Mimo sprzeciwu Polski i kilku innych państw, ministrowie ds. wewnętrznych większości krajów UE przyjęli stanowisko popierające projekt rozporządzenia w sprawie zapobiegania rozpowszechnianiu w internecie treści, które zachęcają do terroryzmu.
Zgodnie z rozporządzeniem dostawcy usług hostingowych będą zobowiązani do usunięcia w ciągu jednej godziny treści wskazanych im przez organy państwa jako zachęcające do terroryzmu. W przeciwnym razie będą im grozić wysokie kary (do 4 proc. globalnych obrotów za poprzedni rok).
Polska nie kwestionuje tego, że walka z propagowaniem terroryzmu w internecie jest potrzebna. Zdaniem ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego zaproponowane przepisy są jednak niedoskonałe. Choćby dlatego, że nie uwzględniają różnic w działalności globalnych dostawców internetu i małych lokalnie firm. Zastrzeżenia Polski budzi też zbyt ogólnikowa definicja treści o charakterze terrorystycznym. Projekt uznaje za nie „zachęcanie do przyczyniania się do przestępstw terrorystycznych lub propagowanie działalności grupy terrorystycznej, w szczególności poprzez zachęcenie do udziału w grupie terrorystycznej”. Wcześniej zastrzeżenia wobec tej definicji zgłaszała też Fundacja Panoptykon.
– Za treści o charakterze terrorystycznym można choćby uznać zachęty kierowane przez stojącego na czele Organizacji Bojowej PPS Józefa Piłsudskiego do wysadzania pociągów albo też wypowiedzi o charakterze ironicznym – ostrzegał na łamach DGP Wojciech Klicki z Panoptykonu.
Zastrzeżenia wobec projektu rozporządzenia zgłosiły również Czechy, Szwecja, Dania, Finlandia, Holandia i Słowacja. Większość ministrów ds. wewnętrznych uznała jednak, że projekt należy poprzeć. Ostatecznie o jego kształcie zdecyduje Parlament Europejski.