Minister Marcin Warchoł w artykule „Dlaczego Sąd Najwyższy chroni przestępców?!” (DGP nr 131/18) wyraża krytyczne stanowisko wobec uchwały siedmioosobowego składu Sądu Najwyższego z 28 czerwca 2018 r. (sygn. akt I KZP 4/18). Trudno doszukać się w tekście ministra Warchoła merytorycznego, naukowego czy choćby popularnonaukowego komentarza do uchwały. Próżno szukać odniesienia się do pytania, czy art. 168b kodeksu postępowania karnego wywołuje poważne wątpliwości co do właściwego i dopuszczalnego sposobu interpretacji wskazanego w nim sformułowania „innego przestępstwa ściganego z urzędu lub przestępstwa skarbowego niż przestępstwo objęte zarządzeniem kontroli operacyjnej” - twierdzi Zbigniew Krüger.
Minister Warchoł nie usiłuje nawet odpowiedzieć na zasadnicze pytanie postawione w krytykowanej uchwale – gdzie przebiega granica między władczymi uprawnieniami państwa a gwarancjami praw jednostki. Zadaje natomiast, już w tytule artykułu, pytanie: „Dlaczego Sąd Najwyższy chroni przestępców?”. Dlaczego minister Warchoł pozwolił sobie w swej publicystyce na łamach DGP na zadawanie pytań o rzetelności takiej samej jak słynne „Czy nadal bije pan żonę?”? Argumentacja zawarta w dalszej części artykułu jest równie subtelna. Minister odwołuje się do obrazowych i jakże wyrafinowanych przykładów dilera narkotyków, mającego być jedocześnie złodziejem samochodów czy crème de la crème: mężczyzny znęcającego się ze szczególnym okrucieństwem nad rodziną (sic!), który uniknie kary za to przestępstwo, mimo że dowody jego popełnienia zostały zarejestrowane na nagraniach z kontroli operacyjnej zarządzonej w sprawie niszczenia zabytków. Choć przykład przywołany przez pana ministra obrazuje co innego: absurd konsekwentnego poszerzania katalogu przestępstw, w przypadku których dopuszczalne jest stosowanie kontroli operacyjnej.
Absurdem jest też, że katalog przestępstw, co do których mogą być zarządzone kontrola i utrwalanie rozmów, na podstawie art. 237 k.p.k., czyli tzw. kontrola procesowa, jest dużo węższy niż kontrola operacyjna na podstawie art. 19 ustawy o Policji (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2067 ze zm.) i innych analogicznych ustaw branżowych. Kontrola operacyjna może dotyczyć około 200 przestępstw i może być stosowana oprócz policji przez Straż Graniczną, Krajową Administrację Skarbową, Żandarmerię Wojskową, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencję Wywiadu, Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego, Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz Służbę Ochrony Państwa. Należy zwrócić uwagę, że w przypadku kontroli operacyjnej może być wydana zgoda następcza sądu dopiero po zarządzeniu i rozpoczęciu kontroli na wniosek komendanta głównego Policji. Takie są realia: ponad 200 przestępstw i możliwość stosowania kontroli operacyjnej przez 10 służb specjalnych, w tym tak błahych jak wspomniane przez ministra niszczenie zabytków. Należy zwrócić uwagę, że niektóre z ustaw branżowych nie zawierają szczegółowego katalogu przestępstw, w odniesieniu do których kontrola może być stosowana (np. „inne przestępstwa godzące w bezpieczeństwo państwa”, w przypadku ABW). To już jest orwellowski rok 1984.
Co zrobił Sąd Najwyższy? Ograniczył możliwość wykorzystania procesowego w przypadkach nieobjętych ustawą o Policji lub inną ustawą branżową, a tych przestępstw jest około 200. Nic nie stoi na przeszkodzie, by służby dowiedziawszy się w sposób operacyjny o innych, nieznajdujących się w ustawowym katalogu, zdobyły inne dowody ich popełnienia. Wymagałoby to jednak aktywności i służb, i prokuratury.
Minister Warchoł posługuje się w swym tekście sofistyką dosyć grubo ciosaną, bo jak inaczej rozumieć argumenty, choć ubrane w cytat z de Tocqueville’a, że uchwała Sądu Najwyższego sankcjonuje bezkarność katów domowych, gwałcicieli, oszustów i stalkerów.
Powstaje też pytanie, kto jest adresatem tekstu ministra Warchoła i czy są to aby na pewno czytelnicy DGP, czy adresat jest zgoła inny. Jak bowiem inaczej można rozumieć sugestię, że uchwała uderza w autorytet Sądu Najwyższego, którego sędzia znalazł się w kręgu podejrzeń o uwikłanie w domniemaną aferę korupcyjną. Jak inaczej rozumieć stwierdzenie, że Sąd Najwyższy tylko dwukrotnie odwołuje się do kodeksu postępowania karnego, a „za to często i gęsto – co jest ostatnio na czasie do konstytucji” (sic!). Być może rzeczywisty adresat lub adresaci rozważań ministra Warchoła nie zadadzą sobie trudu przeczytania uchwały, warto więc jednak wspomnieć, że uchwała SN w samej części wywodu prawnego to 10 stron analizy właśnie art. 168b k.p.k. z odwołaniami do orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, poglądów doktryny, ustawy o Policji i ustaw branżowych, orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a także bezpośrednich odniesień do art. 498 k.p.k., 368 k.p.k., 170 par. 1 k.p.k., art. 10 k.p.k. Minister Warchoł zdaje się nie zauważać, że SN w krytykowanej przez niego uchwale stwierdził, że jeżeli istnieje możliwość takiego przeprowadzenia wykładni art. 168b k.p.k., aby jego treść pozostawała w zgodzie z Konstytucją RP i normami prawa międzynarodowego, to należy przyjąć właśnie taką interpretację. SN odrzucił część poglądów doktryny kwestionujących konstytucyjność art. 168b k.p.k., gdyż uniemożliwiałoby to częściowo jego stosowanie i ograniczało możliwość stosowania kontroli operacyjnej. Pan minister pominął ten fragment uzasadnienia, zapewne nie pasowałby do tezy artykułu.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że rozważania ministra Warchoła mają związek z obecną sytuacją wokół Sądu Najwyższego, a celem ich jest podważenie zaufania do tej instytucji. Z szacunku do SN oraz czytelników można by było jednak podjąć próbę wykorzystania do tego nieco bardziej wyrafinowanej sofistyki. Choć felieton to nie miejsce na cytowanie poglądów naukowych, chciałbym prosić czytelników o wyrozumiałość i na potrzeby tej polemiki z ministrem Warchołem zacytować fragment artykułu z Dziennika Gazety Prawnej – Dodatku „Prawnik” z 27 marca 2013 r., którego lekturę polecam ministrowi Warchołowi. „Dowód nielegalny jest pozbawiony wartości i nie może być wykorzystany w procesie karnym. Należy go wyeliminować i nie badać jego treści, nawet w zakresie, czy przypadkiem nie ma charakteru odciążającego, czyli na korzyść oskarżonego”. Autorem tego poglądu jest niejaki doktor Marcin Warchoł, ówczesny orędownik wprowadzenia przez ministra sprawiedliwości w rządzie PO tzw. zasady owoców z zatrutego drzewa, wyrażonej w art. 168a k.p.k. w jego pierwotnym brzmieniu. Chciałoby się powiedzieć, parafrazując Franza Maurera, że czasy i poglądy się zmieniają, ale Pan zawsze blisko ministerstwa.