Nie jest rzeczą nadzwyczajną, że niewielka grupa adwokatów zdecydowała się kandydować do SN. NRA swoją uchwałą pokazała jednak, że nie ma pojęcia, jak sobie z tym poradzić - twierdzi Łukasz Chojniak, adwokat.
W ubiegłą środę Naczelna Rada Adwokacka podjęła kolejne uchwały związane z wprowadzanymi zmianami w wymiarze sprawiedliwości. Właściwiej byłoby jednak powiedzieć, że nie są to zmiany dotyczące funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, lecz wielka rewolucja kadrowa zmierzająca do niczym nieuzasadnionej obsady Sądu Najwyższego, tak jak wcześniej Trybunału Konstytucyjnego, nowymi sędziami. Do ich obiektywizmu i niezawisłości, niestety, można mieć wątpliwości.
Uważam, że słuszne są więc głosy stanowczej krytyki wobec całej procedury usuwania dotychczasowych sędziów z pełnionych funkcji i powoływania w ich miejsce nowych. Liczne zastrzeżenia do konstytucyjności całej procedury i nieodgadnione dla mnie dążenie do konfliktu z instytucjami europejskimi poprzez uparte lekceważenie krytyki płynącej także z tamtej strony tylko wywołują większy smutek u obserwatora zachodzących właśnie zmian. To się nie może dobrze skończyć, a ucierpią na tym na końcu, choć najbardziej, obywatele szukający w sądzie sprawiedliwości.
Z tej perspektywy można zrozumieć kolejne głosy dezaprobaty wyrażone w uchwale NRA nr 45/2018, apelującej finalnie do Prezydenta RP o powstrzymanie się z powołaniem kandydatów przedstawionych na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego. Wolałbym, aby tych uchwał NRA, jak i uchwał poszczególnych Okręgowych Rad Adwokackich było mniej, tak by ich głos był bardziej słyszalny i donośny. Mam wrażenie, że obecnie, w niektórych izbach adwokackich, pojawiła się przemożna chęć wydania własnej uchwały i zajęcia stanowiska w omawianej sprawie, przez co tworzy się wrażenie zarówno chaosu, jak i potęguje poczucie braku sprawczości obecnych władz adwokatury. Nie znaczy to, że w tym przypadku nie mają racji – ale z pewnością nie mają pomysłu, co z tą racją dalej zrobić.
Gorzej rzecz ma się jednak z kolejną uchwałą NRA z tego samego dnia (nr 46/2018). Ta, choć zasadniczo zwięzła, bardzo niepokoi (choć nie tyle z uwagi na treść). NRA uznaje w niej, że udział adwokatów w aktualnej procedurze wyłaniania kandydatów na stanowisko sędziów Sądu Najwyższego stoi w sprzeczności z wartościami, jakimi kieruje się adwokatura. Dalej wyrażono dezaprobatę dla tych zachowań adwokatów, które legitymizują sprzeczne z Konstytucją RP działania wobec wymiaru sprawiedliwości.
Zacznijmy od tego, że uchwała wyraża, podobnie jak poprzednia, trafną ocenę. Także uważam, że udział w konkursie de facto wspiera nieuprawnioną tezę, że zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości nie przekroczyły linii, za którą zaczyna się działanie bezprawne – sprzeczne z ustrojowymi założeniami modelu funkcjonowania państwa przyjętymi w uchwalonej i wciąż obowiązującej konstytucji. Pomijam już miejscami żenujący (tak, celowo używam tak mocnego słowa) spektakl, jaki rozegrał się w Krajowej Radzie Sądownictwa, gdy minister sprawiedliwości zapewniał, że jeden z kandydatów zmądrzał, zmienił teraz swoje poglądy (wcześniejsze mogły nie być zgodne z poglądami obecnie rządzącej większości), o czym następnie zapewnił ministra na piśmie (sic!). Czyli kandydat na sędziego na piśmie deklaruje ministrowi sprawiedliwości, jakie ma poglądy. Ten kandydat został pozytywnie zaopiniowany przez KRS i może niebawem rozstrzygać sprawy obywateli. To tylko jeden z wielu smutnych przykładów „jakościowych” zmian w polskim sądownictwie.
Są takie chwile, gdy trzeba umieć powiedzieć, co jest dobre, a co złe. Na pewno niczemu dobremu nie służy udział adwokatów w tak wątpliwej i najpewniej wadliwej prawnie procedurze kandydowania do Sądu Najwyższego. Trzeba by dużo intelektualnej kreatywności, aby zrozumieć, dlaczego Krajowa Rada Sądownictwa w niewytłumaczalny sposób zarekomendowała tak wielu kandydatów na funkcję sędziego Sądu Najwyższego związanych, mniej lub bardziej, z Ministerstwem Sprawiedliwości. Adwokaci nie powinni do tego przykładać ręki – ani jako środowisko, ani jako jednostki.
Nie jest też rzeczą nadzwyczajną, że niewielka grupa adwokatów zdecydowała się jednak wziąć udział w konkursie. Uchwała pokazuje, że NRA nie ma pojęcia, jak sobie z tym faktem poradzić. Co więcej, dokument tworzy problem, bo stwarza wrażenie nacisku na rzeczników dyscyplinarnych, aby ci rozważyli wszczęcie postępowań dyscyplinarnych. Może nie taki był zamysł NRA. Wówczas jednak powstaje pytanie, po co w ogóle ta uchwała? Wyrażenie słusznej dezaprobaty powinno się dokonać nie w formie kolejnej już z niezliczonych uchwał NRA, ale głosem jej prezesa. Tu zaś żadne jasne stanowisko nie zostało sformułowane.
Kandydowanie do Sądu Najwyższego to nie delikt dyscyplinarny. To jednak zachowanie, które uprawnia do stanowczej i negatywnej jego oceny ze strony środowiska adwokackiego. To stanowisko nie powinno urastać do rangi uchwały, po której pewnie nic znowu się nie wydarzy. Teraz zresztą sytuacja jest bez wyjścia. Brak wszczęcia postępowań dyscyplinarnych będzie odebrany jako kolejny przykład jałowej treści uchwał władz adwokatury, a ewentualne wszczęcie takich postępowań jako wynik politycznego nacisku ze strony NRA. Czasem naprawdę można mieć rację, ale nie mieć pojęcia, co z tą racją zrobić. Wtedy jednak potrzeba spokoju, refleksji i sensownego planu działania, a nie pochopnie przyjmowanych uchwał, które zamiast porządkować rzeczywistość jeszcze bardziej ją gmatwają.
Dokument tworzy problem, bo wywołuje wrażenie nacisku na rzeczników dyscyplinarnych, aby ci rozważyli wszczęcie postępowań dyscyplinarnych