Ustępująca ze stanowiska ambasadora USA przy ONZ Nikki Haley zapowiedziała amerykański projekt rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. We wtorkowym wystąpieniu na forum RB podkreśliła, że nie ONZ, lecz porozumienie obu stron może zapewnić sukces.

W opinii dyplomatki większość problemów w regionie nie ma nic wspólnego z konfliktem izraelsko-palestyńskim. Zarzuciła ONZ stronniczość i obsesję wobec Izraela.

"Obsesja ONZ dotycząca tej kwestii przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Wysyła Palestyńczykom donośny i fałszywy sygnał, że mogą osiągnąć cele, opierając się na ONZ, a nie na bezpośrednich negocjacjach. Wysyła też Izraelczykom głośną i precyzyjną wiadomość, że nigdy nie mogą ufać ONZ. Ta stronnicza obsesja nie jest drogą do pokoju. To jest droga do niekończącego się impasu" - oceniła.

Jej zdaniem Izrael jest dobrze prosperującym, kwitnącym krajem i zawsze pragnął pokoju z sąsiadami, w tym kosztem rezygnacji z dużej części terytorium. Jednak Izrael - dodała - nie zawrze porozumienia pokojowego za wszelką cenę i nie powinien tego robić.

"Żadne rezolucje ONZ, antysemickie bojkoty ani zagrożenia terrorystyczne nigdy tego nie zmienią. Przez całe swoje istnienie, a nawet dzisiaj, Izrael był otoczony zagrożeniami dla jego bezpieczeństwa. Byłoby głupotą, gdyby zawarł umowę, która osłabiłaby jego bezpieczeństwo" - wskazała.

Sytuację Palestyńczyków przedstawiła w innym świetle. Przyznała, że też nie muszą zaakceptować pokoju za wszelką cenę i są dumnym społeczeństwem. Jednakże ich położenie cechuje słaba gospodarka i opieka zdrowotna, czy niedostateczne dostawy energii elektrycznej. Co więcej, terroryści rządzą dużą częścią terytorium, podważając bezpieczeństwo wszystkich cywilów. Przywództwo zaś - stwierdziła - wysuwa nierealistyczne żądania.

"Nadszedł czas, by stanąć twarzą w twarz wobec twardej prawdy: obie strony odniosłyby znaczne korzyści z porozumienia pokojowego, ale Palestyńczycy skorzystaliby więcej, a Izraelczycy zaryzykowaliby więcej" – oceniła dyplomatka.

Zauważyła też, że biorąc to pod uwagę administracja prezydenta USA Donalda Trumpa przygotowała nowy, obszerny plan zawierający wiele przemyślanych szczegółów.

"Wprowadza on nowe elementy do dyskusji, wykorzystując nowy świat technologii, w którym żyjemy. Uznaje realia na Bliskim Wschodzie, które się zmieniły i zmieniają w bardzo znaczny i istotny sposób. Uwzględnia rzeczywistość, że dziś można robić rzeczy, które wcześniej były nie do pomyślenia. Ten plan będzie inny niż wszystkie poprzednie. Najważniejsze pytanie brzmi, czy odpowiedź będzie inna" – mówiła Haley.

Przyznała, że nie wszystko, co jest w projekcie, będzie się podobać nie tylko Izraelczykom i Palestyńczykom, ale także innym. Nie wszystkie żądania będą spełnione. Alternatywą jest jednak utrzymujące się od półwiecza status quo.

"Koniec końców - jak zawsze - ostateczne decyzje podejmować będą mogły tylko obie strony. Izraelczycy i Palestyńczycy decydują o własnej przyszłości. Zadecydują, na jakie ofiary są gotowi. Będą potrzebowali przywódców z prawdziwą wizją, aby to zrobić" – uznała Haley.

Plan Trumpa nie jest jeszcze znany. Większość występujących podczas posiedzenia członków Rady Bezpieczeństwa ONZ nie podzielała opinii odchodzącej ambasador USA o redukcji roli ONZ w rozwiązaniu konfliktu. Ustosunkowali się raportu sekretarza generalnego, który przedstawił jego wysłannik ds. procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie i koordynator Nikołaj Mładenow.

Mładenow z obawą mówił o prowadzących do eskalacji wydarzeniach. Jego zdaniem w 2018 roku najbardziej niestabilna była Strefa Gazy. Wzrosło także ryzyko na Zachodnim Brzegu.

"Niepokoją mnie niedawne incydenty i rosnące napięcia na Zachodnim Brzegu, w tym we Wschodniej Jerozolimie. W ciągu ostatnich trzech miesięcy byliśmy świadkami sztyletowania, taranowania i trzech przypadków ostrzelania Izraelczyków, co doprowadziło do ofiar śmiertelnych, w tym rozdzierającej serce śmierci dziecka. Widzieliśmy także śmierć kobiety palestyńskiej zabitej kamieniem" - mówił.

Podkreślił, że nie ma usprawiedliwienia dla brutalnych aktów terroryzmu, i wezwał do przyłączenia się do ONZ w jednoznacznym ich potępieniu. Mładenow przypomniał, że w czasie trwających od marca demonstracji zostało zabitych 175 Palestyńczyków, w tym 32 dzieci, dwie kobiety i trzech pracowników medycznych. Jeden izraelski żołnierz zginął od kuli snajpera.

Wysłannik ONZ opowiadał też o innych ofiarach. Piętnował zwłaszcza ataki, podczas których cierpi ludność cywilna i dzieci. Krytykował Izrael za rozszerzanie osadnictwa oraz demolowanie domów Palestyńczyków, co uznał za gwałcenie prawa międzynarodowego.

Ambasador RP przy ONZ Joanna Wronecka z ubolewaniem mówiła m.in., że zawarte porozumienia i rezolucje ONZ nie przyczyniły się znacząco do osiągnięcia pokoju.

"W ostatnich miesiącach wiele razy wyraziliśmy nasze wielkie zaniepokojenie tragicznym losem cywilów po obu stronach. Ostatnie wydarzenia w terenie jasno dowodzą stałej potrzeby kontynuowania procesu deeskalacji" – oświadczyła.

Także inni mówcy apelowali o podjęcie wysiłków zmierzających do pokojowego rozwiązania. Wskazywali m.in, że może to nastąpić w oparciu o międzynarodowe porozumienie i utworzenie dwóch oddzielnych państw.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)