Pomysł resortu sprawiedliwości na uproszczenie postępowania może generować tyle problemów, że spodziewane korzyści ich nie zrównoważą.
Chodzi o ograniczenie możliwości podnoszenia w postępowaniach cywilnych zarzutu potrącenia, czyli sytuacji, gdy pozwany wnosi o pomniejszenie dochodzonych od siebie należności o wierzytelność, którą on sam ma wobec powoda.
Ministerstwo Sprawiedliwości wychodzi z założenia, że zbyt często zarzut potrącenia nie ma żadnego uzasadnienia, a pozwani starają się jedynie przeciągnąć sprawę i odwlec moment spłaty długu. By sąd mógł się przekonać, czy zarzut jest rzeczywisty czy absurdalny, musi przeprowadzić postępowanie dowodowe. Stąd projektowany w nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego art. 2031 utrzymuje możliwość podniesienia zarzutu potrącenia tylko w odpowiednim terminie i jedynie do wierzytelności niespornych lub pochodzących z tego samego stosunku prawnego.
Dochodzenie wierzytelności, której z uwagi na planowane ograniczenia nie da się potrącić w ramach tego samego postępowania, będzie możliwe dla pozwanego, jeśli wytoczy on powództwo wzajemne albo odrębne. A to – jak pisaliśmy wczoraj – spowoduje zwiększenie liczby spraw cywilnych.
Ale to nie wszystko. Jak zauważa prof. Jerzy Pisuliński, dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, nowe rozwiązanie, które ma uprościć postępowanie, może nastręczyć dodatkowych problemów.
– Zgadzam się, że możliwość podniesienia zarzutu potrącenia może bardzo skomplikować i wydłużyć postępowanie. Są sprawy, w których dochodzona wierzytelność główna jest oczywista i sprawa mogłaby być zamknięta już na pierwszej rozprawie. Jednak to drugie roszczenie, przedstawione do potrącenia, jest tak skomplikowane, że robi się z tego proces na trzy lata i mamy de facto proces w procesie – przyznaje prof. Pisuliński.
Więcej powodów do uchylania wyroków
– Z drugiej jednak strony takie sytuacje nadal przecież będą występować, nawet po wprowadzeniu nowych ograniczeń formalnych. A teraz jeszcze sądy będą miały dodatkową trudność w ustaleniu, czy zarzut potrącenia jest dopuszczalny, czy też nie – zauważa prof. Pisuliński, wskazując np., że ocena, czy wierzytelność przedstawiona do potrącenia jest z tego samego stosunku prawnego, nie zawsze jest taka prosta. – Owszem, jeśli np. wykonawca robót budowlanych domaga się zapłaty za usługę, a pozwany inwestor podnosi zarzut potrącenia kar umownych za przekroczenie terminu oddania robót, to sprawa jest prosta. Tylko że stosunki gospodarcze są tak skomplikowane, że takie sytuacje będą należały do rzadkości. Z reguły ustalenie, czy wierzytelność jest z tego samego stosunku prawnego, będzie podlegało różnym interpretacjom – zaznacza cywilista.
Wpływ spraw do sądów / Dziennik Gazeta Prawna
I podaje przykład: czy jeśli dochodzona wierzytelność wynika z jednej umowy, a zarzut potrącenia dotyczył będzie wierzytelności z drugiej umowy, a obydwie umowy objęte są tą samą umową ramową, to mamy do czynienia z tym samym stosunkiem prawnym czy z dwoma różnymi?
– Jeden sąd stwierdzi, że z tym samym, a inny odwrotnie. I mamy rozbieżność, która będzie generowała niepewność prawa – zwraca uwagę prof. Pisuliński.
Co więcej, konieczność rozdzielenia spraw może doprowadzić do jeszcze większego niebezpieczeństwa. Nie da się wykluczyć sytuacji, w których wzajemne roszczenia będą z tego samego stosunku prawnego, ale zarzut potrącenia zostanie podniesiony po terminie. Jeśli strona wytoczy powództwo odrębne, to może się okazać, że jest inna właściwość miejscowa sądu.
– Stwarza to niebezpieczeństwo, że będziemy mieli dwa orzeczenia oparte na odmiennych ustaleniach. Jeden sąd, oceniając te same okoliczności, dojdzie do wniosku, że doszło do naruszenia zobowiązania, a drugi, że nie doszło. Takie ryzyko będzie zawsze, jeśli w tej samej de facto sprawie będzie można się procesować przed dwoma różnymi sądami. To niebezpieczeństwo będzie się też pojawiać, gdy roszczenia nie są z tego samego stosunku prawnego, ale istnieje jakaś zależność pomiędzy tymi zobowiązaniami – wskazuje prof. Pisuliński.
Pojawia się też pytanie, czy błędna ocena dopuszczalności zarzutu potrącenia nie będzie potem prowadziła do uchylenia wyroku. Sąd drugiej instancji może mieć odmienny pogląd na to, czy przedstawiona do potrącenia wierzytelność była z tego samego stosunku prawnego, albo stwierdzić, że w sąd I instancji mylnie uznał, że zarzut podniesiono po terminie. Może więc stwierdzić, że przez to nie doszło do rozpoznania co do istoty sprawy.
– Rzeczywiście można się zastanawiać, jaki skutek dla naruszenia art. 2031 będą wywodzić sądy II instancji. Nie sądzę jednak, by sądy często uchylały wyroki, jeśli będzie to główne lub jedyne zastrzeżenie podnoszone w apelacji. W szczególności nie potwierdzają takich obaw doświadczenia związane ze stosowaniem przez sądy art. 493 par. 3 lub obowiązującego do 3 maja 2012 r. art. 47914 par. 4, a to te przepisy stanowiły inspirację przy tworzeniu omawianej regulacji – prognozuje Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości, który jest odpowiedzialny za opracowanie projektu nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego.
Uznaniowość niemile widziana
– Projektowana zmiana jest chybiona, ale rozwiązaniem kompromisowym jest wyposażenie sądu w kompetencję do oceny zarzutu potrącenia w oparciu o kryterium skomplikowania stanu faktycznego – postuluje prof. Andrzej Torbus.
Jednak wiceminister Łukasz Piebiak jest sceptyczny.
– Obawiam się, że wówczas nie osiągnęlibyśmy efektu w postaci przyspieszenia postępowania. Bo, wrzucając kamyczek do własnego sędziowskiego ogródka, skorzystaliby na tym ci sędziowie, którzy nie prowadzą sprawy, lecz sprawa prowadzi ich. Jeśli ktoś nie ma koncepcji prowadzenia postępowania, nie wie, jaki wydać wyrok i jak go uzasadnić, to będzie korzystał z możliwości wydłużenia sprawy, chętnie dopuszczając wszelkie zarzuty, prowadząc postępowanie dowodowe i zbędne czynności. Ze szkodą dla sprawności postępowania – twierdzi wiceminister.