Plakaty z ofertą pracy w autobusach, zatrudnianie niewykwalifikowanej kadry czy szkolenie nowicjuszy – ośrodki pomocy społecznej chwytają się różnych sposobów, by zapełnić wakaty
Zatrudnienie pracowników socjalnych w ośrodkach pomocy społecznej / Dziennik Gazeta Prawna
– Od kilku miesięcy szukamy pracowników – mówi Agnieszka Olędzka, p.o. kierownik GOPS w Stoczku, dodając, że poszukiwania pracownika do świetlicy socjoterapeutycznej trwa już półtora miesiąca. Wcześniej przez prawie trzy miesiące borykali się z wakatem na stanowisku pracownika socjalnego.
Opiekunów brakuje w miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Obrzycku. Jak przekonują urzędnicy, gdyby nie osoby kierowane z urzędu pracy, po specjalnie odbytym stażu, o chętnych byłoby trudno. Wolne miejsca są też w Ośrodku Pomocy Społecznej Dzielnicy Wola m.st. Warszawy. – Jest wakat na stanowisku pracownika socjalnego. Do dziś można było składać oferty. Już nie nastawiamy się na osoby z doświadczeniem. Takich ze świecą szukać, i to od lat. Jesteśmy świadomi, że do pracy musimy przyjąć osoby młode, wymagające przyuczenia do zawodu – słyszymy od pracownika kadr w OPS Dzielnicy Wola, który dodaje, że na dniach będzie ogłaszany kolejny nabór.
Zatrudnienie nowych pracowników to jednak połowa sukcesu. Potem zaczyna się walka o ich zatrzymanie w pracy, która nie należy ani do łatwych, ani przyjemnych. – Wiele osób odpada po kilku miesiącach, szczególnie gdy przyjdzie im pracować z dziećmi wykorzystywanymi seksualnie czy rodzinami, w których przemoc fizyczna i psychiczna jest na co dzień, ale trudna do ujawnienia. To konsekwencja braku doświadczenia u przyjmowanych osób, co z kolei jest pochodną braku praktyk na studiach, które przygotowywałyby do takiej pracy – mówi jeden z pracowników warszawskiego ośrodka pomocy społecznej.
Jednym z pierwszych i podstawowych problemów jest wynagrodzenie.
– Odchodzą doświadczeni pracownicy, wielu przechodzi na emerytury, a trudno jest znaleźć nowych. Nikt nie chce pracować za 2,2 tys. na rękę (wynagrodzenie bywa jeszcze niższe) przy takim poziomie stresu – przyznaje Paweł Maczyński z Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych, wskazując na badania Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z poprzedniego roku. Wynika z nich, że na 2495 ośrodków tylko 1925 spełniało wskaźnik zatrudnienia pracowników socjalnych zgodnie z proporcją wskazaną w ustawie o pomocy społecznej.
– Wiele potencjalnych kandydatów dochodzi do wniosku, że pracy woli szukać za granicą albo iść do Biedronki na kasę – opowiada jeden z pracowników w dużym warszawskim ośrodku. U nich dyrekcja z dnia na dzień dała różne premie i dodatki – chcąc zatrzymać te osoby, które jeszcze są w ośrodku.
O tym, że pieniądze to podstawa, wiedzą też w GOPS w Stoczku. Dlatego starają się zwiększać wynagrodzenie. Dziś wynosi 2,3 tys. zł brutto. Do tego dają samochód. – W innych ośrodkach pracownik musi dojeżdżać na własną rękę. A odległości do pokonania są spore – dodaje Agnieszka Olędzka. Ośrodek na warszawskiej Woli płaci natomiast 3,3 tys. zł brutto. Można jednak awansować, co oznacza wzrost wynagrodzenia. Zabiegi te jednak na niewiele się zdają.
Dyrekcja ośrodka w Drawsku pod koniec lipca wysłała petycję do Sejmu, w której apeluje o złagodzenie wymogów kwalifikujących do wykonywania zawodu pracownika socjalnego. Inaczej, jej zdaniem, dojdzie do realnego zagrożenia dla rodzin potrzebujących wsparcia. Sytuację może polepszyć umożliwienie wykonywania tego zawodu osobom, które ukończyły studia wyższe na kierunkach pedagogika, psychologia, politologia, nauka o rodzinie czy socjologia.
Zdaniem Polskiej Federacji, o ile diagnoza samorządowców jest w pełni trafna, o tyle same wnioski są co najmniej kuriozalne. Nie wszystkie studia zapewniają dobre przygotowanie do wykonywania zawodu pracownika socjalnego. Aby poprawić sytuację na rynku pracy, należy poprawić warunki pracy. Dlatego federacja zaproponowała Ministerstwu Rodziny wprowadzenie zmian w zawodzie poprzez odciążenie z pracy biurokratycznej i zwiększenie liczby dni urlopu wypoczynkowego (obecnie pracownicy mają dodatkowy urlop raz na dwa lata, a powinni mieć co roku).
Rozmowy z resortem na razie zostały jednak wstrzymane. ©℗