Resort sprawiedliwości ma plan przeprowadzenia rzeczywistej reformy sądownictwa. Jego główne założenia – jak doniosła ”Rzeczpospolita„ to wprowadzenie sędziów pokojów oraz spłaszczenie struktury sądownictwa i utworzenie jednolitego stanowiska sędziowskiego.
I choć cel jest słuszny (usprawnienie wymiaru sprawiedliwości), to jednak rodzą się wątpliwości. A to dlatego, że o tych pomysłach Rząd Zjednoczonej Prawicy mówi niemal od samego początku, a jak dotąd nic się w tym kierunku nie działo. Nie bez znaczenia jest również fakt, że do wyborów pozostało zaledwie kilka miesięcy, więc szanse na uchwalenie odpowiednich zmian jeszcze w tej kadencji parlamentu są raczej znikome.
Pośrednio przyznaje to w rozmowie z DGP Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości.
– Nie ma jeszcze gotowych projektów, obecnie jesteśmy na etapie zaawansowanych prac analitycznych – mówi. I, jak dodaje, za wcześniej jest, by mówić o tym, czy zmiany zostaną uchwalone jeszcze w tej kadencji.
– Wszystko zależy od tego, jaka będzie wola polityczna – kwituje wiceminister.
Sędziowie jednak nie mają wątpliwości – to, że informacje na temat pomysłów na reformę pojawiły się właśnie teraz, ma ścisły związek z kalendarzem politycznym. – To nie przypadek. Rządzący po prostu zorientowali się, że ludziom już dłużej nie da się mydlić oczu. Obywatele na własnej skórze przekonali się, że działania podejmowane od ponad trzech lat wobec sądów nie mają nic wspólnego z reformowaniem wymiaru sprawiedliwości. Najlepszym dowodem jest to, że w tym okresie czas trwania postępowań sądowych wydłużył się – komentuje sędzia Bartłomiej Starosta z Forum Współpracy Sędziów (FWS). Jego zdaniem mamy do czynienia z obietnicami bez gwarancji przekucia ich po wyborach w oficjalne projekty.
Mimo tego sceptycyzmu sędziowie przyznają, że przedstawione pomysły – co do zasady – są w dużej mierze zbieżne z postulatami kierowanymi od lat wobec rządzących przez środowisko sędziowskie. Przede wszystkim chodzi o wprowadzenie sądów pokoju, które miałyby przejąć drobne sprawy, w tym postępowania wykroczeniowe. Jednak, jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Sędziowie pokoju mają być bowiem wybierani w wyborach powszechnych, możliwe byłoby ich odwołanie w ściśle określonej procedurze, nie musieliby mieć wykształcenia prawniczego i orzekaliby w oparciu o zasadę słuszności.
– Powstaje pytanie, czy tak skonstruowana instytucja sędziego pokoju przeszłaby test konstytucyjności i czy w ogóle mielibyśmy wówczas do czynienia z sądami w rozumieniu art. 6 Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. W naszym porządku prawnym sądy orzekają na podstawie przepisów prawa, a nie kierują się niedookreślonymi zasadami – zauważa Starosta. I dodaje, że nie wyobraża sobie, żeby osoba mająca rozstrzygać jakiekolwiek spory w imieniu RP nie miała wykształcenia prawniczego.
Na samą koncepcję wprowadzenia sędziów pokoju przychylnym okiem patrzy prezydent. Mówił o tym na łamach DGP prezydencki minister Paweł Mucha.
Nie mniejsze emocje budzi propozycja likwidacji sądów apelacyjnych. Sędziowie obawiają się, że zmiana ta wprowadzi chaos. – Wszyscy pamiętamy, co działo się, gdy bez konsultacji ze środowiskiem sędziowskim i wbrew zdrowemu rozsądkowi, likwidowano małe sądy rejonowe, a potem tworzono je na nowo – przypomina sędzia Starosta.
Spłaszczenie struktury sądownictwa wiązałoby się z tym, że mielibyśmy jednolite stanowisko sędziego sądu powszechnego.
– Ten pomysł również nie jest nowy. Pamiętam, jak rozmawialiśmy o nim podczas zjazdu delegatów Stowarzyszenia Sędziów Polskich ”Iustitia„, które odbyło się trzy lata temu i w którym brał udział także wiceminister Łukasz Piebiak. Pytany wówczas o to, czy wprowadzenie takiego jednolitego stanowiska sędziowskiego będzie wiązało się z koniecznością powołania na nowo wszystkich sędziów na urząd, odpowiedział, że najprawdopodobniej tak – mówi przewodniczący FWS.
I tego właśnie sędziowie obawiają się najbardziej. Byłaby to doskonała okazja do dokonania weryfikacji sędziów.