Nigdy jeszcze praworządność w jednym państwie nie była pod lupą aż trzech unijnych instytucji
Problemy z sądownictwem w Polsce to również test skuteczności dla Brukseli, która do tej pory w bardzo niewielkim stopniu angażowała się w sprawy związane z praworządnością w poszczególnych krajach. Przed nami UE reagowała na podobne trudności tylko w trzech państwach: Austrii, Francji i na Węgrzech. Ale skala działań podejmowanych wobec Polski jest bezprecedensowa i – jak na razie – nieproporcjonalna do efektów.
Jako pierwsza w spór z Polską weszła Komisja Europejska, która ponad dwa lata temu zdecydowała się przetestować procedurę kontroli praworządności ustanowioną w następstwie zmian ustrojowych wprowadzanych na Węgrzech przez Viktora Orbána. Procedura polegała z grubsza na wymianie korespondencji z polskim rządem, który od początku odrzucał wszelkie zalecenia Brukseli. Dlatego KE w kolejnym kroku postanowiła odwołać się do unijnego traktatu i uruchomić po raz pierwszy w historii Wspólnoty procedurę przewidzianą art. 7.
Ten mechanizm został właściwie przygotowany z myślą o krajach środkowoeuropejskich. Zaczęto rozważać wprowadzenie procedury dyscyplinującej kraje członkowskie, gdy w latach 90. pojawił się pomysł rozszerzenia Unii o nowe państwa z komunistyczną przeszłością. Możliwość zawieszenia niepokornego kraju w jego prawach członkowskich zapisano już w traktacie z Amsterdamu z 1997 r. Ale jako pierwsza powodów do niepokoju dostarczyła Austria, gdy w 2000 r. w skład rządu weszła ultraprawicowa Partia Wolności (FPÖ) Jörga Haidera, syna austriackiego nazisty, który nie ukrywał przywiązania do wyniesionej z domu tradycji Trzeciej Rzeszy. Na tyle zszokowało to Europę, że kraje członkowskie zerwały stosunki dyplomatyczne z Wiedniem. Reakcja miała jednak wymiar symboliczny i pozostawała poza unijnymi ramami prawnymi.
Po 10 latach Bruksela dopatrzyła się potencjalnego zagrożenia praworządności we Francji, która w 2010 r. zaczęła likwidować romskie obozowiska i rozpoczęła masowe deportacje. KE groziła Paryżowi podjęciem kroków prawnych, do niczego takiego jednak nie doszło.
Węgrom również jak dotąd udało się uniknąć uruchomienia art. 7. UE była najbliżej tego w 2015 r., ale wniosek upadł w Parlamencie Europejskim. Parasol ochronny nad Węgrami roztoczyła największa Europejska Partia Ludowa, do której należy Fidesz Orbána.
W przypadku Polski procedura doszła do etapu, gdy całą sprawą zajmuje się Rada UE. Obecnie unijna instytucja, w której głos należy do krajów członkowskich, prowadzi wysłuchania polskich władz. To zresztą również precedens – do tej pory żaden kraj członkowski nie musiał się tłumaczyć ze zmian w prawie przed innymi państwami. Procedurę kończy głosowanie nad stwierdzeniem w Polsce ryzyka praworządności, ale takiej formy ostracyzmu większość państw wolałaby uniknąć. Jeszcze mniejsze szanse są na uruchomienie wobec Warszawy „opcji nuklearnej” z art. 7 – zawieszenie jej w prawach członkowskich, bo wymaga to jednomyślności.
Dopiero niedawno w spór z Polską zaangażowany został Trybunał Sprawiedliwości UE. Profesor Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że jest to jedyny organ, który może mieć realny wpływ na przeprowadzane w Polsce zmiany. – Unia powstała jako wspólnota gospodarcza i nie jest przygotowana na zapaści ustrojowe w krajach członkowskich. By procedury ochrony praworządności były skuteczne, potrzebne jest wsparcie państw, o które ciężko – mówi. Natomiast wyrokom trybunału w Luksemburgu państwa muszą się podporządkować. Ale dla TSUE rozstrzyganie kwestii związanych z praworządnością też jest kłopotliwe, bo organ ten został powołany, by rozstrzygać spory gospodarcze. – Dlatego trybunał musi bardzo uważać, by nie zostać wplątanym w polityczne przepychanki, bo straci swoją wiarygodność – powiedział ekspert prawa międzynarodowego.
Obok pytań prejudycjalnych, które skierowali w zeszłym tygodniu sędziowie Sądu Najwyższego, trybunał został zapytany o praworządność w Polsce przez irlandzką sędzię w związku ze stosowaniem europejskiego nakazu aresztowania. Trafiła tam też skarga KE związana ze zróżnicowaniem wieku emerytalnego polskich sędziów. Wkrótce Komisja może się też zdecydować na skierowanie kolejnej w ramach niedawno uruchomionej procedury o naruszenie unijnego prawa. Według prof. Grzeszczaka pierwsze rozstrzygnięcia zapadną do końca roku.