Wnioski do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa (t.j. z 2019 r. poz. 84) zostały wysłane, by uciąć krytykę na temat niekonstytucyjności tych rozwiązań. Najważniejszy zarzut dotyczy sposobu wyłaniania sędziowskiej części KRS. Po zmianach kompetencja ta przysługuje Sejmowi. Ponieważ mimo krytyki, np. ze strony Sądu Najwyższego i opozycji, nikt nie kwapił się do zaskarżenia nowych zasad powoływania KRS, motywując to brakiem zaufania do TK, zrobiła to sama rada, którą później wsparł jeszcze Senat.
Na początku TK śpieszył się z rozstrzygnięciem (pierwszy termin rozprawy został wyznaczony na 3 stycznia br.), by ubiec Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który zajmuje się sprawą KRS w kontekście pytań prejudycjalnych zadanych przez Sąd Najwyższego. TK wyścig ten przegrał, a był to efekt dwukrotnej zmiany terminu publicznego ogłoszenia wyroku. W międzyczasie zdążyła się odbyć rozprawa przed TSUE, jednak nie zakończyła się wydaniem wyroku; dopiero 23 maja ma być znana opinia rzecznika generalnego TSUE. Już dziś jednak można odnieść wrażenie, że orzeczenie TSUE nie będzie po myśli rządu. A to powoduje, że znaczenie orzeczenia polskiego trybunału, obojętnie jaka będzie jego treść, maleje.
Zresztą przez sporą część prawników ewentualne orzeczenie wydane przez TK i tak będzie traktowane jako obciążone poważną wadą – w składzie orzekającym znalazł się bowiem jeden z tzw. sędziów dublerów, czyli Justyn Piskorski (ma być sędzią sprawozdawcą). Tzw. starzy sędziowie TK podnosili ponadto w liście skierowanym do prezes TK, że ze względu na wagę i zawiłość sprawa powinna być rozstrzygana w pełnym składzie. Tymczasem zdecydowano, że wnioski rozpozna skład pięcioosobowy, w którym znaleźli się, oprócz Piskorskiego, Julia Przyłębska (przewodnicząca), Zbigniew Jędrzejewski, Michał Warciński i Andrzej Zielonacki.
Oczywiście największą sensacją byłoby, gdyby trybunał uznał dziś, choć w części, niekonstytucyjność zaskarżonych rozwiązań. To wymuszałoby zmiany ustawy o KRS w kierunku wskazanym przez TK. Taka wersja nie jest wykluczona w rządzie, ale uznawana raczej za mało prawdopodobną.
Zdaniem jednego z naszych rozmówców, jeśli TK nie będzie miał zastrzeżeń do ustawy, wcale nie przesądza to, że TSUE odrzuci pytanie SN. Przekonani są o tym prawnicy, którzy zwracają uwagę, że czym innym jest przesądzenie o zgodności z wewnętrznym porządkiem prawnym danego państwa członkowskiego, a czym innym sprawdzenie danego rozwiązania pod kątem jego zgodności z porządkiem unijnym.
Jeśli więc TSUE wyda orzeczenie niekorzystne dla obecnych rozwiązań, w szeregach rządowych może pojawić się kwestia nowelizacji ustawy o KRS. Ale raczej nie będzie to automatyczne, gdyż sprawa została zainicjowana przed trybunałem w Luksemburgu pytaniami prejudycjalnymi zadanymi przez Sąd Najwyższy. A gdyby nawet rząd uznał, że takie orzeczenie TSUE w jakimś stopniu jest skierowane także do niego, to pozostaje jeszcze pytanie o skalę zmian. A te (o ile w ogóle) raczej nie będą fundamentalne. Wydaje się, że nie ma mowy o skróceniu kadencji obecnej rady i zmianie sposobu wybierania do niej sędziów. Czyli o takich zmianach, o które apelują środowisko sędziowskie i opozycja.
Jak wynika z naszych informacji, w zeszłym roku rząd brał pod uwagę zmianę w ustawie. Miała być ona gestem wobec Komisji Europejskiej, z którą wówczas próbowano zawrzeć kompromis w sprawie procedury praworządności. Proponowane rozwiązanie zakładało, że sędziów członków KRS można byłoby wybierać tylko na jedną kadencję. To rozwiązanie, które cieszyło się poparciem Fransa Timermannsa, miało gwarantować, że członkowie KRS nie będą szukali politycznych mecenasów, by zagwarantować sobie kolejną kadencję. Jednak, jak wynika z naszych informacji, nie zgodził się na to Zbigniew Ziobro.