- Deklaracja, którą będą mieli podpisywać kandydaci z list PiS w wyborach parlamentarnych, nie ma mocy wiążącej - mówi w wywiadzie dla DGP Dr Andrzej Pogłódek, konstytucjonalista z Wydziału Prawa i Administracji UKSW w Warszawie.
W następnych wyborach do parlamentu z naszych list będą mogli kandydować tylko ci, którzy podpiszą jednoznaczną deklarację dotyczącą korzystania z immunitetu, tak by nie chronił on osób podejrzanych o przestępstwa kryminalne – zapowiedział Jarosław Kaczyński. To pokłosie tego, że senatorowie PiS w tajnym głosowaniu nie zgodzili się na aresztowanie swojego kolegi Stanisława Koguta. Ta deklaracja będzie miała moc wiążącą dla przyszłych parlamentarzystów?
Tego typu zobowiązanie nie będzie mieć prawnie mocy wiążącej. Konstytucja jednoznacznie rozstrzyga, że mandat parlamentarny jest mandatem wolnym, wyklucza wiązanie osób go sprawujących instrukcjami wyborców. Zakaz ten wyraża się w tym, że za niewywiązywanie się ze złożonych przed elekcją obietnic parlamentarzysta nie może zostać odwołany przez wyborców. Nie oznacza on zakazu podejmowania pewnych zobowiązań przed wyborami czy po nich, np. wzywania go przez wyborców do głosowania w określony sposób. Trzeba też uwzględniać, że wolę wyborców agregują i zbiorowo wyrażają partie polityczne.
To więc tylko propaganda? Pokazanie, jaką jesteśmy uczciwą partią?
Na niewiążący charakter wskazuje już sama nazwa – deklaracja. Tego typu akty spotykane szczególnie w obszarze prawa międzynarodowego publicznego są aktami niewiążącymi, wyrażają jedynie pewne intencje, wolę czy zamierzenie ich autorów. Ale w wymiarze praktycznym mogą wywierać znaczący wpływ na rzeczywistość.
To oznacza, że w przyszłości w podobnej sytuacji parlamentarzyści nie będą mogli bronić swojego kolegi?
Zobowiązanie tego typu będzie mieć – jak już wspomniałem – jedynie wymiar polityczny. W związku z tym parlamentarzyści w każdym konkretnym przypadku pod względem prawnym będą mieć swobodę oceny przedstawionych im zarzutów oraz wyboru sposobu głosowania.
A co jeśli któryś z nich się wyłamie z tej deklaracji? Może być wyrzucony z partii?
Owszem, parlamentarzysta będzie się musiał liczyć z zawieszeniem lub wykluczeniem z frakcji parlamentarnej oraz partii politycznej. Podobnie jest dziś w przypadku niezachowania ustanowionej przez klub dyscypliny. Sama możliwość wiązania parlamentarzystów dyscypliną w głosowaniu nie jest uznawana za podważenie zasady mandatu wolnego, bo nie ma obowiązku przynależności do klubu, można sprawować swój mandat, będąc niezrzeszonym.
Lepszym rozwiązaniem dla partii byłoby wydalenie poza parlament posła lub senatora, który nie zastosował się do partyjnej deklaracji. A obecnie taki poseł staje się posłem niezrzeszonym lub przechodzi do innego ugrupowania. Czy można byłoby wprowadzić takie rozwiązanie w kodeksie wyborczym?
Rozwiązanie przewidujące pozbawienie mandatu parlamentarzysty w wyniku zmiany „barw politycznych”, tj. opuszczenia swojej frakcji parlamentarnej, jest obecne w niektórych państwach (Portugalia, Kirgistan). Ale można uznać, że dochodzi tam do pewnego ograniczenia zasady wolności mandatu parlamentarnego na rzecz partii politycznych. Ustrojowo można uznać to za zasadne, bo wyborcy zazwyczaj głosują na danego polityka, licząc, że będzie w parlamencie realizował program wyborczy danej partii. Są więc w pewnym sensie oszukani przez niego, gdy przechodzi on do innego ugrupowania. Jednakże w Polsce wprowadzenie takiego rozwiązania wymagałoby zmiany w konstytucji.
Czy jeśli Senat zmieni regulamin i będzie można głosować jawnie za zgodą nad zatrzymaniem bądź nie senatora, to będzie można powtórzyć głosowanie w Senacie w sprawie Stanisława Koguta?
Tak, z pewnym zastrzeżeniem. Rozpatrzenie przez Senat ponownie wniosku prokuratury w sprawie wyrażenia zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie senatora Stanisława Koguta byłoby możliwe w przypadku przedstawienia przez śledczych nowych okoliczności, które nie były znane senatorom 19 stycznia. Inaczej mówiąc, wykluczone jest powtórzenie głosowania tylko z powodu zmiany trybu głosowania w tej sprawie.
Swego czasu podobne rozwiązanie stosowała Samoobrona. Członkowie tej partii musieli podpisywać weksle. Za odejście z partii groziły im kary finansowe. Czy można było to skutecznie wyegzekwować?
Przypadek Samoobrony jest w praktyce najbardziej znany. Jednakże oskarżenia o obligowanie swoich kandydatów do podpisywania weksli pojawiały się wówczas także wobec Ligii Polskich Rodzin. Zdecydowanie jednak należy uznać, że podejmowane zobowiązanie było od początku nieważne. Podpisujący weksle nie czynili tego dobrowolnie, co jest wymagane dla podjęcia ważnego zobowiązania, a oprócz tego weksel miał w istocie ingerować w sposób wykonywania przez nich mandatu parlamentarnego, który jest mandatem wolnym. Stąd nie istniała możliwość skutecznej egzekucji tych weksli.
Czy zna pan inne przypadki stosowania przez partie deklaracji lub innych zobowiązań?
Tak, na przykład w wyborach parlamentarnych w 2011 r. ugrupowanie Ruch Narodowy zachęcało kandydatów do podpisania kontraktu narodowego. Z ówcześnie wybranych do Sejmu posłów podpisali go: Przemysław Wipler, Stanisław Pięta i Patryk Jaki. Podobnie w 2015 r. wymienione ugrupowanie zachęcało do podpisania przez kandydatów do parlamentu wspomnianego kontraktu. W ostatnich wyborach podpisali go niektórzy politycy wybrani z listy Kukiz’15. Także w wyborach z 2011 r. niektórzy kandydaci ubiegali się o otrzymanie certyfikatu kandydata przyjaznego życiu i rodzinie, w związku z otrzymaniem którego obiecywali zabiegać o wzmocnienie prawnej ochrony życia poczętego i praw rodziny. W wyborach z 2014 r. niektórzy kandydaci otrzymywali certyfikat kandydata przyjaznego rodzinie, co wiązało się z podpisaniem dekalogu samorządowca. Takich inicjatyw można z pewnością wymienić więcej. Wydaje się, że kandydaci coraz częściej będą się decydować na polityczne związywanie tego typu deklaracjami. Pozwala im to zwrócić na siebie uwagę wyborców. Zwiększa wiarygodność podjętego zobowiązania.
Czy w innych krajach stosowane są tego typu deklaracje?
Tak, szczególnie w krajach, w których scena polityczna jest mocno spolaryzowana i o wyborze może zdecydować głos niewielkiej grupy interesu, a jednocześnie wspomniane grupy są dobrze zorganizowane i zdolne do artykułowania swoich interesów wobec kandydatów.
Czy zna pan przypadki, żeby partia za wpisanie na listę pobierała opłaty?
Osobiście nie są mi znane przypadki – poza doniesieniami medialnymi – pobierania pieniędzy za miejsce na liście wyborczej. Praktyka swoistego sprzedawania miejsc na listach wyborczych w mojej ocenie musi budzić nie tylko zastrzeżenia natury etycznej, ale także powinna stanowić przedmiot zainteresowania organów ścigania, jest to bowiem przypadek kupczenia urzędem publicznym.
A może lepszym rozwiązaniem byłoby całkowicie zrezygnować z immunitetu w takich sytuacjach? Na przykład jeśli prokuratura ma twarde dowody, że poseł lub senator brał łapówkę, to nie powinien chronić go immunitet.
Moim zdaniem należy odróżnić dwa przypadki. Wyróżnić jednak trzeba, mówiąc o immunitecie formalnym, samą możliwość korzystania z niego w celu uniemożliwienia prowadzenia postępowania w danej sprawie. W takim przypadku moim zdaniem immunitet, szczególnie w przypadku spraw karnych, powinien zostać zniesiony. To jednak wymagałoby zmian w konstytucji.
Pan byłby za takim zniesieniem?
Opowiadam się za utrzymaniem wymogu wyrażenia przez Sejm lub Senat zgody na zastosowanie takiego środka zapobiegawczego jak areszt tymczasowy. Praktyka w Polsce pokazuje, że jest on nadużywany. W przypadku parlamentarzysty tymczasowe aresztowanie uniemożliwiałoby w praktyce wykonywanie mandatu, co można by uznać za naruszenie praw wyborców.