Bojkot piwa był bezprawny, ale organizatorzy za to nie zapłacą – uznał Sąd Apelacyjny w Warszawie. Skończy się na publicznych przeprosinach.
Sprawa zaczęła się we wrześniu 2014 r., kiedy jedna z warszawskich klubokawiarni oświadczyła, że zrywa współpracę ze znanym browarem. Ponadto zorganizowała akcję publicznego wylewania zapasów piwa tej marki (kto chciał, mógł zamiast wylewać wypić). Do akcji przyłączyło się później kilka innych lokali gastronomicznych, nie tylko w stolicy. Poświęcony bojkotowi fanpage ma obecnie 20 tys. polubień.
Akcja ta była protestem przeciwko wypowiedzi prezesa browaru (obecnie posła na Sejm RP), która zdaniem organizatorów obrażała mniejszości seksualne. Producent i dystrybutor piwa wnieśli pozew przeciwko prowadzącej klubokawiarnię fundacji, domagając się zapłaty 100 tys. zł na cel społeczny oraz publicznych przeprosin na Facebooku.
W wyroku z 21 marca 2016 r. (sygn. akt XX GC 1186/14) Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że bojkot naruszał przepisy ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 153, poz. 1503). Jej art. 15 ust. 1 pkt. 2 uznaje bowiem za taki czyn utrudnianie dostępu do rynku poprzez „nakłanianie osób trzecich do odmowy sprzedaży innym przedsiębiorcom albo niedokonywania zakupu towarów lub usług od innych przedsiębiorców”.
Z kolei zgodnie z art. 3 ust. 1 i 2 tej ustawy czyn nieuczciwej konkurencji musi być działaniem sprzecznym z prawem lub dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta. Sąd pierwszej instancji nakazał pozwanej fundacji przeprosić oraz zapłacić 5 tys. zł na cel społeczny.
Po dwóch latach Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił obowiązek zapłaty. Uznał jednak, że fundacja działała jak przedsiębiorca przeciw przedsiębiorcy, przez co naruszyła dobre obyczaje, gdyż przedsiębiorcy nie powinni działać na szkodę renomy konkurencyjnej marki. Ponadto wypowiedź prezesa miała charakter prywatny, a browar, jako odrębny podmiot, nie musi utożsamiać się z tymi opiniami.
– Nie do końca zgadzamy się z tym wyrokiem, choć trzeba zaczekać na pisemne uzasadnienie – mówi Marcin Szwed z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w pierwszej instancji złożyła opinię przyjaciela sądu. – Uważamy jednak, że bojkot miał charakter światopoglądowy, a jego celem było wyrażenie sprzeciwu wobec wypowiedzi, a nie samo zaszkodzenie browarowi czy osiągnięcie korzyści ekonomicznych – dodaje.
We wspomnianej opinii HFPC wskazała m.in., że duże, rozpoznawalne podmioty gospodarcze powinny być przygotowane na krytykę społeczną tak samo jak osoby publiczne.
Marcin Szwed podkreśla też, że nie można tego orzeczenia odnosić do bojkotów konsumenckich.
– W tym wypadku organizatorem była fundacja, która sama prowadzi lokal gastronomiczny, stąd mogła być uznana za przedsiębiorcę. Inna jest sytuacja, gdy bojkot organizują oddolnie konsumenci, wtedy w ogóle ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji nie ma zastosowania – tłumaczy ekspert.
Sebastian Stępak, dyrektor zarządzający w MSL Group i specjalista od komunikacji strategicznej, wskazuje natomiast, że należy odróżnić bojkoty konsumenckie związane z jakością produktów lub usług, od tych motywowanych światopoglądowo.
– W tym drugim przypadku ideologia firmy ma większe znaczenie niż cechy samego produktu, choć często ma związek z pewnymi wartościami czy stylem życia, które oferuje ten produkt. Taki bojkot łatwiej zorganizować i pozyskać zwolenników danej opcji. W takich przypadkach można się też dopatrywać działania jakichś grup nacisku – mówi Stępak.
Zauważa też, że w przypadku dobrze zorganizowanej akcji w mediach społecznościowych nawet duże firmy okazują się bezbronne.
– Mogą one odpowiadać tylko w oparciu o materiał dowodowy, co powoduje pewne opóźnienie reakcji. A obecnie, gdy głos konsumenta jest tak samo słyszalny jak głos firmy, już jeden post może wywołać narastającą falę hejtu – podsumowuje Sebastian Stępak.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 21 marca 2018 r., sygn. akt VII AGa 786/18.