nie wystawić się na strzał. Przynajmniej nie… do dnia wyborów. Tymczasem terminator zaplątał się w te nieszczęsne sznurowadła i wyrżnął twarzą w piach. Przeforsował przepisy w wielu miejscach niespójne, w kilku absurdalne, a czasem wręcz odwrotne do deklarowanego celu.
Co więc wiemy cztery dni przed wyborami? Wiemy (nie od dziś), że dla populistycznych celów Zjednoczona Prawica jest w stanie przeprowadzić dowolną reformę w kilka dni. Żeby było szybciej, pracując nad fundamentalną reformą kodeksu karnego udaje, że reguluje materię pozakodeksową, więc nad dokumentem nie pochyla się nawet na minutę komisja ds. zmian w kodyfikacjach. Wiemy też ponad wszelką wątpliwość, że Zjednoczona Prawica tego, co chciałaby zrobić, zwyczajnie nie umie. Nie odrobiła lekcji z żenującego serialu sprzed blisko trzech lat, kiedy nie była w stanie napisać spójnej nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym tak, by nie musieć jej po kilku tygodniach poprawiać. Nie nauczyła się rozwagi po licznych, wprowadzanych na ostatnią chwilę bublach podatkowych (choćby obciążających daniną wkłady pieniężne do spółek kapitałowych), które następnie – w jeszcze większym ukropie – musiała poprawiać. Nie wyciągnęła wniosków z pisanej na wariata ustawy o prądzie, która miała powstrzymać podwyżki, a zablokowała normalny obrót energią na wiele miesięcy.
Jutro do tego knota usiądą senatorowie. Przyjdzie ktoś z ministerstwa tłumaczyć im, co i jak popoprawiać. Będzie więc dobrze. Albo nie do końca, a wtedy puści się w ciągu tygodnia szybką nowelizację. Pewnie ktoś rzuci, że tryb prac nad tą ustawą powinien zostać zbadany przez Trybunał Konstytucyjny. Wtedy razem się pośmiejemy. Jakoś to będzie.