Projekt nowego prawa wyborczego ma być gotowy do piątku.
Wczoraj rozpoczęła prace nadzwyczajna komisja do rozpatrzenia projektów ustaw dotyczących prawa wyborczego. Składa się z 17 posłów – 9 z PiS (przewodniczącą jest Anna Milczanowska), 5 z Platformy Obywatelskiej oraz po jednym przedstawicielu klubów: PSL, Nowoczesna i Kukiz’15. Komisja ma się zbierać codziennie aż do piątku i jak najszybciej wypracować ostateczną wersję projektu nowej ordynacji. – Rok to nie miesiąc, więc czasu do wyborów jest jeszcze dużo. Co nie zmienia faktu, że prace powinny iść sprawnie. Trzeba założyć, że projekt będzie przyjęty najpóźniej na pierwszym posiedzeniu Sejmu w styczniu, a najlepiej jeszcze w grudniu tego roku – uważa wiceprzewodniczący komisji Marcin Horała z PiS.
Wybory a la PiS czy Kukiz’15
Formalnie komisja zajmować się będzie dwoma projektami – zgłoszonym przez posłów partii rządzącej (druk 2001) oraz propozycją Kukiz’15 (druk 2023). Ten drugi projekt dotyczy nie tylko utrzymania jednomandatowych okręgów wyborczych w małych gminach, ale też rozszerzenia tej reguły na wybory do rad powiato´w, rad miast na prawach powiatu oraz do sejmiko´w wojewo´dzkich – tam, gdzie obowiązuje ordynacja proporcjonalna.
Można się jednak spodziewać, że uwaga komisji skupiona będzie na projekcie PiS. Według naszych informacji PiS jest gotów pójść na pewne ustępstwa.
Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) policzyła, że koszt wyborów zorganizowanych zgodnie z wizją PiS wyniesie ok. 640 mln zł. – o ponad 300 mln zł więcej, niż wstępnie zaplanowano w budżecie na 2018 r. PiS przyszykuje więc poprawkę. – Wyliczenia PKW mogą być lekko zawyżone, dlatego wolimy poczekać na ostateczny kształt projektu i na tej podstawie szacować dodatkowe koszty. Z pewnością gros tych nowych wydatków stanowić będą diety dla członków drugich komisji zliczających głosy oraz zakup kamer do lokali wyborczych – mówi Horała.
Możliwa jest też zmiana rejestrowania komitetów wyborczych. Propozycja zakładała, że będzie można to zrobić tylko u wojewódzkich komisarzy wyborczych (ich będzie 16). Dotychczas zgłoszenia takie przyjmowali wszyscy komisarze wyborczy (51). Zdaniem opozycji i Państwowej Komisji Wyborczej jest to ograniczanie biernego prawa wyborczego, bo utrudnia się komitetom dostęp do komisarzy. Ponadto, jak stwierdza PKW, jeden komisarz na województwo będzie miał problem ze sprawnym rozpatrzeniem ponad tysiąca zgłoszeń komitetów (tyle rejestruje się na obszarze jednego województwa).
Dlatego PiS teraz chce, by komitety mogły rejestrować się także u powiatowych komisarzy. A tych będzie 380. Partia planuje też wprowadzić ustawową gwarancję apolityczności komisarzy, gdyż nie będą to musieli już być sędziowie, wystarczy mieć tytuł magistra prawa. Być może pojawi się zapis zakazujący prowadzenia działalności partyjnej przez takie osoby.
Kadencje dzielą polityków
Wygląda na to, że jedna z największych batalii rozegra się o zasady dwukadencyjności. Opozycja i samorządy alarmują – projekt PiS nie gwarantuje, że nowe ograniczenia dla włodarzy nie zostaną wprowadzone z mocą wsteczną. A to skutkowałoby nagłym wyeliminowaniem dwóch trzecich obecnie rządzących w gminach i miastach. Politycy PiS uspokajają. – Przepis dotyczący dwukadencyjności jest jasny, podobnie jak nasza intencja. Nie będzie dwukadencyjności liczonej wstecz. Jeśli ktoś na podkomisji zaproponuje poprawkę doprecyzowującą przepis zawarty w projekcie, chętnie taką zmianę wprowadzimy – deklaruje Marcin Horała.
Ale i tak na ostatniej prostej sprawy zaczynają się komplikować. – Razem z konstytucjonalistami sprawdzamy, czy zasada dwukadencyjności jest dopuszczalna – przyznaje Łukasz Schreiber z PiS. To reakcja partii m.in. na zapowiedzi wicepremiera Jarosława Gowina, który na antenie Polsat News mówił: – Są poważne analizy konstytucjonalistów, którzy mówią, że ograniczenie kadencji w samorządach jest po prostu sprzeczne z konstytucją.
Podobne analizy ma na komisji przedstawić i opozycja.
PSL jest w stanie poprzeć zasadę dwukadencyjności, ale gdyby ją liczono dopiero od 2018 r. Chce też zgłosić poprawkę wydłużającą kadencję lokalnych włodarzy z 4 do nawet 6 lat. – Inaczej będziemy krajem o najkrótszej kadencji w Europie. Są tylko dwa kraje z podobnym ograniczeniem. We Włoszech jest dwa razy po 5 lat, a w Portugalii trzy razy po 4. U nas będzie dwa razy po 4 lata – zwraca uwagę Piotr Zgorzelski z PSL.
Platforma ma problem, jak się zachować. – Dwa razy po 4 lata to za mało. Ale jeśli złożymy poprawkę podobną do tej proponowanej przez PSL, będzie to legitymizowaniem pomysłu PiS. A przecież budzi on wątpliwości konstytucjonalistów – mówi poseł PO.
Co na to PiS? – Wydłużenie kadencji np. z cztero- do pięcioletnich, przynajmniej teraz, nie wchodzi w grę, bo oznaczałoby to odsunięcie naszej zmiany w czasie. Nad wydłużeniem kadencji można się zastanowić, ale za jakieś 7–8 lat, gdy ta zasada po raz pierwszy zostanie realnie zastosowana – ocenia poseł Marcin Horała.
Do gry w każdej chwili może włączyć się Pałac Prezydencki. Dziś dojdzie do kolejnego spotkania strony samorządowej i przedstawicieli prezydenta w ramach powołanego przez Andrzeja Dudę zespołu ds. przeglądu prawa samorządowego.
– Tematyka spotkania miała być inna, ale w obecnej sytuacji główny nacisk będziemy chcieli położyć na omówieniu zagrożeń wynikających z projektu nowej ordynacji – zdradza nam jeden z samorządowców.