- Obowiązkiem sędziego jest przyjęcie funkcji prezesa sądu, jeżeli tylko dostrzega, że jest w stanie prawidłowo ją wykonywać - mówi Dagmara Pawełczyk-Woicka w rozmowie z DGP.

Dagmara Pawełczyk-Woicka, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza w Krakowie, prezes Sądu Okręgowego w Krakowie powołana w trybie pozwalającym ministrowi sprawiedliwości dokonywać w sposób arbitralny zmian na stanowiskach funkcyjnych w sądach

Powołanie pani sędzi na urząd prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie odbiło się szerokim echem w środowisku sędziowskim. Pojawiły się zarzuty, że decyzja ta motywowana jest względami towarzyskimi: zna się pani z Łukaszem Piebiakiem, obecnym wiceministrem sprawiedliwości.

To z pewnością odegrało pewną rolę. To przecież naturalne, że skoro współpracowałam z wiceministrem Piebiakiem, to miał on szansę mnie poznać. Razem działaliśmy również przez długie lata w Stowarzyszeniu Sędziów Polskich „Iustitia”. Tak więc nie ma w tym nic dziwnego, że ktoś, kto decyduje o nominacji, kieruje się swoimi doświadczeniami z pracy z daną osobą.

Swego czasu była pani również delegowana do resortu sprawiedliwości, gdzie pracowała pani nad systemem losowego przydziału spraw.

Jeżeli chodzi o ten system, to była to idea, która połączyła mnie i wiceministra Piebiaka. Od początku wspólnie twierdziliśmy, że wprowadzenie takiego rozwiązania jest konieczne i przyniesie korzyść zarówno sędziom, jak i stronom postępowań. Dyskutowaliśmy, jak to jest rozwiązane w innych krajach. Byliśmy zdania, że przez wiele lat ta ważna sfera dotycząca przydziału spraw nie została uregulowana w sposób należyty.

Jak sama pani podkreśla, jest pani członkiem SSP „Iustitia”. Tymczasem stowarzyszenie to apeluje o nieobejmowanie stanowisk kierowniczych po odwoływanych kolegach. Pani tego apelu nie posłuchała i przejęła szefowanie SO w Krakowie po usuniętej sędzi Beacie Morawiec. Czy będzie pani konsekwentna i wystąpi ze SSP „Iustitia”?

Uważam, że sędzia jest sługą Rzeczypospolitej. I jego nie tylko prawem, ale wręcz obowiązkiem, jest przyjęcie funkcji prezesa sądu lub jakiejkolwiek innej, jeżeli tylko dostrzega, że jest w stanie w sposób prawidłowy ją wykonywać. Nie mam jednak zamiaru nikogo w sposób aktywny przekonywać do swoich racji. To nie jest moją rolą. Natomiast jeżeli chodzi o występowanie ze stowarzyszenia, to jeszcze nie podjęłam decyzji. Jeżeli jednak zostanę z niego usunięta, to z całą pewnością podejmę odpowiednie kroki prawne przysługujące mi w takiej sytuacji i mające na celu zachowanie członkostwa.

Dlaczego? Przecież ewidentnie jest pani nie po drodze z obecnym kierownictwem Iustitii?

W SSP „Iustitia” zawsze mi się podobało, i to przeważyło o podjętej 18 lat temu decyzji o zostaniu jego członkiem. To, że było ono bardzo otwarte na różne poglądy i pełniło funkcję takiej platformy, gdzie mogło dochodzić do wymiany poglądów między sędziami. Nigdy jednak nie było tak, abym zgadzała się w 100 proc. ze wszystkim, co głosiło stowarzyszenie. To przecież naturalne, że ludzie się różnią. Jednak kiedyś w stowarzyszeniu inaczej niż obecnie dochodzono do pewnych kompromisów, wypracowywania wspólnych rozwiązań. Inny był też styl prowadzenia dyskusji. W latach poprzednich na członków nie wywierano żadnych nacisków, żeby postępowali w określony, jedynie słuszny sposób. Teraz natomiast presja wywierana przez stowarzyszenie jest zbyt duża. I to mi się nie podoba.

A jak to wygląda w SO w Krakowie? Czy czuje pani presję także ze strony tamtejszych sędziów?

Sędziowie w stosunku do mnie zachowują się w sposób bardzo wyważony i kulturalny. Oczywiście odczuwam pewną nieufność i niepewność, co wydaje się zrozumiałe i co, mam nadzieję, z czasem minie. Czym więcej sędziów będzie chciało współpracować i włączać się w sposób aktywny w sprawy naszego sądu, tym lepiej. Na takiej współpracy opiera się przecież samorząd sędziowski.

Nie spotkała się pani z personalnymi atakami na panią? Pytam, bo w ostatnim wywiadzie dla DGP wiceminister Łukasz Piebiak mówił o tym, że i takie sytuacje miały miejsce.

Doszły do mnie plotki, że również w sądach krakowskich były pewne nawoływania do zachowań niegodnych sędziego, że były formułowane wypowiedzi zawierające wręcz groźby uszkodzenia fizycznego. Ja mam jednak nadzieję, że to są tylko i wyłącznie plotki, i one nie znajdą żadnego potwierdzenia. W przeciwnym razie bowiem należałoby podjąć zdecydowane kroki wobec autorów takich wypowiedzi. Osobiście jednak z tego typu groźbami czy atakami się nie spotkałam.

Liczy pani na to, że sędziowie z czasem nabiorą większego zaufania do pani. A co zamierza pani zrobić, aby ten proces przyśpieszyć? Czy planuje może pani, wzorem obecnej prezes SO w Warszawie, zwołać zgromadzenie sędziów i przedstawić na nim swoje plany?

Przepisy tego nie przewidują. A skoro tak to zostało uregulowane, to ja nie zamierzam zabiegać o głosy i poparcie w zgromadzeniu. Natomiast chcę swoimi codziennymi decyzjami pokazać, że będę pracować dla dobra sędziów i sądu, którym kieruję. Na tym zamierzam zbudować w przyszłości swój autorytet.

W wywiadzie udzielonym niedawno DGP pani poprzedniczka, sędzia Beata Morawiec, stwierdziła, że osoby obecnie nominowane na stanowiska prezesów nie mają ku temu odpowiednich kompetencji. Czuje się pani wywołana tą wypowiedzią do tablicy?

Nie czuję się wywołana do tablicy, ale powiem tak: gdyby ustawodawcy chodziło o to, żeby prezes, który przede wszystkim jest przecież sędzią, był menedżerem, to wprowadziłby wymóg posiadania odpowiednich kompetencji do wykonywania takiej funkcji. To prawda, że nie mam doświadczenia w sprawowaniu funkcji prezesa sądu. Gdybym je miała, na pewno byłoby to dla mnie ułatwieniem. Jednak patrząc na to z drugiej strony, to dzięki temu, że nie mam bagażu tego typu doświadczeń, mam świeższe spojrzenie na wiele spraw. Muszę przypomnieć, że w środowisku od dłuższego już czasu słychać głosy, i one się pojawiały jeszcze przed wprowadzeniem tych wszystkich zmian, że prezesi sądów nie orzekają, że alienują się od reszty sędziów. To było bardzo krytykowane.

Od czego zacznie pani wprowadzanie nowych porządków w SO w Krakowie?

Niektóre moje decyzje z pewnością nie spotkają się z entuzjazmem części sędziów. Dostałam bowiem zalecenia od ministra, aby ograniczyć w naszym sądzie liczbę sędziów funkcyjnych. Oczywiście nie chodzi tutaj o pozbawianie funkcji konkretnych sędziów, a po prostu o zmniejszenie tej liczby. Następną kwestią do rozwiązania jest angażowanie sędziów do pracy w księgach wieczystych. Pan minister uważa, że nie powinno to mieć miejsca, a przynajmniej powinno być ograniczone do absolutnego minimum. W związku z tym będzie trzeba dokonać przeglądu podziału czynności. I te decyzje z pewnością nie będą popularne.

Wydaje się, że popularności nie zyskała i inna pani decyzja. Mówię o odwołaniu z funkcji rzecznika prasowego krakowskiego sądu sędziego Waldemara Żurka.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ta decyzja wywołała taką sensację. Jej powód jest bowiem bardzo prozaiczny: sędzia Żurek po prostu nie miał zbyt dużo czasu na wykonywanie funkcji rzecznika naszego sądu. W pewnym momencie doszło do tego, że rzecznikiem była tylko sędzia Beata Górszczyk. Dodać także należy, że pan sędzia Waldemar Żurek, niewiele pracując w charakterze rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Krakowie, pobierał z tego tytułu dodatek do wynagrodzenia. Zaznaczam przy tym, że za rzecznika prasowego sądu uważam osobę, która informuje opinię publiczną, media, o toczących się postępowaniach, które budzą zainteresowanie obywateli. To żmudna, codzienna praca, na której zapewne trudno zbudować medialną karierę. Nie uważam, aby wypełnianiem funkcji rzecznika sądu były luźne występy telewizyjne w programach na temat zmian ustrojowych. Nie ukrywam przy tym, że pewne wypowiedzi sędziego Żurka oceniam jako mocno kontrowersyjne. Jednak to naprawdę nie było głównym motywem mojej decyzji o odwołaniu pana sędziego z funkcji rzecznika SO w Krakowie.

Sędzia Żurek, sędzia Morawiec – to osoby, które mogą czuć się osobiście dotknięte zmianami zachodzącymi w krakowskim sądzie. Obawia się pani współpracy z nimi?

Zawsze będę otwarta na współpracę z każdym sędzią, który tylko wyrazi taką wolę. Ja nie mogę traktować w inny sposób niż pozostałych sędziego tylko dlatego, że ten wypowiada się o mnie w sposób krytyczny. To w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Prawda jednak jest taka, że na co dzień nie muszę współpracować ze wszystkimi sędziami liniowymi, o ile oni sobie tego nie życzą. Muszę współpracować przede wszystkim z zespołem wizytacyjnym, a także przewodniczącymi wydziałów. Natomiast gwarantuję, że jeżeli czy to sędzia Morawiec, czy sędzia Żurek zgłoszą potrzebę spotkania się ze mną w sprawach służbowych, będę otwarta. Zawsze znajdę czas dla każdego sędziego orzekającego w naszym sądzie.