Obecny ustrój adwokatury wciąż opiera się na ustawie uchwalonej w dn. 26 maja 1982r., czyli najmroczniejszym okresie stanu wojennego. Władzom PRL-u chodziło o trzymanie w ryzach adwokatów - stąd kluczowe w niej miejsce zajmują przepisy dyscyplinarne i administracyjne. Samorządność była pozorna i 36 lat po uchwaleniu prawa o adwokaturze czas zastanowić się, jak wrócić adwokaturę adwokatom.

Przede wszystkim konieczne jest przywrócenie kworum na zgromadzeniach Izb, zakazanie pobierania przez działaczy jakichkolwiek wypłat z kasy samorządowej i odpowiedzialność dyscyplinarna członków władz adwokackich bezpośrednio przed Sądem Najwyższym.

W prawie o adwokaturze z 1982r. dominujące miejsce zajmują przepisy dotyczące płacenia składek i odpowiedzialności dyscyplinarnej adwokatów przed działaczami, czyli w skrócie regulacje umożliwiające władzom adwokackim trzymanie w ryzykach szeregowych adwokatów. Nic więc dziwnego, że przez kolejne dekady regulacje te nie tylko zostały zniesione, ale i znacznie pognębione w kierunku zapewnienia działaczom adwokackim stabilnej pozycji. Najbardziej jaskrawo zjawiska te wystąpiły w izbie adwokackiej w Warszawie i je będę analizował niżej. Rządząca grupa stosuje metodę kija i marchewki, aby utrzymać się u steru. Marchewką są pieniądze, które rozdaje swoim zwolennikom. Pieniądze te pochodzą z opodatkowania ogółu adwokatów oraz opłat od aplikantów. W grę chodzą poważne sumy – czołowi działacze dostają blisko 200.000 zł rocznie z samorządowej kasy. Do rekordzistów zaliczają się nie tylko wicedziekani, ale i prezes izbowego sądu dyscyplinarnego Witold Kabański, który otrzymał w 2017r. 163.540 zł, rzecznik dyscyplinarny, Krzysztof Stępiński, 146.540 zł. Ich rola jest ważna do stworzenia straszaka dyscyplinarnego wobec ogółu szeregowych adwokatów, tak aby nie ośmielili się kwestionować dystrybucji pieniędzy ogółu do kieszeni jednostek. W takie sytuacji odpowiedzialność dyscyplinarna członków władz adwokackich stoi pod znakiem zapytania, skoro mają być oskarżani i sądzeni przez swoich kolegów, którzy wraz z nimi byli we wspólnej grupie wyborczej. A z kolei dochody członków organów dyscyplinarnych zależą od wypłat przyznawanych przez ich kolegów.

Formalnie uchwalanie budżetu izb adwokackich i wybór władz należy do ogółu adwokatów. Z tym, że szeregowi adwokaci są zniechęcani do udziału w nich przewlekłością obrad i odległymi miejscami zgromadzeń. Chodzi o to, aby udział w obrad brali tylko działacze i ci, którzy otrzymują dochody z kasy adwokackiej. Nie ma bowiem kworum i potem budżet izby adwokackiej uchwala 3% uprawnionych adwokatów! Wybór władz adwokackich następuje w obecności podobnej grupy, a osławioną uchwałę antyrządową przyjęła w imieniu ogółu Adwokatów garstka obecnych. Formalnie, było to zgodnie z prawem, faktycznie stanowiło jaskrawą kompromitację pseudodemokratycznego mechanizmu.

W tej sytuacji uzdrowienie sytuacji w Adwokaturze należy rozpocząć od przywrócenia mechanizmów demokratycznych. Ustawodawca powinien w ustawie zakazać pobierania przez członków organów samorządu adwokackiego jakichkolwiek środków finansowych z kasy samorządowej. Pełnienie funkcji samorządowej jest zaszczytem i nie powinno być związane z korzyściami finansowymi. Dalej, konieczne jest wprowadzenie wymogu 50% kworum do procedowania na zgromadzeniach izb adwokackich. Dopiero wtedy ich uchwały będą stanowiły rzeczywisty wyraz woli ogółu adwokatów. Ważne jest też, aby członkowie organów Adwokatury odpowiadali za swoje przewinienia dyscyplinarne bezpośrednio przed Sądem Najwyższym, a postępowanie przygotowawcze należało do prokuratury krajowej. Obecnie ponoszą odpowiedzialność na zasadach ogólnych i często pojawiają się zarzuty, że z przyczyn towarzysko-wyborczych organy dyscyplinarne odmawiają wszczęcia, oskarżania i skazywania działaczy adwokackich. Znana jestw wszystkim sprawa warszawskiego dziekana, zamieszanego a aferę reprywatyzacyjną, który mimo to został wybrany, a potem jego koledzy z rady bronili go do ostatniej kropli krwi. Jako inny przykład podam casus wicedziekan warszawskiej rady adwokackiej, która na swojej stronie internetowej powoływała się na swoich krewnych, zatrudnionych w sądownictwie. Komisja etyki NRA wydała opinię, że tego typy wpisy rażąco naruszają etykę adwokacką. Pomimo to, po debacie, okręgowa rada adwokacka uznała, że wszystko jest w porządku, postępowania dyscyplinarnego nie było, wicedziekan wciąż pełni swój urząd i publicznie domaga się od innych przestrzegania etyki. Tak, swoim wszystko, reszcie wedle prawa.

Jak się wydaje wprowadzenie powyższych postulatów demokratycznych nie jest możliwe bez ingerencji ustawodawcy. Działacze adwokaccy bowiem urządzili się zbyt komfortowo, aby dopuścić jakąkolwiek demokratyczną zmianę. Bo ustrój adwokacko-pańszczyzniany, gdzie pieniądze ogółu trafiają do uprzywilejowanych jednostek, a karbowi dyscyplinarni trzymają w ryzach szeregowych adwokatów, ma z punktu widzenia działaczy same plusy.