- Powiadomiłem TSUE, że w części spraw, w ramach których zadano pytania prejudycjalne, działano w niewłaściwym składzie, a to powoduje nieważność postępowania - mówi Jan Majchrowski dla DGP.
Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, którą czasowo pan kieruje, została podzielona na dwa wydziały. Pierwszy rozpatruje m.in. sprawy sędziów SN, do drugiego trafiają m.in. odwołania od orzeczeń sądów dyscyplinarnych I instancji w sprawach sędziów i prokuratorów oraz odwołania od uchwał Krajowej Rady Sądownictwa. Kto pełni funkcję przewodniczących wydziału I oraz wydziału II Izby Dyscyplinarnej SN?
Wyodrębnienie dwóch wydziałów w ramach Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego ma charakter ustawowy. Inaczej, niż jest w odniesieniu do innych izb SN. Także z ustawy zasadniczo wynika zakres spraw, którymi zajmują się te dwa wydziały, choć w tej mierze użyteczne okazało się wydanie odpowiedniego zarządzenia, które doprecyzowało tę delimitację. Wcześniej do pełnienia obowiązków przewodniczących obu wydziałów powołałem sędziów Piotra Niedzielaka (wydział I) i Adama Tomczyńskiego (II) – obu z długoletnią praktyką sędziowską.
Czy przy podejmowaniu decyzji o powołaniu sędziego Tomczyńskiego na przewodniczącego wydziału brał pan pod uwagę niepokojące informacje na temat jego przeszłości, jakie pojawiły się swego czasu w prasie? Mam tutaj na myśli czasy, kiedy to pan sędzia orzekał w wydziale gospodarczym warszawskiego sądu i razem z sędzią Dariuszem Czajką brał udział w ogłaszaniu upadłości spółek dysponujących atrakcyjnymi terenami w Warszawie.
Nie brałem pod uwagę żadnych „faktów prasowych”. Z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze odpowiadają one rzeczywistości.
Którzy sędziowie SN weszli w skład wydziału I, a którzy zostali przydzieleni do wydziału II Izby Dyscyplinarnej SN?
Z istoty podziału spraw wynika, że znacznie mniej przypada ich na wydział I, stąd na razie wystarcza w nim trzyosobowa obsada: przewodniczący i dwaj inni sędziowie: Małgorzata Bednarek i Jacek Wygoda. Pozostali stanowią obsadę wydziału II.
Kiedy sędziom SN zostaną przydzielone sprawy?
Już dawno zostały poprzydzielane. Jest tego sporo i sędziowie zostali znacznie obciążeni już na początku ich działalności w SN. Teraz czytają akta i przygotowują się do rozpraw.
Kiedy Izba Dyscyplinarna rozpocznie pracę, tj. kiedy zaczną być wyznaczane rozprawy?
Pracujemy nieprzerwanie niemal od dnia powołania, co miało miejsce zaledwie półtora miesiąca temu. Przez ten czas udało się od podstaw skompletować personel administracyjny na różnych szczeblach, pozałatwiać bieżące kwestie lokalowe, wyposażyć biura, ogarnąć kwestie finansowo-budżetowe, wyznaczyć ławników, a przede wszystkim przejąć i rozdysponować setki pism i akta, które od wejścia w życie ustawy o SN wpływały do izby, gdy jeszcze nie powołano do niej sędziów. Cała ta ogromna praca, wykonywana w bardzo szczupłej obsadzie kadrowej, ale przy dużym zaangażowaniu pracowników sekretariatu i samych sędziów, miała miejsce także po godzinach urzędowania oraz kilkakrotnie w soboty. Dzięki temu mamy już powyznaczane składy orzekające i terminy rozpraw. Pierwsze odbędą się za miesiąc, bo trzeba pozawiadamiać strony.
Odbudowa autorytetu sądownictwa polskiego to proces społeczny, a nie jednorazowy akt
Jak układa się współpraca z innymi organami SN, tj. prezesami pozostałych izb, w tym p.o. I prezesa SN Dariuszem Zawistowskim?
Jeśli miałbym odpowiedzieć jednym tylko słowem, to powiedziałbym, że współpraca z panem prezesem Dariuszem Zawistowskim od początku była rzeczowa. Załatwiliśmy najważniejsze sprawy. Bardzo duże znaczenie ma także współpraca z kierownictwem administracyjnym Sądu Najwyższego. Tu powiedziałbym, że docieramy się. Jesteśmy przy tym w o tyle szczególnej sytuacji, że izba nasza posiada swoistą odrębność, niezależność w ramach SN. Mamy własną kancelarię prezesa izby z własnym jej szefem i własnym budżetem. Nie wszyscy to jeszcze dobrze zrozumieli i odczytali, ale też trudno się dziwić, bo to przecież novum w tym sądzie.
Kiedy można się spodziewać wyboru kandydatów na prezesa Izby Dyscyplinarnej?
Kiedy spełnione zostaną warunki określone w art. 111 par. 5 ustawy o SN (obsadzenie 110 stanowisk sędziów SN – red.). Tymczasem wybraliśmy troje sędziów do Kolegium Sądu Najwyższego.
Jak układa się współpraca z sędziami izby, którą pan kieruje?
Bardzo zależy mi na tym, żeby między sędziami tej niewielkiej, a ważnej przecież izby funkcjonowało coś więcej niż tylko relacje służbowe. Żeby wszyscy poczuli się częścią tego samego zespołu, który choć składa się z odrębnych, niezawisłych sędziów, o rozmaitych doświadczeniach zawodowych i życiowych, zapewne różnych spojrzeniach na poszczególne kwestie, to jednak połączony jest więzami rzeczywistej sympatii i koleżeństwa. To bardzo ułatwia pracę. Ale do tego trzeba dojrzeć. Jako najstarszy wiekiem i stażem pracy sędzia, któremu z mocy ustawy przypadło obecnie kierować izbą, zaprosiłem sędziów na pierwsze po nominacji spotkanie po prostu do siebie, do domu. Żona przygotowała boeuf Strogonov i przekąski, a ja zaproponowałem byśmy wszyscy przeszli na „ty”. I tak zostało.
Duża liczba sędziów orzekających w Izbie Dyscyplinarnej pochodzi ze środowiska prokuratorskiego. Czy pana zdaniem może to mieć wpływ na pracę izby?
Zapewne tak. Myślę, że to będzie dobry wpływ. Doświadczenie prokuratorskie w pracy sędziego dyscyplinarnego jest czymś cennym, pozytywnym. A niezawisłość sędziowska będzie to doświadczenie odpowiednio kierunkować.
Czy w izbie, którą czasowo pan kieruje, występują jakieś problemy organizacyjne?
Na początku z braku personelu administracyjnego pracowaliśmy w trybie „komitetowym”, tj. wszyscy razem w jednym pokoju. Potem przeszliśmy już do normalnych form pracy, ale brakuje nam bardzo pomieszczeń. To limituje zatrudnienie do pełnych przewidzianych stanów, a to z kolei powoduje przeciążenie pracą osób już zatrudnionych. Sytuacja poprawi się dopiero wtedy, gdy obejmiemy od Instytutu Pamięci Narodowej, który znajduje się w skrzydle tego samego gmachu SN, dwa przeznaczone od początku dla naszej izby piętra. Ale na to trzeba jeszcze trochę poczekać.
Uzasadnieniem dla wprowadzenia w życie reformy, której częścią było m.in. powołanie Izby Dyscyplinarnej, była konieczność odbudowy autorytetu organów władzy sądowniczej. Czy pan również widzi taką potrzebę, a jeżeli tak, to kto jest odpowiedzialny za to, że tego autorytetu zabrakło?
Chyba nie warto się rozwodzić nad tym, jakie było (i ciągle jeszcze jest) postrzeganie sądownictwa w Polsce… Wystarczy spojrzeć na wyniki rozmaitych sondaży. W tym kontekście popularne u jednych hasło „wolne sądy” u innych nabierało szczególnego znaczenia, które można przetłumaczyć jako „bardzo powolne sądy”. Dochodziły do tego rozmaite gorszące sytuacje z udziałem wybranych sędziów; niektóre wyroki, z którymi bardzo trudno było się pogodzić… Remedium na to pierwsze to m.in. Izba Dyscyplinarna, na to drugie – Izba Kontroli. Ale odbudowa autorytetu sądownictwa polskiego to proces społeczny, a nie jednorazowy akt. Społeczeństwo dość jednoznacznie domagało się aktu, który taki proces wreszcie uruchomi. Za długo staliśmy w miejscu. A kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Niektórzy twierdzą, że Izba Dyscyplinarna ma być batem na niepokornych sędziów. Zgadza się pan z takimi opiniami?
„Bat” to brzmi groźnie i źle. Może użyjmy po prostu określenia „odpowiedzialność”. Sędzia też musi być odpowiedzialny, tj. odpowiadać za to, co czyni, i być pokorny: wobec ludzi, którym służy, i wobec prawa. Tylko i aż.
Pojawiły się obawy, że politycy będą próbowali wywierać naciski na sędziów orzekających w Izbie Dyscyplinarnej. Czy spotkał się pan osobiście z takimi próbami lub może słyszał, że takie próby były podejmowane wobec innych sędziów Izby Dyscyplinarnej?
A jakie ci politycy mają instrumenty, żeby zmusić do czegoś niezawisłego sędziego? Zwłaszcza Izby Dyscyplinarnej. Oczywiście, oprócz formalnych gwarancji pozostaje zawsze sam człowiek i jego charakter. A sędzia powinien być solą ziemi. Nie ma prawa ulec zwietrzeniu. Nie może dać się kupić, zastraszyć, skapitulować wobec wizji zorganizowanego ostracyzmu czy ulec pokusie stania się salonowym celebrytą, którego próżności kadzą politycy i wpływowi lobbyści.
Czy pana zdaniem ewentualny wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej będący wynikiem skargi przeciwko Polsce, a dotyczący reformy Sądu Najwyższego, może mieć jakikolwiek wpływ na Izbę Dyscyplinarną SN? Lub czy taki wpływ może mieć wyrok TSUE, jaki być może zapadnie na skutek przesłanych przez SN pytań prejudycjalnych?
TSUE niejednokrotnie swoim orzecznictwem wywierał wpływ na stan prawny i faktyczny wielu państw UE. Po to został powołany, choć jednocześnie ściśle określono granicę jego kognicji. Są obszary, w tym dotyczące sądownictwa, na które nie ma kompetencji do wkraczania. Jak jednak uczy historia TSUE i organów tego typu, pojawiają się w nich tendencje do samorozszerzania swojej sfery oddziaływania, a nie jej zmniejszania. Na granicy tej sfery leży suwerenność państwowa; w Polsce, zwłaszcza w roku stulecia naszej niepodległości, bardzo cenna. Oby nie musiało w tym zakresie dojść do swoistego: „Sprawdzam”. A jeśli chodzi o część spraw, w ramach których zadano pytania prejudycjalne, to trzeba przede wszystkim powiedzieć, że zostały one zadane przez podmiot nieposiadający właściwości rzeczowej, działający w niewłaściwym składzie, co powoduje nieważność postępowania. TSUE został przeze mnie o tym powiadomiony.
Ustawa o Sądzie Najwyższym przewiduje, że I prezes SN ma obowiązek konsultować się w wielu kwestiach z prezesem SN kierującym Izbą Dyscyplinarną. Czy takie konsultacje były już przeprowadzane, a jeżeli tak, to jakich kwestii dotyczyły?
Do tej pory nie było potrzeby takich formalnych konsultacji czy uzgodnień. Niemniej jednak może pojawić się taka konieczność. Ważne, by status podmiotu konsultującego był wówczas jasny.