Od nowego roku każdy pracownik otrzyma 200 zł brutto podwyżki, niezależnie od stanowiska – poinformował w piątek Mikołaj Wójcik, wiceminister sprawiedliwości. Jednak obiecana podwyżka mieści się w zapowiadanym od dawna 5-proc. wzroście wynagrodzeń dla pracowników sądowych. Są to więc te same pieniądze, ale w inny sposób rozdzielane.

Zapowiadany na 2019 r. wzrost o 5 proc. wynagrodzeń dla pracowników sądowych nie oznaczał automatycznie, że każdemu o taki odsetek wzrośnie pensja (poszczególni dyrektorzy sądów mogli wedle uznania dać komuś mniejszą lub większą podwyżkę). Dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało, że w przyszłym roku podwyżka będzie wyrażona kwotowo.

Tak pracuje się w sądzie: Mobbing, zastraszanie i praca ponad siły. Za 1850 zł>>>>

Na takiej samej zasadzie mają być rozdzielone pieniądze z puli na nagrody, które pracownicy sądów mają dostać przed świętami (w sumie ok. 33 mln zł). W ten sposób każdy z pracowników, niezależnie od uznania, otrzyma 800 zł.

Za to ostatnia tegoroczna transza (również ok. 30 mln zł, przez co łącznie resort wyda na ten cel w tym roku 120 mln zł) będzie już rozdysponowana w zależności od zasług. Może być tak, że ktoś nie dostanie ani złotówki, a ktoś inny dodatkowo 1,5 tys. zł (maksymalny górny pułap nagrody). Resort sprawiedliwości chce w ten sposób docenić tych pracowników, którzy… nie poszli na L4.

Tymczasem w ślady protestujących od tygodnia pracowników sądów zamierzają iść pracownicy prokuratur.

– Sytuacja finansowa pracowników zatrudnionych w prokuraturze jest równie krytyczna jak w sądownictwie i zagraża normalnemu funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. Żądamy podniesienia w 2019 r. wynagrodzeń pracowników prokuratury i sądów o kwotę 1000 zł netto – czytamy w uchwale Rady Głównej Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury.

Organizacja domaga się też uchwalenia zablokowanego przez rząd planu modernizacji prokuratury gwarantującego coroczne podwyżki uposażeń oraz powiązania wynagrodzenia urzędników zatrudnionych w sądach i prokuraturach z płacami sędziów i prokuratorów.

Zapowiadany przez związek protest ma mieć łagodny charakter (manifestowanie 20 grudnia podczas 20-minutowej przerwy w pracy czy wysyłanie czerwonych kartek do premiera Mateusza Morawieckiego). Akcja, wedle oficjalnych deklaracji, ma być „wyrazem wsparcia dla starań Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego, który podejmuje działania zmierzające do zmiany dramatycznej sytuacji finansowej pracowników wymiaru sprawiedliwości”.

Nie wszystkim pracownikom prokuratur to się podoba, dlatego krytycy na forach internetowych i portalach społecznościowych nawołują do brania zwolnień lekarskich wzorem protestujących w ten sposób urzędników sądowych. Zdarzają się sądy, głównie w małych miejscowościach, które od poniedziałku są zamknięte na cztery spusty. Nie ma komu protokołować rozpraw, w części jednostek nie działają sekretariaty, infolinie czy nawet biura podawcze.

Absencje pracowników nie rozkładają się jednak równomiernie. Są apelacje, w których połowa urzędników sądowych jest na L4 (jak w apelacji wrocławskiej) oraz takie, gdzie protest jest praktycznie niezauważalny (jak w apelacji katowickiej). Dlatego Michał Wójcik, wiceminister sprawiedliwości, przekonywał w czwartek w Sejmie, że pomimo spadających wokand nie ma mowy o paraliżu wymiaru sprawiedliwości. Winą za dramatyczną sytuację obciążał przede wszystkim opozycję, która w czasie swoich rządów zamroziła wynagrodzenia tej sferze.

– Nie da się nadrobić wieloletnich zaniedbań w trzy lata – przekonywał Wójcik, przypominając o podwyżkach, jakie od trzech lat dostają sądowi urzędnicy (10 proc. w pierwszym roku rządów PiS, 1,3 proc. w drugim, 2 proc. w trzecim i o 5 proc. w 2019 r.).

Pensje są tak niskie, że nawet wzrost o 10 proc. przekłada się na podwyżkę rzędu kilkudziesięciu zaledwie złotych. Jak podkreślają przedstawiciele NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa, aż 95 proc. pracowników sądów (oprócz sędziów, asesorów, referendarzy i kuratorów sądowych) zarabia mniej niż 2 853,95 zł netto, w tym 20 proc. otrzymuje wynagrodzenie zasadnicze maksymalnie do kwoty 1808,10 zł netto.

Nawet asystenci sędziów zarabiają pomiędzy 1808,88 zł a 2853,96 zł netto, natomiast kwoty wynagrodzenia zasadniczego 1 808,10 zł netto nie przekracza 14 proc. urzędników sądowych oraz 90 proc. innych pracowników obsługi.

We wtorek przedstawiciele resortu mają się spotkać z przedstawicielami związków zawodowych.