Przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu nie znajdują zastosowania do przypadków, gdy z dłużnika najpierw ściągnięto wierzytelność, a dopiero później podniósł on zarzut przedawnienia. Stwierdził tak w ostatni piątek Sąd Najwyższy.
– Jedynym dopuszczalnym mechanizmem jest wytoczenie powództwa przeciwegzekucyjnego opartego na zarzucie przedawnienia. Przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu nie można skutecznie zastosować – wyjaśniła sędzia sprawozdawca Anna Kozłowska.
Spostrzeżenie Sądu Najwyższego to efekt rozpoznawania pytania prawnego sformułowanego przez Sąd Okręgowy w Szczecinie. Chciał on się dowiedzieć, czy wyegzekwowanie przedawnionej wierzytelności pozbawia dłużnika prawa do odzyskania pieniędzy na podstawie przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu.
Do lipca 2018 r. (zmianę wprowadziła nowelizacja kodeksu cywilnego; Dz.U. z 2018 r. poz. 1104) art. 117 par. 2 kodeksu cywilnego stanowił, że dłużnik musiał podnieść zarzut przedawnienia, by uwolnić się od obowiązku zapłaty. Jeśli tego nie uczynił, a wierzytelność istniała – sąd ją zasądzał, a uprawniony organ egzekwował. Mówiąc najprościej: od tego, czy dłużnik zorientował się, że wierzytelność się przedawniła, zależało to, czy będzie musiał zapłacić, czy też uniknie odpowiedzialności.
Co istotne, wraz z podniesieniem zarzutu przedawnienia roszczenie przekształcało się w zobowiązanie niezupełne (naturalne). Oznacza to, że dług nadal istnieje, ale wierzyciel nie ma instrumentów do jego przymusowej realizacji.
Zdarza się jednak tak, że dłużnik o możliwości podniesienia zarzutu przedawnienia dowiadywał się zbyt późno. Tak było w sprawie, która trafiła do Sądu Najwyższego. Mężczyzna, od którego wyegzekwowano alimenty przyznane żonie, spostrzegł, że część wierzytelności się przedawniła. Pieniądze jednak zostały już ściągnięte. Postanowił więc złożyć przeciwko byłej żonie powództwo o zapłatę na bazie przepisów o nienależnym świadczeniu (art. 410 k.c.). Sąd Okręgowy nabrał wątpliwości, czy to dopuszczalne.
Sąd Najwyższy odmówił podjęcia uchwały. Przyczyna była prozaiczna: w rozpoznawanej sprawie sąd pytający przeoczył, że zastosowanie znaleźć powinien 10-letni termin przedawnienia, a nie 3-letni. W efekcie tego odpowiedź na pytanie jest bez znaczenia dla rozstrzygnięcia, albowiem właściwe zastosowanie przepisów spowoduje, że do przedawnienia w ogóle nie doszło. Zarazem jednak SN wskazał, że pytanie jest istotne, a zatem warto rozwiać wątpliwości.
Sędzia Anna Kozłowska zauważyła, że powołanie się na przedawnienie musi zostać wyartykułowane. Sam upływ okresu przedawnienia nie oznacza przecież skutku w postaci przekształcenia się długu w zobowiązanie naturalne. Skutek wywołuje dopiero dojście oświadczenia woli do drugiej strony postępowania. Oświadczenie to działa na przyszłość, na zasadzie „nie czuję się zobowiązany do zapłaty”, a nie w przeszłość, na zasadzie „oddajcie mi pieniądze”. Dłużnik, aby skutecznie podnieść zarzut przedawnienia, powinien złożyć powództwo przeciwegzekucyjne, które by oparł na tym zarzucie. Jeśli tego nie uczynił, powinien się pogodzić z egzekucją środków. Drogą do ich odzyskania nie jest na pewno powództwo o zapłatę oparte na regulacjach o nienależnym świadczeniu.

orzecznictwo

Postanowienie Sądu Najwyższego z 18 stycznia 2019 r., sygn. akt III CZP 63/18.